piątek, 27 listopada 2015

Koniec końców Tolkien miał rację

Miejsce Smeagoula jest we wnętrzu Góry Przeznaczenia. Razem ze swoim pierścieniem. 

Stało się.

Na drugi dzień po wniesieniu skargi, wezwała mnie Menadżerka i odbyłyśmy szczerą, wyjątkowo interesującą rozmowę w czasie której padło kilka nazwisk, zamiarów, obietnic i sugestii. Wyszłam z misją dostarczenia Pierścienia do Góry Przenaczenia. Zmagałam się z zadaniem ponad tydzień. Kiedy inni spali przy ognisku ja rozważałam za i przeciw i w końcu podjęłam ostateczną decyzję: albo ja albo zostanę zjedzona.

Ty nie było wyboru- domyśliłam się w wyniku tej rozmowy, że oba dwa razy kiedy zostałam zawieszona oraz ten kiedy nie zostałam bo rzuciłam Smeagoulowi jej zarzuty w gębę- wszystko to były trzy nieudane próby Smeagoula pozbycia się mnie z pracy za wszelką cenę. Siłą rzeczy- uznałam, że nie ma tu złotego środka. Ktoś kto próbował wciągnąć mnie do wilczego dołu trzy razy nie zawaha się zrobić tego po raz kolejny i tylko szczęście będzie decydowało i  tym czy uda mi się obronić lub jak bardzo sfabrykowane będą  dowody przeciwko mnie. 

A więc dostarczyłam Pierścień jak obiecałam w czasie rozmowy z Managerką i powiedziałam sobie- piszczele zostały rzucone. Trudno. 

We wtorek się pochorowałam na bezgorączkowe przeziębienie, zgubiłam środę, odzyskałam władzę w mózgu w czwartek i kiedy wróciłam w piątek do pracy- Smeagoulowe biurko stało puste. Tylko kubek do góry nogami. Zwykle Smeagoul pije kawę do końca ale nie myje kubka- stawia go brudnego do następnego ranka. Tym razem kubek stał denkiem do góry ale nie załapałam od razu znaczenia tego faktu. Zaraz po przyjściu i zeznaniach dotyczących objawów przeziębienia-
-Tak, tak, coś wisi w powietrzu, wszyscy to łapią, okropny bakcyl!
...Menadżerka porwała mnie na 5 minut do siebie. Zamknęła drzwi na zapadkę, usiadła i poszła w ten deseń:
-Planowałam się spotkać jeszcze z trzema osobami które miały przedstawić swoją opinię na temat bullyingu Smeagoula. Po tym jak dostarczyłaś Pierścień, lekarze wraz ze mną i Mengerem uzgodnili, że nie ma już sensu dalej się w tym grzebać bo waga zarzutów wykracza poza bullying i nie dotyczy już tylko ciebie ale właściwie wszystkich osób zatrudnionych w tym budynku. Nie obejmuje też 6 miesięcy czy dwóch lat pracy ale całego okresu zatrudnienia Smeagoula. Wobec tego, pownieważ toi ty miałaś jaja, żeby o tym powiedzieć głośno, do ciebie należy ostateczna decyzją jak chcesz tą sprawę zamknąć. Masz do wyboru dwa wyjścia: podtrzymujesz swoją skargę i Smeagoul wypada z gry z dyscyplinarnym zwolnieniem i dwunastoletnią dziurą w karierze bo nie damy jej referencji albo wycofujesz skargę a my uprzejmie prosimy Smeagoula o odejście z pracy w trybie natychmiastowym z minimalnymi referencjami które pozwolą jej znaleźć pracę. Nie wspominamy oficjalnie o Pierścieniu ale podtrzymujemy wersję bullyingu. Pierścień jest jednak powodem dla którego Kadra nie chce przedłużać zatrudnienia Smeagoula. Rozmawiałam ze związkami zawodowymi i jej rzeczniczka oświadczyła, że w skali zarzutów, związki zawodowe nie podejmują się jej obrony. Chcemy uniknąć ciągania się po sądach i Smeagoul wie, że jest na z góry przegranej pozycji. Koniec sprawy.
-Wycofuję skargę.
-I świetnie.
-Zadowolona?
-Tu nie chodzi o zadowolenie ale o sprawiedliwość i godne traktowanie drugiego człowieka.
-Właśnie.
-A więc jestem usatysfakcjonowana. Czy ona już wie?
-Ma dużo czasu na przemyślenia w domu.
-Rozumiem.

I tyle.

Smeagoul. Gollum. Na dnie kipieli pełnej lawy. A Pierścień wraz z nim.

 

wtorek, 24 listopada 2015

Pik pik pik

To jest rok z piekła rodem. Jeszcze takiego nie było w mojej historii i szczerze mówiąc modlę się żeby się skończył.  Rok albo passa. Albo oba.

W marcu Rodzicielka miała zawał.  Gdyby zdarzył się w Polsce, nie byłoby co zbierać.  W ciągu godziny od przyjazdu Pogotowia w samym środku nocy była na stole angioplasty w Oxfordzie, jak się potem okazało - najlepszym oddziale kardiologiczne Europie i drugim na świecie po Klinice Mayo.

Zaczęło się od uczucia lodowatego zimna w klatce na kilka dni wcześniej. W Susla urodziny (Rodzicielka wie jak robić entree bo w Babci Święto Matki zaordynowała sobie wstrząs mózgu kiedy była dzieckiem). O 2 w nocy obudziła mnie z bólem głowy i dziwnym ciśnieniem 160/110. Czuła ciężkość w całym ciele. Po 20 minutach poczuła się lepiej i poszła spać.  O 4 godzinach obudziła nas znowu ale wtedy juz z pełnym wachlarzem objawów kardiologicznych- ból w klatce,  zimna, biała,  mokra skóra,  drżenie rąk,  biegunka, nudności i myśli o śmierci.  Wszystko to razem rozpoznałam do strzału.  W 20 minut przyjechali Strażacy z tlenem, 10 minut potem Pogotowie. Zrobili EKG na miejscu i wyszedł zawał.  Morfina, nitro i nosze.  Susel został z Maluchami które spały kamiennym snem. Ja w Ambulansie, z sanitariuszem i Rodzicielka prosto do Oxfordu w 47 minut. W tym czasie była w miarę stabilna ale na kilka minut przed wjazdem na parking szpitala wykres ekg zaczął wyglądać jak drut kolczasty, sanitariuszem rozciął jej ubranie, podłożył pady defibrylatora i krzyknął żeby się zatrzymali.
Kierowca odpowiedziała ze mają 3 minuty do drzwi wiec odkrzyknał ze cokolwiek robią,  mają robić to szybko. Zajechalismy do wejścia na oddział ratunkowy i od razu pojechała na salę.  Po dobrej godzinie przyszedł chirurg który potwierdził to co przekazał mi sanitariusz, że wszystko się udało,  ma wszczepiony stent do tętnicy wieńcowej i ze przeszła zawał spowodowany zamknięciem światła tętnicy.
Spędziła 4 dni na oddziale w Oxfordzie i w końcu wróciła do domu. Ja załapałam 2 tygodnie wolnego z pracy, co ciekawe - płatnego i w tym czasie przeszłyśmy szkolenie w kwestii torby leków,  badań,  rehabilitacji, szpitalnego zapalenia oskrzeli i spraw logistycznych w temacie: "Jak się objąć o kąty mebli żeby wyglądać jak osoba torturowana przez członków rodziny a nie jak osoba na lekach przeciwzakrzepowych? ".

Było, minęło.  Była trzymiesieczna rehabilitacja podczas której sześdziesięcioletnia Rodzicielka próbowała udowodnić rehabilitantom nie wiadomo co, piłując na rowerku ponad granice swoich ogranicznych kardiologicznie możliwości.  Na ambicje nie ma lekarstwa.

Na lekach do końca życia ma jednak 60% mniej szans na drugi zawał niż pozornie zdrowy pacjent cierpiący na skradającą się chorobę niedokrwienną serca. Kupiliśmy bieżnie elektryczną,  przestała jeść absurdalne ilości słodyczy co bezpośrednio wpływa na stan tętnic, nie mruczy juz na warzywa w obiedzie i nie ma już stanu przedcukrzycowego o którym dowiedziała się po zawale. Jak się nie słucha dziecka to psiej skóry. 




środa, 18 listopada 2015

Wspominałam ze mam jajniki teflonowe?

No dobra, nie teflonowe ale na pewno nie z galaretki.

Miałam do wyboru: wrócić do swojego biurka i cierpieć ewentualne katusze albo zamienić się z Panikarą na czas postępowania w sprawie mojej skargi. Pomyślałam że to nie ja mam się stresować czy uciekać ale Smegoul wiec wzięłam jaja do koszyczka i powiedziałam ze wracam do jaskini lwa i się zoczy. 

I wiecie co? Ludzie nie mają wstydu. Gdybym zrobiła to co zrobiła Smeagoul, gdyby została na mnie złożona skarga o bullying to chyba zapadłabym się pod ziemię następnego ranka. Nie wiedziała bym gdzie się chować,  króliczka nora do której wpadła Alicja nie hylaby wystarczająco głęboka.  A co robi Smeagoul?  Rozmawia jak gdyby nigdy nic! O szybie w recepcji która chcielibyśmy mieć a której nikt nam nie kupi,  pakuje ze mną list do krajów zamorskich żeby nie podał się na rogach. ...

Zero żenady.

Ale ale! Nie mówiłam Wam co było dalej, na drugi dzień po złożeniu skargi! Ale nie powiem dopóki się nie wykluje. Ale cokolwiek to jest, wykluje się z wielkim bum i chmura siarkowodoru będzie unosić się nad okolicą jeszcze przez długi czas.

wtorek, 17 listopada 2015

Kości zostały rzucone.

Byłam.

Smeagoul usiadła, kurczowo ściskając swój pomarańczowy notatnik którym zawsze się podpiera kiedy chodzi o łamanie zasad jej świata. Nie wiem co w nim jest ale podejrzewam, że może Biblia Szatana? :D

Otworzyłam tajemny segregator z półki i już ją trafiła plamista zaraza kiedy powiedziałam, że na czas weekendu wszystko co mam jako dowód... leżało jej na półce nad głową. Bezczelnie, a co.

Przedstawiłam fakty, krok po kroku, zgodnie z moim tokiem myślenia, podpierając się wydrukami aż do triumfalnego: Nie mam nic więcej do dodania, to jak sądzę powinno wszystko wyjaśnić.

Menadżerka spojrzała na nią z wyrazem perfidnego rozbawienia w oczach. Cisza. Jeszcze więcej ciszy.
-No ja jednak uważam to za bardzo interesujące...
-Może nie słuchałaś. Przedstawiłam rok po kroku cały proces, z uwzględnieniem minut które spędziłam na wyszukiwaniu adresu, 11:11-11:14. Czyli według ciebie, teraz wykonywałam swoją pracę ORAZ ponieważ to blisko twojej teściowe postanowiłam sobie po szpiegować mapę na której jest dużo niczego i trzy drogi na krzyż, na przestrzeni 3 minut? A ty wiesz, że każde miejsce na świecie może sobie obejrzeć jakieś 8 miliardów ludzi o ile tylko mają dostęp do sieci? Może podaj zacznij prowadzić zapis i podaj do sądu każdego kto korzysta z Google Maps na świecie na wypadek gdyby prowadził podejrzaną aktywność spoglądania na zdjęcie satelitarne?

Cisza.

-Masz jeszcze coś do dodania?
-Owszem.- sięgnęłam do torby i jak zająca z kapelusza wyjęłam list i podałam Menadżerce- To jest oficjalna skarga na Smeagoul dotycząca bullyingu który na mnie stosuje. Spodziewam się kroków adekwatnych do sytuacji.

Cisza. Menadzerka spojrzała na 3 strony listu i powiedziała:
-I tak też się stanie. Dziękuję. To wszystko.

Smeagoul wypadła z gabinetu, ja jeszcze pozbierałam swoje graty i szepnęłam:
-I co?
Menadżerka podniosła oba kciuki i sprzedała mi Uśmiech numer Pięć ale szepnęła:
-Ale idź już szybko, idź, idź!

poniedziałek, 16 listopada 2015

To jest jakiś cyrk na kółkach!

Po raz TRZECI wylądowałam  wczoraj na krzesełku!  

Trudno uwierzyć, co?

Zostałam zawezwana, poszłam,  wchodzę. ... siedzę SMEAGOUL z mordą jak milion dolarów,  robiącą usteczka w suczy dzióbek. Managerka wzięła z biurka jakieś wydruki, spojrzała na nie i oddala Smegoulowi żeby może sam przeczytał.  Smegoul odpowiedziała:
- Z najwyższą przyjemnością! A więc to jest historią twojej przeglądarki Google według której wyraźnie widać że w godzinach pracy szpiegowałaś moja niedawno zmarłą teściową. O to proszę, nazwa miejsca gdzie ona mieszka, kod pocztowy, mapy. O. 


Co?

Co??

CO JEST KURWA Z TYM MIEJSCEM BO TO JAKIŚ PARANOICZNY CYRK? 

CZY JA WPADŁAM W JAKIŚ CZASOPRZESTRZENNY, MIĘDZY WYMIAROWY OTWÓR W  DUPIE I ZOSTAŁAM BOHATEREM KAFKI?

Spojrzałam na wydruki. Jest czarno na białym ze szukałam pewnego adresu ale robię to za każdym razem kiedy centralne biuro wysyła nam tzw. Poprawkę.  

Wytłumaczę: Załóżmy że 10 lat mieszkałam we Wrocławiu i pod tym adresem znał mnie lekarz. W pewnym momencie zmieniłam lokalnie adres na Jelcz-Laskowice ale nie zmieniłam lekarza więc lekarz ma mnie nadal pod wrocławskim adresem. Mieszkam tam kolejne 10 lat i przeprowadzam się do Warszawy, rejestruję się u nowego lekarza i w formularzu grzecznie odpowiadam na pytania i pisze co następuje:
-adres stały: Warszawa
-adres poprzedni: Jelcz Laskowice.
Recepcjonistka wtłacza to do systemu i wysyła droga elektroniczną rejestracje do centralnego biura. Ale biuro patrzy i widzi nieścisłość wiec kilka dni potem wysyła nam Poprawkę:
-Hej, hola, my tu mamy na glinianych tabliczka że Kokain mieszkała wcześniej we Wrocławiu a nie w Jelcz Laskowice! Proszę skontaktować się z pacjentem i ustalić fakty. 

I tak robimy. Dzwonimy i palimy głupa czy pamięta Pan/Pani swój poprzedni poprzedni adres ale nie ten poprzedni co był poprzednio tylko ten poprzedniej względem tego poprzedniego.
I okazuje się że tak, jak najbardziej ale albo nie pamiętają adresu, albo numeru domu albo kodu pocztowego albo pamiętają cześć ale nie całość i cholera wie co to była za wiocha.... itp
Szydełkowa robota detektywistyczna. Kiedy już ustalimy fakty, wraz z użyciem nieocenionej przeglądarki która wskaże nam ewentualnie brakujące elementy, poprawiamy wpis i wysyłamy znowu do centrali. 

Więc w którymś momencie "ZEszpiegowałam jej zmarłą teściową". A wiem ze tego nie robiłam z wielu powodów z których fakt ze teściową Smegoula  jest mi bardziej obojętna niż obróbka skrawaniem. A już na pewno nie w pracy, siedząc ze Smeagoulem ramię w ramię,  o 11:11 we wtorek rano. Ludzie! 

Rzuciłam papiery na stół i powiedziałam ze ja się w to nie bawię.  Wytłumaczyłam proces poprawek ale nawet jako geniusz nie pamiętałabym po 3 tygodniach szczegółów. Wyszłam złapać oddech. Wzięłam z półki papiery z tym związane,  wróciłam i powiedziałam,  że jeśli czegokolwiek szukałam w tej okolicy to jest to pacjent z tych list- ciągów imion i nazwisk.
-Tobie mała suczko już nikt tutaj nie uwierzy w twoje kłamstwa!  Jesteś kłamcą! 

Upadłam.  

Managerka wywlekła oczy w sufit i kazała się rozejść do wyjaśnienia.
W końcu wszyscy poszli do domu a ja miałam jeszcze 2,5h czasu do zamknięcia przychodni. Pomyślałam sobie:
- NIE! Nie będzie mi gnojówa pluła w twarz i po raz kolejny podkłada mi świnię.  Znajdę to.
Wydrukowałam z mojego komputera ta sama historie przeglądarki i zaczęłam czytać śledząc własny tok myślenia. I znalazłam! Po godzinie gorączkowego grzebania w lawinie wydruków znalazłam nie tylko imię i nazwisko pacjentki ale również pełną historię odrzuconej przez centralę rejestracji ze szczegółami odpowiadającymi historii przeglądarki.

YES!
YES!!

 Nawet Ona wyjrzała zza rogu sprawdzić czy aby nie odbiła mi szajba. Tańczyłam z papierami w ręku jak świruska albo zwycięzca w loterii EuroMilion. Wydrukowałam wszystko, skopiowałam rejestrację, wsadziłam wszystko do plastikowej koszulki i ukryłam w rzadko otwieranym segregatorze wysoko na półce. Usiadłam i napisałam Managerce maila z informacją, że mam dowód na swoją niewinność i bardzo proszę o spotkanie w poniedziałek rano, razem ze Smeagoulem w jej gabinecie. Mam dowody i od razu informuję, że składam oficjalną skargę na Smeagoula. Sprawiedliwości  MUSI stać się w końcu zadość. 

Napisałam w weekend skargę, wrzuciłam w nią wszystko. Napisałam, że Smeagoul w końcu padła od własnej broni, obsesyjnie szpieguje wszystkich i wszystko w Przychodni i tym razem się przejechała sądząc, że jest tak ważna, że inny też ją szpiegują. Napisałam, że paradoksalnie osoba, która zagrzewała mnie do walki z Przychodnią o bullying była przez ten czas gorsza niż ktokolwiek inny w tym budynku- fałszywą, bezczelną agresorką, która chyba zapomniała gdzie jest jej miesce.

Za 2 godziny idę rzucić jej w twarz prawdą. Jeśli mam spodziewać się sprawiedliwości, spodziewam się że zostanie zawieszona, jeśli nie, ja poproszę o czas wolny do czasu rozwiązania sytuacji jak dyktuje nasza najnowsza, podrasowana polityka anty-bullyingowa. Daję Menadżerce szansę na rozwiązanie palącego problemu donosiciela, który jest tak bezczelny, że ćwierka jak bardzo chce być pomocy w stawianiu Przychodni na nogi a jednocześnie wysyła list do Komisji Budowlanej o azbest. Jak tego nie wykorzystają to będą pały.

 

piątek, 13 listopada 2015

Co z tym okienkiem?

Dziwne manewry które pewnie obserwujecie w napięciu wynikają z mojego naturalnie nabytego prawa do wolności opinii, które co prawda mam ale niekoniecznie wiąże się to z prawem do wolności wypowiedzi.
:)
Co prawda, już po jabłkach  ale znowu byłam zawieszona, uwierzycie?

Bo jak ja usłyszałam,  nie uwierzyłam.  :)

Teraz się śmieje ale nie było mi do śmiechu na początku października kiedy to przyszłam sobie do pracy, posiedziałam 20 minut, poszłam na dywanik a potem do domu.
A zaczęło się od tego (i bardzo dobrze), że moja Rodzicielka zaniemogła podczas zakupów w mieście i spędziła 30 minut w pozycji pół leżącej na ławce w środku miasta. A to mroczki a to igiełki a to słabo,  będę mdleć.  Zaprawiona w bojach (o tym później ) przeczekałam zaordynowanie czekolady i zadzwoniłam do Dra Kości po poradę w wizytę. Doturlałyśmy się do domu i Rodzicielka miała stawić się na wizytę na 14:00. A o 13:10 juz byłam zawieszona. 

Za co?

2 lata temu napisałam na Facebooku komentarz do postu o Azjatach pchających się na łeb na szyję do wieczornych przecenionych produktów na półkach w supermarketach. Głośno było wtedy o koniecznym wsparciu policyjnych patroli w Sainsburym w określonych porach dnia. Ktoś opublikował krótki filmik z Azjatami w roli głównej jak uskuteczniają przepychanki , krzyczą,  biegają wokoło jak z pęcherzem, drące się dzieci w wózkach i kobiety wrzucające wszystko jak leci do koszyków. 

Mój komentarz był prosty: sama wiele razy widziałam takie scenki i mogłabym nie jeden raz nakręcić podobny filmik. Nie widać wtedy zwykle Anglików ale samych Pakistanczyków którzy co ciekawe nie żyją na granicy głodu ale są właścicielami nawet 30 domów w okolicy i utrzymują się z lukratywnego biznesu wynajmu pokoi. 

I tyle.

Ktoś mi miły i oddany musiał zadać sobie baaardzo dużo trudu i zmarnować mnóstwo czasu żeby ten post odnaleźć w gąszczu setek moich postów i komentarzy żeby powiedzieć sobie:

-Mam! Tym razem zdechnie!

I zostałam zawieszona za opublikowanie rasistowskiego postu jako osoba znana z pracy w Przychodni która może stracić na reputacji. Moje oczy wyskoczyły z orbit i potoczyły się po dyscyplinarnym dywanik. 

Godzinę potem moja Rodzicielka miała wizytę u Kości- a ja wchodzę do gabinety- w kawałkach, morda opuchnięta, w ręku zmięte, zasmarkane, poryczane chusteczki...
-Co jest? Co się stało?? Znowu coś? Co ci zrobiły?- Rodzicielka.
Na co odpowiedziałam tylko, że znowu wiszę za szyję i żeby teraz skupić się na wizycie. Dr Kość przebadał, obadał i stwierdził, że objawy nie są związane z chorobą niedokrwienną serca i zawałem ale ze stresem. To atak lękowy. No to moja Rodzicielka w tym momncie pojechała po bandzie:
-She, everyday, everyday, work work work! Cry and cry. I listen and I stressed too!!!
I wtedy Kość się dowiedział co sądzi na ten temat moja Rodzicielka. Powiedział, że szkoda, że nie żyjemy 30 lat w przeszłości bo na moim miejscu zaciągnął by je za mordę w ciemny zaułek i natrzaskał w mordy aż miło. Przynajmniej tak to się robiło w wojsku. Dał mi tabletki na sen. Ale w sumie siedziałyśmy tam prawie okrągłą godzinę. Skoro już dwie osoby siedzą i płaczą, jak tylko wyszłyśmy z gabinety, od razu poleciał do Menagerki, choć nie wiedział, że jestem znowu u niej w pokoju po swoją torbę. Wycofał się grzecznie i powiedział, że on i Managerka mają dużo do omówienia i spotkają się jeszcze tego samego dnia. Nie wyglądał na zadowolonego.

Poszłam do domu i wróciłam po 9 dniach- na "dochodzenie". Okazało się, że w międzyczasie menadżerka (która jest z nami od 4 miesięcy i jej mail nie jest popularny ani opublikowany na stronie internetowej), otrzymała anonimowego maila od "szczerej osoby"  która poinformowała ją, że ja- i (znała moje imię i nazwisko), publicznie, w Mieście obnosiłam się z faktem posiadania dostępu do informacji o wszystkich znajomych i możliwości ich dowolnego wykorzystywania.

Co?

CO??

CO K****A??

Już mi wtedy wszystko opadło. Wyjaśniłam, że nie mam znajomych, mieszkam w Wólce od 8 lat, nie mamy znajomych ani angielskich ani polskich, nie mam tu byłych mężów, kochanek, wrednych koleżanek z liceum, nie mam zatargów, nie chcę się na nikim zemścić, nie mam powodu się z niczym obnosić bo ci ludzie są dla mnie obcy. Po drugie jak mogę się publicznie obnosić z czymkolwiek w Mieście skoro jestem tam raz w tygodniu na targu i w Tesco, w pośpiechu spoglądając na zegarek czy już trzeba się zwijać na 13:00 do pracy? Nie chodzimy do pubów, a na herbaciane poranki...

Kiwali głowami.

A rasistowski tekst? Czy ja napisałam: 'brudne, śmierdzące Pakole"? Czy jakbym napisała, że widziałam jak jednonogi bił jednorękiego to znaczy, że mam jakiś problem z niepełnosprawnymi? To był i jest fakt, że jeśli staniesz w odpowiedniej porze w supermarkecie zobaczysz dantejskie sceny z udziałem Azjatów, którzy wydzierają sobie opakowania z rąk, stanowią zagrożenie dla osób starszych i biegają w gangach w oczekiwaniu na wózki z przecenami. Każdy kto to kiedykolwiek widział, cofał się przerażony.

Pokiwali głowami.

I wtedy już rozwiązał mi się worek. Byłam tak wkurwiona, że postawiłam wszystko na jedną kartę: opowiedziałam o bullyingu, o tym, że najpierw mnie marginalizowały, potem poniżały a teraz przyszedł czas na eliminację. Przygotowałam się do tego wcześniej i przeczytałam kilometry artykułów na ten temat. Zrozumiałam, że psychologiczny mechanizm bullyingu zawsze kształtuje się w taki sam sposób i na ponad 30 puntów wyliczonych w materiałach dostępnych na stronach wspierających ofiary, nie mogłam podkreślić może 5? Tych o seksualnym wydźwięku, przemocy fizycznej i bezceremonialnym obrażaniu przy użyciu słów nieparlamentarnych. Cała reszta: ja.

Opowiedziałam o wszystkim. Opowiedziałam jak Smeagoul obrabia dupę każdemu kto akurat nie słucha. Przedstawiłam żelazne dowody za które mogłaby wylecieć z jak z procy, kiedy pisze do mnie jak matka Onej umarła przedwcześnie za grzechy tej suki córki, bo nie zasługuje sobie na to żeby mieć matkę i powinno się jej coś stać.

Nie wierzyli własnym oczom.

Powiedziałam, że skoro wzięły sobie mnie na ofiarę i ganiają mnie po dochodzeniach za takie bzdury i oszczerstwa to może powinny spojrzeć na własne ręce? Powiedziałam też, że te same osoby które dzisiaj pastwią się po mnie, jeszcze ostatniej zimy namawiały mnie do wzięcia szefostwa do sądu, poklepywały po ramieniu, przekonywały, że będą mnie trzymać za łapkę i nic mi się nie stanie.
Wzięłam ich do sądu? Nie. Mogłabym? A dlaczego nie? W końcu mieli problem w dupie przez 1,5 roku. Czy mogę ich wziąć do sądu teraz? Owszem. I wygrałabym bo po raz kolejny siedzę na tym krzesełku, po tygodniach w stresie, nie jem, nie śpię, nie mogę myśleć, nic nie mogę robić, kiwam się przy stole i nie mogę zebrać myśli. Wezmę ich do sądu? NIE. Bo chcę tu pracować, bo kocham to co robię, bo nie mogę się unieść honorem i odejść bo mam rodzinę i nie możemy nagle zostać z jedną wypłatą która cała idzie na rachunki. Bo nie widzę powodu dla którego JA mam zawinąć się ogonem i odjeść. A więc słucham.

Menadzerka wysłała mnie znowu do domu. Zdziwiłam się bo powinna dać mi znać jaki jest wynik dochodzenia na drugi dzień. Zadzwoniła w piątek, że mogę przyjść w poniedziałek na kolejną rozmowę. Przyszłam i dowiedziałam się, że było zebranie. Na zebraniu wszyscy dowiedzieli się o zarzutach bullyingu, o tym jak to wygląda ze strony prawnej i jeśli ktoś jest niewinny, nich pierwszy rzuci kamień. Podobno na sali makiem zasiało. Nikt? Nic? Czekała aż ktoś zaprzeczy, zacznie się wykręcać.... I dodała na końcu, że jeśli jeszcze jeden raz usłyszy chociaż jedną opowieść z gatunku "Wtłoczę ci gębę w kałużę", zostanie zwolniony w trybie natychmiastowym. Że zagroziłam sądem i wygram jeśli wniosę do sądu sprawę o bullying z dowodami które posiadam. A wtedy to szefostwo będzie wiedziało gdzie szukać winnych. 

I wróciłam do pracy we wtorek.


-Może mogę ci umyć kubek po kawie?
-??.... nnie, dziękuję, jeszcze dopiję.- odpowiedziałam nie wierząc w to co słyszę.

/-Ale możesz klęknąć i obmyć mi stopy jak masz ochotę, suko./