sobota, 19 maja 2012

i do przodu...

Komunia II dokonana. Tym razem bez urlopu, migania się, łzawych opowieści  o tym, że muszę mieć wolne w niedzielę bo przylatuje Teściolandia zobaczyć Dzieciusie przy okazji święta. No coś musiałam wymyśleć! :) Co prawda "zdążyć" na Komunię 5h po ceremonii to nie do końca być na Komunii ale masowy handel spożywczy ma swoje prawa, szczególnie tydzień po snuciu tych wspomnianych dyrdymałów.

Maja nawet długo oczarowała Chłopaków ale w końcu cierpliwość się skończyła i dostała przepustkę do przedpokoju. Przynajmniej już nie słychać, że:
-A może tak musisz już iść do domu Maja?- bo serce się kroi i człowiekowi odbiera mowę. :/

Maja strzeliła focha ale spacer z Tatą i Ciocią poprawił humor. Gabi pił i jadał co nie uciekało, rysował, robił porządki w klockach i latał pod sufit- jemu na razie niewiele potrzeba do szczęścia, urazić się nie da.

Ja natomiast doznałam "urażenia" na pełnej linii i aż 4 razy, niczym jak u Ally McBeal, wirtualnie, w wyobraźni FakiJapi dostała ode mnie z liścia, z rozpędu, z doskokiem. To się ponoć nazywa "Flying High Five Bitch Slap". Pomogło na tyle, żeby nie uronić choć słowa skargi ale marzy mi się realizacja. :)

Jakbym jej nie znała (a znam jak zły szeląg), powiedziałabym, że ma nawrót syndromu sprzed 5 lat. Może się mylę, może ludzie się zmieniają a może tylko... no właśnie- jak ten zły szeląg.

....kwiat
....lotosu....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz