wtorek, 28 października 2014

Znowu moralny dylemat o zapachu lawendy.

Weszłyśmy do sklepu z używanymi ciuchami. W drzwiach minęłyśmy starszą parę ale jakoś tak wiatr zapodawał, że nic nie wyczułam. Dopiero po wejściu do sklepu zderzyłam się ze ścianą smrodu niewyobrażalej magii.

Ekspedientka trzymałą się za nos i usta, klienci ropierzchli się po wieszakach ze spodniami.... ekspediantka wyjęła spod lady lawendowy odświeżacz do powietrza i .....

/jak w zwolnionym tempie/

-Nnnnnniiiieeeeeee.....!!!!


Zanim się wyartykułowałam, całe wnętrze sklepu zostałe wypełnione rozpyloną lawendą od której moje oczy błyskawicznie zamieniły się w tryskające łzami, piekące piekielną siarką otwory w ciele przez które jeszcze chwila a wypłynęły by inne płyny ustrojowe. Pani przepraszała, tłumaczyła się smrodem.... a ja okropnie chciałm kupić Mai apaszkę w tęczową kratkę i zostałam tam o jakieś 95% za długo.

To była 10:30. O 12 stałam w Aldim wybierając z Gabim lody z szuflad.
-Gabi, patrz. Tu są cztery truskawkowe ale w tym pudełku są czekoladowe i jest ich 12. Wybieraj- ilość albo smak.
-/Wszystko w porządku śliczna panienko?/- zapytało mnie zmartwione spojrzenie jakiejś starszej pani, kukającej na mnie ukradkiem.
Otarłam mokrym rękawem swetra łzy kapiące mi z brody i nadal wybierałam lody, jakbym była jakąś młodą matką, która przełamała cieżką, kliniczną depresję i wyszła z domu gotowa KUPIĆ TE LODY nawet za cenę śmierci w męczarniach.
Kasjer nie podnosił wzroku, więc nie zauważył tęczowych błysków moich oczu.

O 12:30 wpadłam do Boots'a:
-Ratuj mnie kobieto!
Kobieta spojrzała, zasyczałą we współczuciu i postawiła na ladzie jakiś chromoglikat. Zapłaciłam, rozszarpałam pudełko, i wycisnęłam w ślepia pół butelesi. Klienci patrzyli jak na narkomankę której dali litrową butelkę zomorfu.

O 13:00 weszłam do pracy po omacku. Wokół oczu pokrzywka jakby mnie ktoś sieknął po mordzie bukietem z pokrzyw.

O 18:30 oczy nadal były gorące, piekące, wrażliwe na światło i dupa z tym wszystkim.

Kto ma szczeznąć w piekle- smrodliwa para, fanka lawendy czy ten geniusz co wymyślił alergię?

sobota, 25 października 2014

Moralne niepokoje

Brytyjskość zaskoczyła mnie pozytywnie i negatywnie wiele razy w ciągu ostatnich 8 lat ale ten temat wyłonił się z oparów realiów i kompletnie mnie znokautował.
Mówi się ze Brytyjczyk to zwierzątko przprzyjazneprzejmie,  pełne tradycyjnych przyzwyczajeń, prowadzące spokojny tryb zycia przy herbacie z mlekiem i ciastku z kremem. Nie liczę w tym młodego pokolenia ktore nadaje sie na podpałke do pieca ale o tym ogolno wojennym i troche młodszym.
Chodzą powoli, nie spiesza się, są usmiechnięci, serdeczni, maja zainteresowania, grupy znajomych, rzadko zostają w domu na weekend. Podróżują,  czasem nawet pracują kilka godzin w tygodniu, niejednokrotnie jako wolontariusze. Idealna emerytura, spokojna starość, o cóż więcej prosić.

Niedawno NHS zauważyło szanse ograniczenia strat i wydatków wynikających z nieprzewidzianych i chaotycznych wizyt starszych pacjentów na oddziałach ratunkowych i przesunęło odpowiedzialność na prywatne praktyki medyczne. W kosztownym projekcie sluzby zdrowia chodzi o to żeby zauważać, zapobiegać i rozwiązywac drobniejsze problemy zdrowotne bez konieczności wykręcania 111 czy 999 przy każdej możliwej okazji. Przypisany do pacjenta konkretny lekarz ma być w stałym kontakcie z domem i rodzina, uprzedzać potrzeby i dopieszczać osoby chore lub wymagające stałej opieki.
W naszej przychodni zakwalifikowało się wiec ok 250 osób i przez dwa miesiące wszyscy oni odwiedzili przychodnie na pół godzinną wizytę podczas której kompleksowo ustalono plan opieki zdrowotnej z uwzględnieniem papierkowych spraw.

O te papierkowe sprawy właśnie idzie.

Pośród wielu podpisów i skierowań pacjenci zostali poproszeni o wypełnienie wiążącego dokumentu określajacego postępowanie lekarzy w wypadku konieczności resuscytacji. Czyli w skrócie pompować i ratować czy odpuścić i podpisać akt zgonu w wypadku zatrzymania akcji serca.
Ponieważ przypadło mi w udziale kserowanie kopii zatrwaąającej większości tych oświadczeń z przerażeniem i niedowierzaniem przekonałam się ze lwia część tych ludzi chce wynieść się z tego padołu przy pierwszej nadażającej się okazji.

NIE PODEJMOWAC PRÓB CPR.

Z 250 osób probe resuscytacji widzi sobie może 10 osób?

10?

Żadnej biedy, zmartwień, uporczywych chorób,  niepełnosprawności. .. poprostu umrzeć i dać sobie spokój.

Pomiędzy tymi dziesięcioma osobami znalazły się jednak dwie które każdy posadziłby o dokładnie odwrotne. Pan JR który w tym roku stracił swoja ukochana żonę na raka jajników, został sam, smutny i pełen tęsknoty, poraniony wspomnieniami każdego dnia kiedy sam sie nią opiekował, nosił do samochodu, myl, podawał leki i poprosił o pomoc dopiero wtedy kiedy ze zmęczenia przestał spać. On chce żyć! Jak najdłużej!
Druga osoba jest ED, 22 letnia dziewczyna która urodziła się z porażeniem mózgowym, żyje na machinie przypominającej statek kosmiczny, zamknięta w bungalowie, z opiekunkami które z racji bezsensownych przepisów zmieniają się jak rękawiczki.

Dziś (taki updejt po kilku dniach) doskanowałam jeszcze jedną nie-zgodę na resuscytację. Chłopak ma 18 lat. GU od 8 roku życia cierpi na glejaka mózgu, przez lata prawie kompletnie stracił wzrok. W okularach czyta litery z odległości 2cm. Właśnie poszedł na studia. Chce projektować auta i pociągi. Uda mu się.

On tez chce żyć. Bezwarunkowo. Jak najdłużej.

Bo życie jest po to żeby brać je garściami.




poniedziałek, 20 października 2014

Prawie jak Halloween


Dzwonimy do siebie z Sekretarką prawie codziennie. Sekretarka uznała, że skoro wsadziłam kij w mrowisko, czas na poznanie Strasznej Prawdy o wielu sprawach związanych z Przychodnią. Otworzyła Szafę i nie wytoczył się z niej żaden szkielet- MASA szkieletów wyskoczyła jednocześnie rzucając się do gardła, smrodząc piwnicznym oddechem i klekocząc kośćmi starymi jak Przychodnia.

Jesu.

Ja nie wiem jak można mówić o sobie jako o Menagerze skoro tak naprawdę żadna menadzerska praca nie ma miejsca- Menadzer nie rządzi, nie dzieli, nie godzi- nie robi nic. Wydaje się, że do tego stopnia, że ostatnio coraz częściej widzi się z lekarzem, domyślamy się, że ze wzgędu na stres bo czuje, że jego kariera w tym miejscu się kończy. Barykaduje się w swoim biurze całymi dniami (śpi, gra w kulki, dwoni na sekslinie, nieważne), boi się wychodzić bo musiałby stanąć twarząw twarz z chaosem który spowodowały jego wieloletnie nijakie rządy.

Podobno z poprzedniej pracy, z której jest taki dumny wyleciał z hukiem. To było latat temu, już wtedy pracował jakko manager dla Przychodni na część etetu, kiedt Przychodnia nie miała nawet linii telefonicznej. Kiedy wyleciał z banku, nie przyznał się Założycielowi i zwyczajnie ogłosił, że odszedł, żeby "całkowicie poświęcić się rozwijającej się przychodni". Kłamstwo wyszło bokiem, po wielu latach i nie każdy o tym wie.

Dowiedziałam się o zamku, o wysadzaniu ludzi ze stołków, o buncie na pokładzie, o rzeczach od których jeżą się włosy.

Ale widzieć pływające gówno to już co innego nić płynąć na oślep mając nadzieję, że nie trafi się na przykrą niespodziankę. Co więcej, łatwiej nawigować kiedy wie się, dlaczego wszyscy pływają zygzakiem. :)


poniedziałek, 13 października 2014

Poniedziałek rano

Pieluszki na wiek Gabiego nie trzymają nocnego zapasu więc codziennie musiałam zmieniać mu prześcieradło i wymienną matę. Budził się rano, pielucha zlana, piżamka mokra a w łóżku mokra plama.

Kupiłam nieprzemakalny pokrowiec na cały materac, z gumkami- luksus i wygoda! Pomyślałam, w końcu suchy materac i koniec z wymiennymi przemoczonymi podkładkami z których zawsze się jednak ulewa . Dobrze, że Maja już taka duża, jak tylko Gabi będzie suchy w nocy, skończy się pewna epoka. :)

Wchodzę dzisiaj rano do pokoju.

Sniff. Znam ten zapach.

Gabiego nie ma w łóżku na dole. Patrzę na pięterko- Maja leży, obejmuje ramionkiem i nogą Gabiego- golusieńkiego jak go Bóg sprowadził na ten świat. Patrzę na podłogę- pielucha zdjęta, piżama porzucona. Macam ręką Mai materac pod Gabim- zlał się w nieswoje łóżko.

Jak kot. Właścicel widzi, że kot siura ciągle w ten sam kąt w przedpkoju więc przesuwa mu tam kuwetę. Na co kot śmiertelnie obrażony postanawia od tej pory siurać Panu do łóżka.

Gabi nie posiada żadnych wspomnień z tej nocy i wyszystkiemu zaprzecza.

:)

sobota, 4 października 2014

Biurowa bliskość

-Masz ochotę na popcorn?
-Pewnie.
-......
-...Był na ziemi?
-Nie, znalazłam go w szufladce ze spinaczami.
-Masz wiecej?
-Niep. To wszystko co zdobylam.
-Podzielmy się.

-Masz mniejszy kawałek.
-To nic, w końcu mamy mało do podziału więc tak mogę pokazać ile dla mnie znaczy twoja osoba.
-Super.

-Zrób mu zdjecie.
-Serio?
-Pewnie, takie chwile trzeba cenić.

-Wyglada jak ząb.
-Zepsuty.
-Obrócić go bo nie przypomina popcornu tylko próchnicę.
-Teraz lepiej. Bardziej jak przekąska. 
-Patrz, twarzowo.
-Wyślesz mi na Watsup? Ustawie sobie jako twoje zdjęcie profilowe. Jak do mnie zadzwonisz przypomni mi sie ta chwila.
-Stanie ci przed oczami jak żywa?
-To przecierz.

....

Piatek po poludniu, Kokain i Skanerka za pieniadze NHS