wtorek, 29 grudnia 2015

Jeden z tych dni kiedy człowiek częściej się zamyśla

Akurat przechodziłam przez recepcję kiedy przy okienku stanął znany mi pacjent, dowcipniś który zwykle chichra i żartuje ze wszystkiego w  takim stylu:
-Przyszedłem po mój worek pyrek.
Co oznacza ze przyszedł po swoje leki. A odbiera w reklamówce.
-Właśnie odciąłem syna sąsiadki.
-Sssłucham? - przesłyszałam się,  pomyślałam.
-Odciąłem syna pani W. Ze sznura, tam w garażu - powolnym,  nierealnym ruchem odwrócił się do drzwi za którymi widać całą ulicę.  - Jest jeszcze ciepły. 
Rzuciłam się do drzwi, na korytarz i do Managerki.
-Biegnij szybko do pacjenta w recepcji, sąsiad się powiesił!  - wypadłam od niej w biegiem w dół korytarza do pielegniarek:
-Alarm! Managerka juz w drzwiach, biegiem!!
Kolejne drzwi do Gandalfa.
W drodze powrotnej Managerce juz podawali przez ladę defibrylator, na drugą stronę ulicy poleciały we trzy plus Gandalf. 
W recepcji płacz i tragedia. Wszyscy znają panią W , syn mieszkał juz poza domem od lat, najwyraźniej przyjechał do niej na Święta. ..
W 7 minut z Miasta przyleciał helikopter, wylądował na polu za Przychodnią. Mieliśmy wszyscy nadzieje ze uda się go odratowac skoro był jeszcze ciepły a zestaw i pierwsza reakcja była właściwie na miejscu.
Po 40 minutach jednak nasza ekipa wróciła do przychodni ze zwieszonymi głowami.  Nie udało się.  38 letni mężczyzna powiesił się na rajstopach matki w garażu.  Nawet nie pod sufitem ale na klęczkach. Managerka która wcześniej pracowała w więzieniu przyznała ze więzień musiał bardzo chcieć umrzeć.  Trudno jest pokonać własny instynkt samozachowawczy. Wróciły z zakurzonymi kolanami, rozczochrane, z defibrylatorem który jeszcze dwa tygodnie temu służył nam jako zabawka w czasie kursu pierwszej pomocy.

Helikopter odleciał.  Przyjechała Policja i biały van.

Syndrom poświąteczny? Sytuacja bez wyjścia?  Czy może czarny ptak który bije skrzydłami w żebra od środka?

sobota, 19 grudnia 2015

Pełna żarcia

Na przyjęciu Wielki Gatsby.
Susła Firma wyprawiła prohibicyjną imprezę  inspirowaną stylistyką lat 20. Zjechało się ze 200 osób,  z co najmniej 3 firm które tak czy inaczej współpracują na rzecz dobra farmerów Centralnej Anglii. Tacy ludzie jednak nie trzymają w rękach pługa ani nie macają kurom jajek ale trzymają blisko swoje telefony komórkowe i karty kredytowe będąc inicjatorami najprężniej rozwijających się biznesów w kraju.

Punkt zbiorczy czyli bar w hotelu, potem kurs busami do nowoczesnej tancbudy gdzie do północy jedni jedli, inni tańczyli do muzyki z epoki ale generalnie zajmowali się piciem i krzyczeniem do siebie nawzajem. Pewna pani w czerwonej sukience symulowała ruchy z epoki wciągając do zabawy każdego pana w zasięgu wzroku z których tylko Susel okazał kręgosłup i na parkiet nie dał się zaciągnąć.  Nad głową leciał w kółko "Wielki Gatsby" i chyba zadam sobie trud przeczytania książki bo film przypominał same rozgadane głowy. 

Żarcie było świetne - wieprzowina na ostro, indyk świąteczny,  pieczona szynka z kości, świnki w kocykach,  pieczone ziemniaki, pietruszki, marchewka, Bruksela,  czerwona kapusta i ciepłe bułeczki.  Na zakąskę kieliszeczek pikantne zupy ze słodkich ziemniaków z kolendrą a na deser sernik, tarta czekoladowa, christmas pudding, lody i pralinkowa posypka.

Nic dziwnego że do 2:00 w nocy w pozycji siedzącej sączyłam  gorącą herbatę czekając aż wszystko razem pójdzie dalej w rurę. 

Po wszystkim wróciliśmy busem do hotelu gdzie Firma zapłaciła za pokoje.  Sącząc wspomniane remedium na przeżarstwo obejrzałam kluczową 1/4 "Nothing Hill" na Freeview stwierdzając ze Hugh Grant nie powinien być oglądany w żadnym innym języku niż po angielsku bo bez przekazu brytyjskiego akcentu wszystko co wychodzi z jego ust, niezależnie od scenariusza staje się miałkie i bezsensowne. Jest również miałkie i bezsensowne w natywym języku ale przynajmniej bawi fikuśnością. 

A rano wyszliśmy z pokoju w sam środek Lśnienia Stanleya Kubricka. 

W tym czasie Dzieciusiach zaskoczyły Kokainke  bo Majusia płakała przed spaniem za mamusią a Gabi stwierdził że jest jus duzy i mlecka juz nie będzie pił.  Odwrócił się na bok i zasnął podczas kiedy Maja saczyła krokodyle łzy.  Koniec końców oboje wylądowali w naszym łóżku gdzie podusie pachniały mamą i tatą. 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Chupacabra w syropie klonowym

Gdybym wybrała opcję drastyczną- byłoby drastycznie dla Smeagoula ale lepiej dla mnie. Ponieważ wybrałam opcję litościwą- przychodnia musiała zaoferować jej 3 tygodnie wypowiedzenia, więc po początkowej, piątkowej euforii
/nie będę już musiała jej oglądać/
wchodzę w poniedziałek do pracy- prosto w Smeagoula. Jakbym zobaczyła ducha z Opowieści Wigilijnej. O wypowiedzeniu jeszcze nie wiedziałam, więc grunt usunął mi się spod nóg i kompletnie się zdezorientowałam. Paczam- i nie wierzę. łazi po przychodni jak gdyby nigdy nic, ćwierka jak zwykle, nuci kolędy- ustawia sobie na stole podświetlaną choinę z Funciaka.... Co się dzieje?
Szczerze mówiąc, usiadłam jak stałam.

Do końca dnia zwątpiłam też w wartość prędkości światła i w Świętego Mikołaja. Przed wyjściem z pracy napisałam do Menagerki maila z pytaniem o co chodzi z tą chionką bo nie wiem o co chodzi generalnie i muszę wiedzieć jaką zbroję mam przywdziać skoro NADAL pracuję z nią w jednym pokoju?

Na drugi dzień przeczytałam, że jej ostatni dzień pracy to 22.12 i do tego czasu jest na wypowiedzeniu.

A więc uznałam to za psychiczną obronę- musi ćwierkać i śpiewać, ustawiać choinkę bo nie chce przyznać się do tego, że odchodzi na nie swoje żądanie- nikt nic nie wie. Na ścianie wisi ogłoszenie o wakacie ale oficjalnie nikt nic nie wie. NIKT NIC NIE WIE.

Pomijając fakt, że musi szukać nowej pracy- co to za kara? Gdyby musiała stanąć twarzą w twarz z resztą zespołu i powiedzieć: "Jestem na wylocie bo byłam podstępną, dwulicową świnią, która podkopywała bezlitośnie dołki pod każdym, groziłam prawnymi konsekwencjami za sprawy które mnie nie dotyczyły i na głos szargałam opinię współpracowników" to może, tylko może miałaby nauczkę na następny raz albo przynajmniej mogłaby się zaszyć gdzieś w kąciku i przemyśleć to i owo. A tak- odejdzie w blasku chwały i pożegnań. Ale jak jej zrobią 'kffiatki i kartkę'' to się wścieknę.

Powinni przywrócić instytucję pręgierza. Życie w średniowieczu dawało takie możliwości....

We wtorek i środę humor jej obwisł, przestała nucić, potem cwierkać i kilka razy złapałam ją na tym , że obserwowała mnie bez odwracania głowy tak, że aż gałki oczne znikały jej za uszami. Mogłyby się odwrócić permanentnie.

Do końca tygodnia przestała nazywać lekarzy ''kochanie'', ''słoneczko'' itp. A Manegerka jeszcze bardziej ją oheblowała w scenie która zostanie mi w pamięci na długo:
Siedzimy i klikamy. Weszła Managerka, otworzyła szafę z ręcznikami, płynami i papierem toaletowym i stoi.
-Jedno zadanie. Jedno. I też nie dała rady, no. Jedno zadanie, powiedziałam. - mówi na głos do siebie rozbawiona. My klikamy.
-Powiedziałam- niech zawsze będzie dużo papieru toaletowego i nie dała rady. Wyrzucę chyba Ją bo jak nie daje rady z papierem toaletowym to co dalej?- nadal rozbawiona, ja chichoczę.
Smeagoul natomiast zareagowała jak jej instynkt i przyzwyczajenie poradził. Usłyszała dwa kluczowe słowa: ''Ona'' i "wyrzucić" i zaczęła podnosić swój chudy tyłek z krzesełka, żeby znaleźć się bliżej cudu.
-Co mówisz, kochanie? - zapomniała też że nie powinna chyba nazywać ''kochaniem'' osoby, która tydzień wcześniej dała jej wypowiedzenie. Z jęzorem na pół brody.
-Mówię, że nie ma papieru toaletowego. Skończył się. To obraza dyscyplinarna! Wyrzucę Ją.
Menagerka zamknęła szafę i wyszła a Smegoul opadła na krzesełko w stanie euforii i spojrzała na mnie, znowu się zapominając. Miała w oczach milion dolarów, podgrzewany basen i szybką brykę.
/niczego się nie nauczyła/
Chwilę potem, przez drzwi wsunęła się ręka z rolką papieru toaletowego i usłyszałam głos Managerki skierowany do Smeagoula:
-Zwolnienie odwołuję. Jest jeszcze jedna rolka. Dobrze, że mam w sobie tyle litości.

Chcielibyście zobaczyć minę Smeagoula. Jakby jej ktoś usmarował kanapkę masłem gównianym i kazał zjeść.

Nie szkoda mi jej. Jest zła do kości. Lukrowany stwór. Chupacabra w syropie klonowym.