czwartek, 31 maja 2012

Matka Polka

Mówią, że to nieładnie oceniać swoich rodaków negatywnie, że krew to nie woda i taka sama płynie w żyłach krytykującego. Ale i tak pokrytykuję dzisiaj bo przed moimi oczami roztacza się widok patologii.

Nieczęsto bywam w mieście od kilku miesięcy. Tyle co w weekend w pracy i na zakupach a w ciągu tygodnia pogrążam się w błogim domatorstwie, które cenię sobie ponad wszystko. Ale kiedy już zdaży się wypad na miasto, jak wczoraj, większość przyjemności odbierają mi... matki Polki.

Pojechałyśmy wczoraj do Daventry po basen dla Dzieciusiów. W UK przyszło wiosno-lato, czyli upał topiący asfalt i mnóstwo prażącego słońca. Ponieważ z błękitnej piaskownicy Dzieciusiów Rodzicielka zrobiła w ogrodzie oczko wodne, a same Dzieciusie są już za duże, żeby pluskać się w litrze wody na dnie plastikowej skorupki- przemeblowałyśmy patio i ogłosiłyśmy czas na jaccuzi.

W gorącej i męczącej wędrówce po sklepach w Davntry, uparcie towarzyszyły nam dwie polskie pary: Mamusia, Córuś, Synek i Tatuś oraz Para z Dziewczynką.

Mamusia- od razu widać, że odwiedzającą przylatująca- czarne włosy, siwe odrosty związane recepturką, tonaż podający wyobraźni sceny z ccyem na parapecie, błękitna suknia i czarne sandały bez palców. Córeczka- typowa Polka w UK- blond tleniona, włosy spęte klamrą, sportowe wdzianko, podobnie jak Tatuś, w dresie a Synek- malutki, chudziutki chłopczyk w wieku lat może 3.

Zaczęło się od rozpychania. Rodzicielka co prawda nie sądziła na początku, że Mamusia to Polka ale po trzecim kuksańcu w plecy pomyślała, że czuje się jak w polskiej kolejce do sprzedawczyni parówów. Potem Mamusia otworzyła usta i oczywiście, sparawa się wyjaśniła. :)

Głosno deliberowały o zasłonach i obrusach a Synek biegał w kółko od czasu do czasu ciągnąć mamę za spodnie:
-Mamo.
-Mamo!
-Mamo, no!

Mama Synka ocz\ywiście kompletnie ignoruje wołania. I tak sklep po sklepie. W końcu cierpliwośc dziecka się skończyła:
-MAMO!
-CO!!!!!!!!!!!!!!!- na cały sklep.
-Chcę siusiu!
-JESZCZE CZEGO! CO TY MYŚLISZ, ŻE JA NIE MAM CO ROBIĆ TYLKO NA SZCZANIE BIEGAĆ Z TOBĄ CO CHWILA? WYBIJ SOBIE Z GŁOWY!

Zawarczałam. Cały sklep obrócił się w milczeniu słuchał polskiej mowy w wydaniu jadowitej odpowiedzi na prośbę płaczącego dziecka.

Idziemy dalej.

W jednym ze sklepów Maja znalazła układankę z literkami i bawi się przy wystawie.  Podeszła do niej mała blondyneczka- Dziewczynka od Pary i obie gmerają w literach. Nagle, na cały sklep wrzask:
-MAJA!!! ZOSTAW TO NATYCHMIAST PO-WIE-DZIA-ŁAM!

Obie odwróciły się na krzyk, Dziewczynka odeszła pokornie od zabawki a Maja... usta w podkówkę, tragedia w oczach i płacz! Dziewczynka też miała na imię Maja a producentem tego uroczego wrzasku była oczywiście jej polska mamusia, która nie umiała odezwać się do własnego dziecka jak do ludzkiej istoty.

Maja przebiegła przez sklep i do mnie w płacz tak straszny jakby kończył się świat.
-Maju, to nie było do ciebie, kochanie! Mama nie nakrzyczała na ciebie...
Para stoi oczywiście i słyszy jej płacz.
-Ale Pani nakrzyczała!
-Kochanie, Pani nie nakrzyczała na ciebie, Pani tak krzyczy na swoje dziecko nie na ciebie.- a co, przynajmniej dla satysfakcji.
-Ale oklopnie!
-Wiem kochanie, że okropnie, już nie płacz, nic się nie stało.
-Ale dziencynka jest smutna!
-Nie jest, popatrz, jest przyzwyczajona. - ponownie: a co!
-Ale nie wolno tak ksyceć na Maję!- Maja była niepocieszona i bardzo roztrzęsiona.

Po Parze jak po kaczce. Ekspedientka spytała co się stało i skasowała Parę spojrzeniem służby socjalnej.

W kolejnym sklepie- książki i ciuchy second hand. Stoimy, oglądamy, grzebię w książkach kucharskich... podchodzi dziewczyna, z wyglądu Polka i też ogląda książki. Za jej plecami staje jakiś facet i mówi podniesionym głosem:
-Co ty robisz? Możesz mi wyjaśnić? K s i ą ż k i oglądasz? Ochujałaś? Po co ci to?
-Weź się odwal, idź sobie lepiej, co? Spierdalaj.
-Jak ty do mnie mówisz, co?

Odeszłam, żenadą też można się udusić. Oni pewnie niedługo też się oszczenią i będą wychowywać swoje dziecko na podobnemu sobie.

Dziś w przedszkolu MamaPolka szkoliła swoją trzyletkę jak należy trzymać flamaster. Ośmioro dzieci przy stoliku, jej najmłodsze bo dopiero dołączyło do grupy. Matki stoją za plecami maluchów i jak codziennie zagrzewają do walki o każdą piękną literkę. MamusiaPolka też chyba stwierdziła, ze należy okazać troskę i dawaj strofować  jadowitym sykiem dziecko na całą salę, po polsku:
-Co tu robisz? Co to są- grabie?? Jak ty trzymasz ten flamaster? Jak ci pokazywałam??? Zachowuj się, patrzą się!!!

Się patrzyli, a i owszem, ze zgrozą. Mamusia skrzyżowała łapy na cycach, zmarszczyła brwi, usta ściągnęłą w ciup i patrzy w dół, na stolik- rozejrzałam się po twarzach reszty matek i na ich tle wyglądała jak bardzo-jebnięty-w-dekiel-wkurwiony-jeż. A powinna wyglądać jak matka, chyba...



Nie wiem co się dzieje- czy to pewność siebie przelewająca się przez brzegi wszelkiej krytyki? Czy to bezczelność i brak szacunku dla własnego dziecka czy jakaś poza matki twardej i stanowczej? A może kompletnie- żadna poza, czysta i jawna nagość uczuć czy raczej ich braku?

Jak próbuję porównać ich zachowanie do zachowań brytyjek to polskie matki, które słyszę wokoło wpadają mi w najniższą, proletariacką klasę Anglików, których nazywamy "ci z B.Hill". Dresy, tlenione pióra, zaciśnięte usta, wrogość, pogarda, kompletny brak szacynku do dzieci a tym bardziej do innych. Wrogość okazywana jawnie i otwarcie, pretensja do całego świata za nie wiadomo czyje grzechy.

Czy przyjdzie taki czas, że zmienię zdanie o naszych rodakach? Zdarzy się tak, że podobne sceny zamienią się i częściej będę spotykać normalnych, polskich rodziców traktujących swoje dziecko z szacunkiem, niż takich, którzy z powodzeniem wychowują kolejne pokolenie buractwa z sianem w kaloszach?


sobota, 26 maja 2012

Badanie rynku

Drukuję bloga. Tę syzyfową pracę zadałam sobie po tym jak serwer onetowy padł na kilkanaście godzin i już, już myślałam, że nie powstanie. Bog co prawda istniał ale archwum było PUSTE. Straszne słowo. W końcu się podniósł ale przeżyłam chwile grozy.

Drugi powód to taki, że w dzisiejszych czasach bardzo łatwo stać się swoim własnym wydawcą- złożyć, wyedytować myśli niepoukładane o hodowli karpia świątecznego po sezonie, prowadzenia własnego biura matrymonialnego czy minutki z wizyt w budkach telefonicznych województwa mazowieckiego.

Nie rozważam jeszcze wydania się realnie ale mając wszystko w postaci zerojedynkowej na dysku i wersji papierowej- może łatwiej będzie podjąć ostateczną decyzję?

Jak na razie mam wydrukowany cały 2007, część 2008, nic z 2009, większość 2010 i 2011. Jak narazie odpuszczam sobie 2005 i 2006 bo to czasu odległe, kiedy jeszcze moja wena pączkowała w bólach i jeśli kiedyś się nią podzielę to raczej z okazji okrągłej rocznicy jakiejś- np. diamentowej. Special Edition dla koneserów, dzieło kultowe, prequel. Do tego czasu materiału będzie pewnie tyle co w "Wojnie i Pokoju" Lwa Tołstoja i będzie zajmować podobnie multo miejsca na półkach. Kupiłam folder typu "expandig file", wsadziłam 2007 o file się ekspandnął do granic możliwości. Z jakiegoś powodu myślałam, że zmieści się w nim całe 12 lat, czyli pokorzystam spokojnie z zapasu w folderze. Z jakiego powodu- nie wiem. :) Pewnie to podświadome odrzucanie oskarżeń o gadulstwo i wodolejstwo.

Kupilibyście e-booka "Kokain czyli Mój Nieokrzesany Charakterek" w postaci 5 tomów? :)

piątek, 25 maja 2012

No to coś z przeszłości


Ale Komunie, wracając do tematu- rzeczywiście wyzwalają w nas Polakach najgorsze instynkty. Pamiętam swoją- ponieważ moje kuznostwo było mi zawsze tak odległe jak wybory prezydenckie- uścisk ręki co 4 lata, Rodzicielka i Babcia nawet nie rozważały zapraszania rodziny mojego ojca. Miało być słodko i na 4 osoby.

Nagle! Pod Kościołem, z tłumu wyskoczyła grupa spragniona kontaktu z ukochaną kuzynką Kokainką i małe grono zamieniło się w 4+12. Do tego Ciocia z Krakowa, której nwet moja Rodzicieka nigdy nie widziała na oczy. Mój kuzyn jak się okazało miał swoją komunię w ten sam dzień i pod gajerkiem, całą drużyna zapakowała sę w auta i z drugiego końca miasta zjechała na Śródmieście.

Ok, nikt się nie spodziewał nalotu ale Kościół św. Michała to gotycka kolubryna, więc pomieścił i ich dwunastkę, pomieściłby i kuzynów z Hyperborei- oby nie moich.

Po ceremoni:
-No to co, idziemy do was?
-?

Należy wspomnieć w tej opowieści, że nasze mieszkanie to był wtedy cud sztuki kawalerskiej- 39m*2, w tym pokój połączony barkiem z kuchnią, mój pokoik, łazienka, przedpokój 1x1m i balkon. A w nim 17 osób, gdzie nie było stołu, krzeseł a tym bardziej przygotowanego poczęstunku na tyle luda. Wujcio oburzył się, że nie ma mięsiw i wódeczki, Ciotunia zażądała torta podzielić równo po dzieciach z czego jej było troje z sześciu. Drugi Wujcio otworzył zamrażalnik, znalazł desery lodowe i ogłosił:

-No to my po lodziku i jedziemy. 

Zjedli wszystko i rozjechali się do domów. Wszystko dlatego, że mamusia Kuzyna stwierdziła, że nie będzie gotować dla całej rodziny z okazji Komunii bo ma globusa i wszystko w swojej wczesno przekwitającej, acz rozbrykanej dupce.

Po Komunii mam jedno zdjęcie na którym- na fotelu rozsiadł się mój Kuzyn-Komunista, jego Brat stanął z tyłu, trzy Kuzyneczki obsiadły oparcia a ja, w sukience komunijnej, na podłodze- jak pudelek z kokardką na zdjęciu rodziny królewskiej.

Czy ja mam o wszystkim takie chore wspomnienia?? :D

Sprostowanie: nie tylko Komunie wyzwalają  w Polakach najgorsze instynkty- również zaręczyny, śluby, chrzciny, bierzmowania, pogrzeby i stypy. Czyli generalnie, zbyt duża ilość podobnego sobie materiału genetycznego z obcymi domieszkami stanowi mieszankę wybuchową.



Nagroda dla...





OMG!

Detaksacja- tegoroczna Nagroda za Przetrwaną Żenującą Komunię bez ofiar w ludziach idzie bezwarunkowo do Ciebie.

Nie, nie- nie, żebym sama twierdziła, że coś było nie tak z Komuniami po naszej stronie kawiatury- wszystko pięknie i jak powinno. Chodziło mi o samą Japi, której znowu siada na beret. A kiedy tak się dzieje, Anieli Pańscy zadzierają szaty i zwiewają tam gdzie najgęstrze chmury. Dam przykład, to może trochę unaocznię zjawisko. Kiedy przyjechała do UK nosiłam rozmiar 12. Pożyczała ode mnie ciuchy bo miałyśmy identyczne dupki, moja szafa była pełna, jej walizka za mała na różnorodność kreacji na odmienne okazje. Po dwóch ciążach w ciągu dwóch lat  mam dziś rozmiar 14 z tendencją ku 13. Ona po ciąży bliźniaczej przez wiele miesięcy wciskała się w dżinsy z których wylewały się balerony skóry, bo to normalne, że trzeba mieć czas na wchłonięcie takiego cudu natury jakim jest bliźniaczy brzuch ciążowy. Do poworotu do pracy na pełen etat ciągle narzekała, że za mało się rusza. Od powrotu natomiast- spuściła rozmiar i dziś nosi coś w okolicach 11.
Na przyjęciu pokomunijnym taki oto monolog, tuż obok mojego ucha, kiedy akurat siedzę i podjadam jej lekki jak pyłek biały tort (nie żeby sama piekła):
-Ja tortu nie jadam, dbam o siebie, nie to co reszta. Dla mnie to jest patologia! Pa-to-lo-gia! Żeby kobieta rok po ciąży nosiła rozmiar 12? Wróciłam do swojego rozmiaru 8 (FOMG!) i jestem lekka i piękna. Jak taka sobie siedzi w domu i lubi wyglądać jak krowa to proszę bardzo.

..... 

Potem zaproponowała zebranym drineczka, ale o mnie zapomniała choć pokój ma 4x4m i trudno się w nim zgubić, herbatę zrobił mi Szwagier, drugą jego Mama. Kiedy zagrzała parówki swojej trójce i Potworaskowi, Maja sama spytała czy może też dostać parówkę. Wszystkie dzieci już dawno zjadły kiedy Maja dostała swoją. I tak dalej, i tak dalej...

Podobno ma pretensje, że nie byliśmy w Kościele. Dla nas to dwie dniówki w plecy i przyjemność stania godzinę na ulicy, bo Maja ani Gabi nie usiedzą w Kościele 5 minut. Miałam więc po raz kolejny wziąć urlop- kompletnie niemożliwy po ostatniej niedzieli, kiedy musiałam bujać ze łzą w oku, żeby jechać do Londynu, krążyć z dwójką dzieci po ulicach, żeby dotrzeć do domu i usłyszeć, że jestem krowa bo mam rozmiar 12????

Nie była na pierwszych urodzinach Gabiego, na drugich i trzecich Majki- wysyła delegację, miłą nam wszystkim ale tłumaczenie się, że nie przyjedzie na przyjęcie urodzinowe bo Bliźniaczki się zmęczą jest co najmniej śmieszne. Już w zeszłym roku obiecałam sobie nie jechać na jej imprezy ale nie jest łatwo skoro Suseł jedzie. W tym roku, z ręką na sercu, Suseł pojedzie jako delegacja, Dzieciusie zostaną w domu, dzień do przodu i żadnej żenady.

sobota, 19 maja 2012

i do przodu...

Komunia II dokonana. Tym razem bez urlopu, migania się, łzawych opowieści  o tym, że muszę mieć wolne w niedzielę bo przylatuje Teściolandia zobaczyć Dzieciusie przy okazji święta. No coś musiałam wymyśleć! :) Co prawda "zdążyć" na Komunię 5h po ceremonii to nie do końca być na Komunii ale masowy handel spożywczy ma swoje prawa, szczególnie tydzień po snuciu tych wspomnianych dyrdymałów.

Maja nawet długo oczarowała Chłopaków ale w końcu cierpliwość się skończyła i dostała przepustkę do przedpokoju. Przynajmniej już nie słychać, że:
-A może tak musisz już iść do domu Maja?- bo serce się kroi i człowiekowi odbiera mowę. :/

Maja strzeliła focha ale spacer z Tatą i Ciocią poprawił humor. Gabi pił i jadał co nie uciekało, rysował, robił porządki w klockach i latał pod sufit- jemu na razie niewiele potrzeba do szczęścia, urazić się nie da.

Ja natomiast doznałam "urażenia" na pełnej linii i aż 4 razy, niczym jak u Ally McBeal, wirtualnie, w wyobraźni FakiJapi dostała ode mnie z liścia, z rozpędu, z doskokiem. To się ponoć nazywa "Flying High Five Bitch Slap". Pomogło na tyle, żeby nie uronić choć słowa skargi ale marzy mi się realizacja. :)

Jakbym jej nie znała (a znam jak zły szeląg), powiedziałabym, że ma nawrót syndromu sprzed 5 lat. Może się mylę, może ludzie się zmieniają a może tylko... no właśnie- jak ten zły szeląg.

....kwiat
....lotosu....


czwartek, 17 maja 2012

Dumna mama, mokra pupa

Ale jestem też dumna z mojej córesi!

Siedzimy, gadamy, wszystko co małe łazi i sciąga ze stołów coś śłodkiego (czytaj: Gabi). Znajoma Bratów - Brytyjka mówiła potem, że słyszała co Maja powiedziała ale myślała, że to coś po polsku, więc nie zwróciła uwagi...:D

Z góry słychać:

-Mamoooo! Mamooooo! Mamoooooooo!
-Co kicia?
-Pomocy!
-A co ty tam robisz??
-.... UTKNĘŁAM!!!

Idę  szybko na górę, zaglądam do sypialni jednej, drugiej, trzeciej- nie ma!

-Maju?
-Tu jeśtem! NA KIBELKU........ I UTKNĘŁAM!

Wchodzę ci ja do łazienki, Maja siedzi W kibelku z pupą w misce klozetowej, kolana na wysokości brody.

Sama stwierdziła, że chce siusiu, powiedziała wszem i wobec, że "want wee wee", poszła do ubikacji, zdjęła spodenki i gatki, usiadła na kibelku, zrobiła siusiu i wpadła pupą w dół.

Trochę tak tylko mniej skośnie i bez płaczu:




Taka więc byłam dumna,że moja niuniu wpadła do kibelka..... pierwszy raz w życiu odbywając samodzielną wycieczkę do ubikacji.:)

Takich dni tylko mniej

Nie sądziłam, że to kiedyś powiem ale zrobiłam się wiejska baba i już nie mam nerwa na życie w wielkim mieście.

Pochodząc z milionowego miasta człowiek wrasta w atmosferę nerwowości, zagrożeń ze strony samochodów, auobusów, czerwonych świateł, pijanych kolesi na rogach ulic, własnych sąsiadów, ciemnych piwnic, bankomatów, parkometrów etc. Utrzymuje się na pewnym poziomie napięcia do którego jest przyzwyczajony i nawet nie zauważa, że nieustannie żyje w obawie czy akceptacji pewnych zjawisk na które nie ma wpływu.

Na wsi, takiej jak nasza- wszystko odpuszcza. Można iść środkiem ulicy, nigdzie nie ma podejrzanego typa, zza zakrętu nie wyskoczy autobus z prędkością światła ani karetka na sygnale, można parkować, zostawić rower na środku chodnika, drzwi nie zamknięte na klucz.....

Ani się nie obejrzysz, jak szum i gwar miasteczka 40 000 wywoła ból głowy i niewytłumaczone napięcie a co dopiero Londyn....

W niedzielę pojechaliśmy na Komunię Potworaska. Wjeżdżając do Londynu od północy, klucząc ponad 40 minut wśród niekończących się zakrętów, ulic i uliczek, aut po obu stronach, sklepów,bazarów, ludzi wszelkich wyznań i kolorów, załapałam się na tym, że wstrzymuję oddech. Suseł był wykończony jazdą w takim ruchu. Dojechaliśmy pod kościół, gdzie nie było miejsca zaparkowania ale był Brat Susła, który stojąc na rogu zamachał, że możemy zająć jego miejsce a sam przeparkuje auto gdzie się uda. Wjazdu na miejsce bronił samochód pewnego bardzo czarnego pana stojącego na chodniku. Brat zamachał do niego i spytał, czy przesunie się trochę z autem, żeby mógł odjechać i dać nam zaparkować. Pardzo czarny pan podniósł kciuki do góry, z uśmiechem stwierdził, że ok, wsiadł do auta i przesunął się 30cm w tył. Manewry zostały zakończone..... Brat wrócił pod kościół - a tu bardzo czarny pan:
-Ty nie masz do mnie szacunku! Ty do mnie mówisz niewłaściwie! Ty jesteś rasista!!

Brat wybałuszył oczy. Nie zauważył tego, ale wydaje mi się, że kiedy czarny pan wsiadł do auta, w srodku siedziała jego kobieta- Polka z resztą rodziny na tą samą Komunię.Pojedrzewam, że się sucz zebrała do judzenia, jak to sobie pozwolił tak się przesuwać przez jakiegoś Polaczka. Dlatego wysiadł z auta i dawaj to pyskówki. Nawet chciał się bić! Poleczka uśmiechnięta, czekoladkowe dziecko pod nogami, za 10 minut rozpoczęcie mszy a ten chce skakać na klaty!

Już było niemiło.

Weszliśmy dokościoła ale okazało się, że chrzest nic nie dał- Maja ma nadal diaboła pod skórą i kościoły ją drażnią. Za głośno śpiewali, za dużo ludzi, mamo- chcę wyjść!!

Wyszłam więc z Mają i Gabim akurat na pana, który wlepiał mandaty za parkowanie- od czarnego pana,po horyzont. Spytałam dlaczego, skoro jest niedziela i roboty drogowe się nie odbywają, pokazał mi miejsce gdzie nie dałby mandatu- w bramie z napisem NO PARKING. Odpowiedziałam, że jeszcze 10 minut temu stał na rogu i patrzył jak ludzie parkują przed mszą i wtedy nie był parkingowym, a teraz jest?

-It is already done.

Znowu zrobiło się niemiło.

Wróciliśmy do domu Potworaska i spędziliśmy bardzo miły dzień na rozmowach, jedzeniu, skakniu na trampolinie i bieganiu za dzieciakami. :D

O 22:00 nadszedł czas na wyjazd do domu. Zanami miał jechać Szwagier, FakiJapi, Dzieciak i Bliźniaczki. Wybieraliśmy się razem, kocyki, butelki, torby, sweterki.... jak tylko Maja zobaczyła, że się zbieramy w ryk! Tam bajeczka, chłopaki, tjampolina a ona ma jechać do domu????

Suseł owinął ją w kocyk różowy, ja Gabiego w niebieski i wychodzimy z domu do auta. Wsadziliśmy dzieciaki do samochodu, Maja koncertowała przykładnie na całą ulicę, kiedy usłyszałam Żonę Brata
-Yes, yes, she is very tired! (tak, tak, jest bardzo zmęczona!)

Kątem okazauważyłam jakś kobietę stojącą przed swoim domem, na chodniku. Brat miał nas odprowadzić do wjazdu na autostradę, więc zakręciliśmy w zatoczce i podjeżdżamy przed dom ponownie, żeby pozwolić mu prowadzić jako pierwszy.

A TU BABA ROBI NAM ZDJĘCIA KOMÓRKĄ!

Patrzę w szoku, Brat zasłania własną piersią siwą szlamę, ta się wyrywa do pstrykania- poczułam się jak gwiazda filmowa napadnięta przez papparazzich. Brat krzyknął tylko:
-Jedźcie! Baba wzywa policję!

Zwinęliśmy się więc błyskawicznie ale gdzie jechać?? w prawo ulica,w lewo ulica, wszędzie Londyn a GPS padł bo zapalniczka w aucie nie działa. Zawróciliśmy po cichutku na ulicę Brata, gdzie po kilku minutach już wszyscy powracali do domów, gdzie do wyjazdu właśnie zebrał się Szwagier i Faki. Za nimi dojechaliśmy do autostrady i dalej po znakach do domu.

Kiedy tylko minęła mi ochota wrócić, wysiąść, popukać do drzwi siwej szlamy i strzelić jej przemowę... zadzwoniłam do Brata dowiedzieć się o co poszło.

Jak się okazało- porwaliśmy dzieci! Zadzwoniła na Policję, groziła wyrzuceniem Brata z rodziną z domu do którego dopiero się wprowadzili, szczuła sąsiadem z biura śledczego, który z pewnością coś na nich znajdzie, totalnie nawalona.... Brat powiedział:
-Jedźcie przepisowo, jak was ktoś zatrzyma mówcie od razu, że baba wam błyskała fleszem, robiła zdjęcia dzieciom, Maja się wystraszyła.

Reszta drogi do domu upłynęła w stresie jakbyśmy uciekali z miejsca zbrodni. Porywacze dzieci za którymi z pewnością już jedzie tajniak. Oczyma wyobraźni widziałam jak wpadają, odbierają nam Dzieciusie bez pytania, siedzimy w areszcie, Dzieci nie wiadomo gdzie..... Każdy kilometr dalej od Londynu odejmował ułamek tego potwornego strachu.

Rano miałam ochotę WIELKĄ zadzwonić na Policję i poinformować, że ubiegłej nocy pod danym adresem w Londynie jakaś kobieta straszyła mnie i moją rodzinę, robiła im zdjęcia i groziła Bratu. Nie zrobiłam tego tylko i wyłącznie ze względu na niego...Mam ochotę WIELKĄ następnym razem, kiedy będziemy u nich, popukać sąsiadeczce w drzwi i pokazać jej co to jest "harrasment".

Ale mam nadzieję, że nie będę w Londynie następne 10 lat. Nie umiem już żyć w napięcieu, że przypadkowo spotkana na ulicy osoba będzie się chciała tłuc w imię własnego rasizmu, ktoś naśle na mnie Policję z oskarżeniem o przestępstwo względem dzieci, tym bardziej własnych, wlepi mandat po tym jak poczeka cierpliwie jak Tekla aż muszki wpadną w sieć......

Dziś, wczoraj i w poniedziałek- NIENAWIDZĘ LONDYNU!



niedziela, 6 maja 2012

NA-RE-SZCZCIE!!

Ogłaszam wszem i wobec, głośno i dobitnie, że oto Maja jest wolna od pieluchy dziennej!!!


Udało się dzięki temu, że z żelazną konsekwencją, wraz z paniami z przedszkola odstawiliśmy pieluchę i rzuciliśmy Mają o beton, przysłowiowy. Maja najwyraźniej uważała, że skoro do przedszkola chodzi w pieluszce, nie widzi powodu dla którego miałaby w domu brać serio nocnikowe roszady. Tablica z naklejkami działała póki Maja nie wymyśliła sobie, że za kupę w spodenkach też powinna dostać naklejkę.

Panie kazały przynieść do przedszkola 5 par spodni i gatek, kupić majty na 12 latkę, żeby były luźne i łatwo się naciągały, mnóstwo reklamówek i cierpliwości. Po 2-3 tygodniach Maja wróciła do domu w tych samych spodenkach w których wyszła. :) W domu, potrwało to niewiele dłużej aż pewnej soboty pojechaliśmy na całodzienne zakupy bez pieluchy. Rodzicielka i Suseł załamywali ręce ale ja byłam gotowa biegać do Centrum Handlowego nawet co 10 minut, żeby złapać siki w drodze do gatek. Maja pięknie poprosiła na ulicy, że chce siusiu, doniosła do kibelka i od tego czasu jest bardzo dumna  z siebie, kiedy w mieście "robi siusiu i myję rączki jak panie", czyli inne klientki toalet. :)

Teraz prosi już za każdym razem, nawet rano, kiedy przychodzi do naszego łóżka się potulkać w pieluszce z nocy, będąc świadomą nie zrobi już siusiu. Będzie się upierać o nocnik i koniec!

Wykorzystując dobrą falę, kupiłam też podkładki pod prześcieradło i dwa dni z rzędu Maja nie posikała się w nocy wcale. Ale potem już nie było tak ładnie, więc odstawiłam pomysł. Poczekam tydzień, potłumaczę, zobaczymy. Gdyby Maja obudziła się w nocy i płakała, że jest mokro, jak raz się zdarzyło, byłoby ok ale zdarzyło się, że spała do rana w mokrych spodenkach i rano "piekła pisia". Nie chcę, żeby źle się jej kojarzyło spanie bez pieluchy.

Jestem w niebie. Choć nocnikowanie jest o wiele bardziej czasochłonne od pieluchy, no i Gabi nie ułatwia sprawy. Maja siada do czytania "Wojny i pokoju" a Gabi tylko czeka aż zejdzie i w czasie kiedy ja wycieram pupę i  zaciągam Mai gatki- Gabi wrzuca do nocnika zabawki. :/ Zabawa na całego- a śmiechu przy tym!

Uffff... Maja jest gotowa do pójścia do szkoły we wrześniu. Ufff......

....choć jak się okazało, i tak nie byłoby wielkiego dramatu, bo zadzwoniłam do szkoły dowiedzieć się co mam zrobić w sytuacji w której dziecko nie będzie samodzielne nocnikowo i dowiedziałam się, że fak, że dziecko jest dumnie nazywane przed rodzica "samodzielnym" nic nie znaczy, ponieważ duży odsetek dzieci nie nadążają za wymaganiami rodziców i otoczenia i pomimo braku pieluchy, robią w szkole w spodenki praktycznie codziennie. Nauczyciele są na to przygotowani, zmieniają ubranka bez problemu i nie robią z tego dramatu. 4 latki są samodzielne zanim opuszczą Reception Year i wszyscy są szczęsliwi i nikt zestresowany.

Ha! Tymczasem Maja nie miała wpadki już prawie 3 tygodnie. Myślę, że to koniec problemów.

:D

Motoryzacyjnie

No dobra...

Skończyło się na nowym aucie. To znaczy, ja bym chciała, żeby było nowe, ale mam na myśli nowe-stare.
Z naszym autkiem nic nie dało się zrobić. Oczywiście, gdybyśmy byli w PL, każdy mechanik zakasałby rękawki i postawił na koła. Pod skrzynią biegów jest jakiś przegub, który wyrobił się po 250 000 km i pewnego dnia, zaczał stukać, stukac, stukać, stukać, stukać, potem coraz szybciej i głośniej. Miał prawo po 6 krotnym objechaniu równika! :D Można było zmienić skrzynię biegów wraz z przegubem ale nasi polscy mechanicy to leniwe bestie i się im nie chce. :/

Jeszcze myśleliśmy, że dobujamy się do maja, ale autek stwierdził, że czas na zasłużony przemiał i na dwa tygodnie przed 13tką Susła zepsuł sobie pompę wodną i decyzja zapadła. Na szczęscie, że doczekał prawie do końca miesiąca, bo bez 13tki, bylibyśmy w tak zwanej "dupie". :) Przez dwa tygodnie służył do jeżdżenia po bułki do co-opa i trzymania w nim wózka Gabiego, który już nie jest potrzebny.

Mechanicy na szczęście znaleźli alternatywę i podstawili jak na zamówienie Forda Mondeo. Co prawda nie Estate, czyli o wypychaniu bagażnika szyłem, myłem i siekanym gwoździem nie ma mowy ale na zakupy raz w tygodniu i spacerówkę w sam raz.

"Wynajęliśmy" go więc na 2 tygodnie, do wypłaty, żeby się zorientować czy nam odpowiada i .... Suseł znalazł w sieci Forda Mondeo ale o 100f tańszego, Estate, z mniejszym nieco przebiegiem. Gość ucieszył się z chętnego, obiecał pozostawić auto do poniedziałku, zdjął ogłoszenie ze storny i zainkasował 100f zaliczki, dla pewności, że myśłimy o zakupie poważnie. Do poniedziałkowego popołudnia utrzymywaliśmy kontakt, ustalaliśmy godziny i miejsce spotkania....a o 18:00 odebrał telefon i stwierdził, że "ojciec sprzedał auto rano komuś innemu".

K****A! Ręce opadły. Wizyta ustalona, kasa wpłacona, auta nie ma. Oczywiście obiecał odesłać zaliczkę najszybciej jak się da..... po dwóch dniach i ignorowaniu naszych telefonów, napisałam ze swojego numeru sms'a a obietnicą z klasy solennych, że ma 24h na odesłanie kasy na konto albo poniformujemy policję o próbie wyłudzenia i kradzieży. Mam głowę na karku, więc przy przelewie, napisałam, że jest to 100f w zaliczce za Forda Mondeo do kupna. Sprzedaż nie nastąpiła, pieniądze na konto nie wróciły, facet nie ma szans na obronę. Minął tydzień, kasy nadal nie ma. We wtorek zgłaszamy sprawę do prawnika, podobno w takiej sytuacji, facet popłynie na więcej niż 100f. :/

WIęc, chcał nie chciał, Estate czy nie, stanęło na Mondeo mechaników. Już jest nasz, pięknie jeździ, jest w cudnym stanie, butelkowo zielony, ma dużo miejsca z tyłu, więc pomieścimy się w 5 jak wcześniej. Podgrzewane szyby, alarm, pierdułki dla komfortu.... zadowolonam.

Emeryt stoi nadal przed domem i moknie na deszczu Trzeba nim jakoś dojechać 30km na złom. Z przegrzewającą się chłodnicą, potrwa to jakiś...dzień. Co 10 minut jazdy trzeba będzie go chłodzić na poboczu 30 minut. Zrobię Susłowi kanapki, kawczankę w termos i pojedzie w ostatnią podróż wysłużonego Vauxhalla. Wyjeździliśmy nim oboje dzieci, 4 lata to jednak szmat czasu, mnóstwo kilometrów, wycieczek... Nie lubię rozstawać się z autami..

:/

:(

Papa....