czwartek, 25 sierpnia 2011

Jak zabić KINDLA i mieć alibi?

A co było dalej?

Po dwóch dniach dotarł do nas mój nowy Kindle. Nowiutki, zapakowany, ze wszystkimi akcesoriami itp. Ucieszona jak norka, załadowałam na niego swoją bibliotekę i wróciłam do czytania "Morta". W sobotę miałam wolne, w niedzielę wzięłam dgo ze sobą pracy. W poniedziałek, w aucie w drodze powrotnej znad morza Dzieciusie posnęły a ja wyjęłam sobie swojego Kindziołka No.2 z nowej skarpetki, którą dla niego zrobiłam i .... mój nowy ekranik wyglądał jak wyjęty z sokowyżymaczki.

Zgłupiałam.

Miał 2,5 dnia! Poprzedni 5 miesięcy! W ten sposób Amazon pójdzie z torbami, nie chciało mi się wierzyć, że zainwestował miliony dolarów w produkcję i sprzedaż urządzenia, którego żywotność niewiele tylko odstaje od żywotności jętki jednodniówki.

Całą drogę powrotną do domu myślałam. I wymyśliłam co się stało. Stąd ostrzeżenie dla użytkowników Kindla, którzy pracują w TESCO lub w podobnych kołchozach. :)

Co łaczyło oba Kindle? Moja torebka i ja. Pierwszy był ze mną tyle miesięcy póki nie wróciłam do pracy. Drugi padł na drugi dzień po pierwszej zmianie. Jak zasugerowano mi żartobliwie, Kindle jako urządzenia przejawiające inteligencję infekują się głupotą TESCO i następuje śmierć mózgowa. Blisko. A odpowiedź jest prosta jak murzyńskie włosy

Każdego ranka pakuję torebkę do małej metalowej szafeczki w szatni i idę sobie w siną dal na 6 godzin. W tym czasie moja komórka, odizolowana od świata i dostępu do sieci zaczyna wysyłać częste i silne sygnały elektromagnetyczne, żeby przywrócić połączenie z siecią. Ponieważ szafka jest z metalu, działa jak siatka Faraday'a czyli uniemożliwia wyjście i wejście jakichkolwiek sygnałów a te emitowane wewnątrz zaczynają odbijać się od ścian szafki i pole elektromagnetyczne z anteny wzbudza w metalowej obudowie prąd indukcyjny. Zmienne prądy indukcyjne wzbudzają pole elektromagnetyczne o tych samych właściwościach co pole źródłowe i rozpoczynają efekt kaskadowy. Jak więc zachowuje się tym polu Kindle?

E-papier, czyli powłoka wyświetlająca Kindla to miliony mikroskopijnych kuleczek białych i czarnych po połowie. Jedna półkula ma ładunek elektryczny +, druga -. Kiedy Kindle zmienia stronę, kulku ustawiają się plusami lub minusami w górę dzięki czemu widzimy czarne litery na białym tle.

Kuleczki są więc naelektryzowane i kiedy przez wiele godzin spoczywają w takim silnym polu elektromagnetycznym, tracą swój ładunek lub urządzenie traci możliwość zawiadywania tymi "zdezorientowanymi" ładunkami.

I Kindle psuje się.

Zabiłam je. TESCO je zabiło. :( Pod moją nieobecność.

Mam już trzeciego. Boję się nieść go do pracy bo telefon też muszę ze sobą mieć. Piszę też do Amazona, żeby zamieścili ostrzeżenie w instrukcjach obsługi.


Bo trzeciego razu nie będzie.

środa, 24 sierpnia 2011

Z wieczornych gadanek

Wypraliśmy dywan. Wszędzie gazety. Maja dostała kubek z piciem. Na gazecie wielka kałuża herbatki.

-Maju. Co to jest?
-Ale..
-Maju, wylałaś herbatkę na czysty dywan.
-Ale.....
-Ale no jak tak można. No co to jest?
-...
-Co? Maju?
-MOKLA GITALA.
-Maju, nie zmieniaj tematu. Czemu wylałaś picie?
-To (blu blu blu blu blu blu blu) MOKLA GITALA.
-Majusiu, jaka mokra gitara??

-...Tato, patrz na gazetę. Pan z gitarą z niedzielnego dodatku kulturalnego. Mokry jak jego gitara.
Maja stwierdziła, że wyjaśniła sytuację i uznała temat za zamknięty.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Dawka soli morskiej i patyczków po lodach

No to tak. O Urodzinach napiszę niedługo bo jak wspominałam będzie dogrywka, więc nie będę się rozmieniać. :) Część prezentów rozdana, reszta czeka, świeczkę zapalimy jeszcze raz.

Wczoraj pojechaliśmy do Bournemouth, poplażować dzieci. Zachmurzenie 98% to jak się okazało świetny pomysł na plażę, szczególnie kiedy jest tak ciepło a pozostałe 2% nieba to czyste słonko.


Maja wbiegła do morza w sukience i nie dała się wygonić na brzeg o ile nie została siłą wyłowiona z wody i niczym ryba, szamocząca się w sieci, nie zaniesiona na kocyk. Tylko że ryby nie wrzeszczą.

Gabi zjadł ilość piasku znacznie przekraczającą normę przyjętą dla małego człowieka i łaził jak mały żółw wyjęty z morza tam i w kółko zagrzebując rączki i wykopując muszelki i kamienie. Też spróbował. 
sam...
i z Tatą.
Dziś Maya opowiedziała jak było:
-A co wczoraj robiłaś?
-Robiłam fale w w moziu i skakałam łiuuuuu!
-A co robiła Mama?
-Mama robiła skakanie.
-A co robił Gabi?
-Gapi spał.
-A Tata?
-Tata jedział.
-A Babcia?
-Babcia robiła aparat.

I rysunek sytuacyjny dołączony do zeznań



sobota, 20 sierpnia 2011

piątek, 19 sierpnia 2011

Jak tu dać wiarę?

Plagi egipskie przy nas to małe miki!

Nie uwierzycie. Po ostatnim tygodniu, już, już miałam nadzieję, że czarna seria minęła, mamy dogrywkę z dokładką.

Najpierw Maja. Dostała biegunki tysiąclecia. Do tego stopnia, że żeby zdjąć jej pieluchę, trzeba było wsadzać ją do wanny bo lało się po nóżkach. 6 razy dziennie. Apetyt bez zmian, żadnej gorączki, troszkę bolał brzuszek.

Potem Rodzicielka. Na początku coś na kształt korzonko-nerek, z zawrotami głowy i mdłościami, potem ogólna niemoc totalna i leżenie w łóżku, najlepiej bez ruchu.

Dwie godziny potem ja- bóle głowy, karku, mięśni, stawów, kości, pleców, mdłości, zawroty głowy i stany lękowe. Cały dzień nic nie jadłam, podobnie jak Maja i Rodzicielka ale wieczorem postanowiłam pogryźć chlebka i iść do łóżka. O 1:00 przekręciłam się na drugi bok i pojechałam do Rygi przez Ząbkowice. Ponownie o 4:00 i 5:00. Cała noc nad wanną.

Ale to pikuś. Grypa żołądkowa wykonaniu dam.

W środę Suseł wywinął salto mortale w pracy i upadł klatą na własną pięść. Dzisiaj posłałam go spod kołdry do lekarza i właśnie wrócił- ma złamane szóste żebro po lewej stronie.

Dacie wiarę? Bo ja nie daję.

Dostał Tramal i jakąś drugą pigułę na ból i 6 tygodni na zrośnięcie.

Jutro miały być Mai urodziny. Jutro SĄ Mai urodziny a my nie możemy sięgnąć łapą do własnego tyłka. Nie upiekę tortu bo mam nieustanne zawroty głowy, nie zaprosimy Faki Japi bo dzieci mogą załapać tą rzyguśną cholerę. Urodziny odwołane. Nie będzie baloników, darcia papieru ani dmuchania świeczki. Przenieśliśmy je na sierpniowy Bank Holiday ale strzela mnie kurwa i chce mi się płakać. Tyle planów i przygotowań. Maja dostanie jutro swoje zabawki i plastikowy torcik z TESCO. :(

W poniedziałek mieliśmy jechać z Dzieciusiami nad ocean. A Suseł nie może zmieniać biegów. Ocean odwołany, proszę spuścić wodę.

Dupa jeża.

środa, 17 sierpnia 2011

O plagach egipskich słów nowych kilka

Osa już nie boli

Poparzenie swędzi jak piorun, czyli się goi

Kindle okazał się zepsuty ale TESCO umyło ręce bo jak się okazuje w tych przypadkach Amazon wysyła nowy, bez dyskusji i odbiera złoma na własny koszt. Trzeba zadzwonić na helpline 24/7, opowiedzieć jak to strasznie pęka ci serce. Wysyłają link do kodu paskowego którym trzeba opatrzyć złoma wsadzonego do byle koperty a jednocześnie wysyłają nowy i to jak! ha ha! Ze wszystkim co na nim miałam, bo Amazon trzyma na serwerach kopię zapasową wszystkiego co się na niego wyśle za pomocą emaila. Czyli w ciągu 3 dni dostajesz nowy sprzęt, nową gwarancję i najważniejsze- otwierasz pudełko i możesz zacząć czytać tam gdzie skończyłeś. Amazon stwierdził, że skoro nowa technologia e-papieru nie jest jeszcze do końca godna zaufania, klient nie może cierpieć i zamianę sprzętu musi odczuć jak najłagodniej.

Pęknięty talerz to znak, że mogę sobie kupić nowy, ładny zestaw skorup. Może pomarańczowy?

Pieprz powygrzebywałam z cukini co do ostatniej kuleczki i fusilli z warzywami wyszło pysznie.

Okazało się też, że firma Susła płaci za nadgodziny miesiąc wstecz czyli już za dwa tygodnie dostanie kasiorkę za lipiec a ja wybiorę i wskaże paluszkiem nową lodówkę, taką wypasnieńsko wielgachną, wysoką i głęboką, z dziurkami na różne rzeczy i podajnikiem do wody z lodówki.

Dekoder Nki, sam ruszył po kilkunastu godzinach udawania cegły. Jak ja się wystraszyłam jak nagle mi ryknęło "M jak Mądzioły" z salonu! Nadal coś jest z nim nie tak, więc nie ma tego złego bo dogasa nam kontrakt i Suseł chce zamienić go na taki Nkowy ale z dyskiem twardym.

A mój dysk rzeczywiście się zaciął. Wsadziłam go do zamrażalnika na 6h a w drodze powrotnej Suseł zrobił mi prezent w postaci 1Tbajtowego dysku z Cometa. Wjęłiśmy stary z zamrażalnika, póki się nię ogrzał, podłączyliśmy go do komputera i szybciutko przerzuciliśmy na nowy wszystko czym jest Kokainka- lata zbierania muzyki, ok 3000 ebooków, zdjęcia, pliki ze wzorami na szydełku, unikalne koncertówki Rammsteina, pracę magisterską, i tysiące innych cudów smaczków bez których moje serce stanęłoby nie dalej jak do końca tygodnia. Stary leży teraz i znowu tyrka.

Wniosek?

Piprzyć pecha- to zawsze jakiś nowy początek,, tylko, że jeszcze o tym nie wiemy. :D

Ale boli łapa. Łapa prawa, ta nieoperowana. Dziś, solidaryzując się ze Smiszkat, nie spałam calutką noc. Nawet spuszczanie do podłogi nie działało. Boję się operować prawą rękę, bo i Maleńtas jest za mały no to, żebym go nie nosiła i nie podnosiła przez miesiąc a i lewa ręka po dwóch latach nadal nie odzyskała 100% sprawności.

Kocham swoje ręce. Mam je tak sprytnie wmontowane, że mogę witać się z muchą za łapkę. Absolutna precyzja dzięki której dostawiam same 5 na rysunku kartograficznym na studiach to nie byle co. I przydaje się przy robieniu biżuterii, szydełkowaniu... Nie chcę prawej ręki jak pary grabi. Lewa niby wszystko może ale siły ścisku nadal nie mam takiej jak w prawej, mięsień kciuka jest mniejszy i słabszy, do niedawna jeszcze kciuk nie działa idealnie sprawnie przy łapaniu drobnych przedmiotów tylko przeskakiwał i "łamał" się do środka zamiast trzymać się z palcem wskazującym w kółeczku.

Nie wiem. Ale jak tak dalej pójdzie, wyjdę świeżym świtem na podwórko, wezmę siekierę zza wychodka i sama sobie zrobię zabieg poszerzając tunel nadgarstka aż po pieniek na którym go ułożę.

Mam spać do końca życia z ręką, która nocami boli jakby właśnie przejechał po niej Fiat 125p? I to w obie strony?

wtorek, 16 sierpnia 2011

A!

Nie wspominałam? Czarna seria trwa!!!

Najpierw ujebczyła mnie osa

potem się poparzyłam

potem zepsuł się mi Kindle

wczoraj pękł mi w zlewie talerz Arcoroca z kompletu który mam 4 lata i jak dotąd ani jeden nie pękł. Bezgłośnie. Tak o, rozpadł się na wiele części.

chwilę potem zakręciłam młynkiem z pieprzem nad patelnią, młynek otworzył się i jakieś milion pincet kulek pieprzu wpadło mi w cukinię.

Wczoraj Suseł kapnął się, że od 3-4 miesięcy nie płacą mu za nadgodziny. Co może i jest fajne, bo teraz wiszą mu nową pralkę i wymarzoną zamrażarkę ale jak się nie poczują to będą mu oddawać po kawałeczku przez następne 10 lat.I z zamrażaniem i kręceniem prania będzie się można pożegnać.

Dziś rano odkryłam, że padł nam dekoder Nki. Najpierw się zawiesił a potem kompletnie wysiadł i o ile jeszcze tli się w nim iskra życia, to poświęca swój czas na udawanie cegły.

A czemu o tym piszę?

Bo właśnie postanowiłam Wam pokazać EmoGirl ale okazało się, że mój dysk, na którym mam WSZYSTKO czym jest Kokain robi cyk, cyk cyk cyk cyk cyk cyk cyk cyk cyk..
 
cyk
cyk
cyk
cyk
cyk
cyk
cyk
cyk

..................zamiast działać.

No co się dzieje? Niech mnie ktoś przytuli...........

Miss Fieldmouse

Żółty Smok poszedł do nowego właściciela.



 ... powiedział, że ten chłopczyk na niego dyba i wybrał iść do ludzi.

***

A przy okazji obcykałam Miss Fieldmouse, którą zrobiłam jakiś czas temu dla własnej szczęśliwości bazując na postaciach myszek z książeczek z cyklu "The Bramley Hedge". Od pierwszego do ostatniego oczka jest moja i tylko moja, bez żadnych wzorów ani patentów. Ma ściągany fartuszek, kapelusik, oraz zimowy szal. Koszyczek z kwiatkami też zsuwa się z łapki. Ma ciałko w całości od szyi do bucików i można jej dorobić gaciorki bo jak na razie, taka poważna panna a świeci niewymownymi jak jakaś mysz z zamtuza.

Stylem ma przypominać Anglię z czasów "Dumy i Uprzedzenia". Jak się zestarzeje, może z powodzeniem zagrać starą, dobrą Panią Bennett. Ma kapelusik bonnet w modnym w tamtych czasach kształcie, wiązany pod brodą, na boku na filetową wstążkę, sukienkę z rękawkami 3/4, z falbanką, fartuszek do brzegu sukienki oraz brązowe buciki idealne na błotniste, angielskie ścieżki.

Marzę, żeby zamienić ją we wzór, który będę mogła sprzedawać ale jak się okazuje, wydestylować wzór z gotowej postaci to nie taka łatwa sprawa.

A na razie, siedzi sobie cichutko na kominku, jak na mysz przystało, choć bez miotły i łypie na mnie oczkiem. Bo spojrzenie ma skromne choć zalotne.

No uwielbiam ją.




poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Jednorożek na zamówienie

No to jak paczka doszła to oto prezentuję Jednorożca. Zakochałam się w tym wzorze już dawno i wieku leżał na dysku kupiony ale nie użyty. Detaksacja miała czuja prosząc mnie o coś ładnego dla dziewczynki. :)




 Trochę podrasowałąm oryginał dodając jej skarpetki z falbankami na kopytkach i wymyśliłam własny ogonek. Oby sprawiała radość i cieszyła się długim życiem kochanej przytulanki.

PS. A na imię ma Luna. :)

niedziela, 14 sierpnia 2011

Frustracji masa ale nieważne, idą Urodziny!

Przepraszam, że nie pokomenciłam z Wami w ostatnim poście ale jakoś tak się złożyło, że otwierałam, czytałam, uśmiechałam się i na tyle ino starczało mi czasu.

Zamówienie Detaksacji w drodze, Smok dla Ibejczyni ma ciało, trzy i pół nogi i ani jednego skrzydła. Jutro się wyewoluuje.

Wkurwionam.

Suseł chodził i płakał, że czytam, że mam, że Suseł też chce tak mieć i czytać. Kindla. Ja dostałam swojego ok 4 miesięcy temu w prezencie za niedospanie i niedogłaskanie, Teraz przyszedł czas na Susła. A że akurat w tym miesiącu Tesco zaoferowało pracownikom super-duper ofertę na Kindla i jeszcze doszło do tego trochę sprytnych sposobów, w dniu wczorajszym zakupiłam za 49 funtów!! Ze 111. Kindla Susłowi.

Spędził pół nocy na wrzucaniu i wyrzucaniu tomiszczy do czytania, już zastanawialiśmy się jak je rozróżnimy skoro pomijając zawartość wyglądają identycznie. Tylko, że mój ma futerałek niczym noktrun (czarna bawełna na szydełku, paseczek i kwiat czarny jak do trumny) a jego nie. Poczytała jeszcze swojego do poduszki (nadal "Mort"), odłożyłam i spać. Rano włożyłam do torebki, wyjęłam na śniadaniu w pracy, włączyłam.........

....
...
..
..
.

dupa. Się zepsuł.

3/4 ekranu, cały róg zamarzł, zastygł na wyświetlaniu wizerunku Jane Austin i koniec. Na zmianę ekranów i stron reaguje tylko lewy dolny róg i nic nie działa- ani reset ani przekleństwa i skargi niesione do Nieba.

Jutro zanoszę do wymiany, jaki Bóg i Jane Austin świadkami. Na szczęście Jane straciła tylko kawałek kolana, zachowała twarz, więc zaświadczy, że ekscesów nie było a Kindle się zdupił.

Suseł przeczytał w sieci, że to najczęstsza awaria Kindla i jakiś faciuś w USA od Świąt Bożego Narodzenia ma już szóstego. I w sumie cieszy się bo ciągle to sprzęt nowy i gwarancje mu się przesuwa. Tylko wpienia go wrzucanie na nowo ton książek.

Mi się to nie podoba.

Tak jak pralka nasza, dzisiaj czajnik, ze 4 tostery, odkurzacz, chociaż miał być taki wielce profesjonalny.... Firmy powinny płacić horrendalne kary za zaśmiecanie środowiska. My mamy dbać o recykling? A co z pralkami, lodówkami, rowerami i tosterami, które trzeba kupować w kółko i kółko bo psują się jak ryba na deszczu? Gdzie oni składują cały ten złom i kto w końcu weźmie się za Samsungi i inne Boshe za zaśmiecanie świata tysiącami gównianych puszek z gównem w środku? Mój papierek nieposegregowany z folijką ma się nijak do tego co klienci oddają na złom po tym jak pocieszyli się sprzętem o miesiąc dłużej niż gwarancja przewidziała.

Dobra tam, bo się spienię.

Teściowa jest. Dziś miała dawkę uderzeniową, bo w jednym domu pojawiła się nagle cała siódemka wnuków a każde piękniejsze, mądrzejsze, powabniejsze. Gabi hulał z Dziewusiami (obcałowuje je mokrym ryjkiem jak ślimak), Maja latała z kuzynami i uczyła się prawidłowych chwytów karabinu na wodę. Lara Croft tylko figura nie taka. Zdążyłam po pracy na ostatki ze zlotu, akurat na tyle, żeby utknąć na fotelu z Gabim, który tylko czekał, żeby zasnąć mi na cycu.

I po niedzieli. I nie mam co czytać. I się kurczak zesechł bo mówiłam, żeby go podlewać a nie podlewali.

I rękę poparzyłam sobie formą do tortu dwa dni temu. Kupiłam formę z prawdziwego zdarzenia, ciężką jak stodoła ale zapomniałam, że bez klamry. Więc wyjęłam próbne ciasto na torta ale zamiast donieść go na kuchenkę trzymając za obręcz, postawiłam go sobie na rękawicy od spodu i wtedy obręcz zjechała w dół i gorąca jak ...................... spoczęła mi na przedramieniu. Widział kto takiego debila? Ciasto wylądowało na podłodze ryjem w dół, ja wyskoczyłam z obręczy jak... poparzona, Gabi się wystraszył i zaczął ryczeć.  I mam dwa długie sznyty z bąbli na przedramieniu a jak już się znam, zostaną tam na następne 15 lat. U mnie wszystko goi się jak na psie ale poparzenia zostają na wieki. Może doparzę sobie trzecią i będzie, że tak świętuję Mai urodziny a co rok dosyczę sobie jeszcze jedną? A na prawej ręce dla Gabiego? W końcu należę do narodu, który kocha uprawiać martyrologię.

A ciasto nie wyszło, pewnie przeżyło szok od tego upadku i wrzasków i skapcaniało.

A dupa, zła jestem i w ogóle dupa. I dali się Mai nawtryniać delicji jak kaczka klusek a potem słyszę, że Maja to jednak chuda nie jest. Maja rozcisnęła winogrona na stole, zmieszała z ciastkami i tak sobie gmerała, pożerając delicje i "gotując" mieszaninę aż się ktoś zorientował, jak już nie było co wcinać. I przez to obiadu mi nie zjadła.

Ale teraz coś z pozytywów bo przecież nie można Natury tak w nierównowadze zostawiać:

Jak Maja zobaczy w sobotę te wszystkie prezenty, które dla niej mamy to dostanie pićka ze szczęścia. Już stoją dwa ogromne pudła i wieeelka reklamówa do której co dzień dorzucam coś nowego. Naprawdę wielkie, ogromniaste, w sobotę napisze co bo to niespodzianka. :)

No, to ten. Darz bór!

wtorek, 9 sierpnia 2011

Raz, dwa, trzy - się dzieje.

Matko! Jak nic, to mucha siada, kręci się i odlatuje. Tak jest nudno.
A jak coś, to wszystko na raz.

Po pierwsze: Teściowa zlatuje.
-Aha, i Teściowa zlatuje. -powiedziałą FakiJapi w piątek.- W środę.

Właśnie siedzi w autobusie. O tym, że sprzątam jak ukąszona przez szerszenia nie wspomnę. Jutro muszę wyszorować schody niczym pokład kutra rybackiego, doprowadzić do porządku naszą sypialnię, która wygląda jak pokój w burdelu- czerwona zasłonka na lampie, wszędzie kupki ubrań i dziecko w łóżeczku. Wieczorem nie mam siły suwać szafy tam i nazad, żeby układać kupeczki tematyczne ubranek i ubrań we wszelkich rozmiarach, więc po prostu, układamy je równie alfabetycznie na podłodze i walimy się spać gasząc światło zanim Gabi się nie rozbudzi. Po to czerwona zasłonka na lampce. Żeby się nie zabić w drodze do wyra.
Reszta domu już w porządku, na patio rzędy donic, żeby nie było, że smutno, wypinają swoje obłe piersi i potrząsają zielonymi grzywkami. Jest ładnie, choć i tak pewnie nie wystarczająco. Chodzę i szukam zagrożeń. A tu może się pobrudzić a tam zatruć... dziecko rzecz jasna, nie Teściowa. Żeby oszczędzić sobie słuchanek uniemożliwiam więc wszelkiego rodzaju wpadki.

Po drugie: Mam dwa zamówienia na już. Jedno dla Detaksacji, drugie dla jakiejś ibejczyni, która zapłonęła miłością do Smoka ale pomarańczowo-żółtego. Na ASAP. Dla Dteaksacji na poniedziałek ale z racji sentymentu odwróciłam kolejkę do góry nogami. Ibejczyni Poczeka. Poza tym,  smok swoje prawa ma i i tak leży miesiące w jaju, więc nie śpieszno.:)

Po trzecie. Znalazłam piękny wzór na zabawkę dla Detaksacji, przerzuciłam szafę wełny, dobrałam kolorki, ułożyłam na biurku i zasiadłam do dziergania. Otworzyłam sobie plik ze wzorem, wstałam po szydełko, usiadłam, złapałam za myszkę i ..

AŁ KURWA!

Mój mały paluszek ręki od myszkowej zabolał jak wyrywany. Suka-osa, którą "zabiłam" 10 minut wcześniej zmartwychwstała cudem natury tylko po to, żeby jeszcze mnie ujebać i nie odchodzić z tego świata czaśnięta kartką tylko z żądłem na wierzchu. Może mają jakąś tram osią Walhallę, do której nie wpuszczają jak żądło siedzi w dupie nieużyte?

Blać jedna, jak bolało. I akurat nie wzięłam dziś tabletki cetryzyny, więc paluch zesztywniał jak pal Azji. Posmarowałam hydrokortizonem, jakbym miała się zaraz golić, łyknęłam antyhistaminę, nieustannie rzucając wołowiną aż Gabi się zdziwił na tem Mamy język nieparlamentarny.

Zawsze, ale to zawsze mam pecha i osy żrą mnie w części twarde i nie otłuszczone. W dzieciństwie w stopę od spodu, potem w ścięgno na kostce, tam gdzie tylko skóra i ból. Nad morzem w kciuka na którym noszę obrączkę i nawet nie miałam szansy jej zdjąć bo nie zdążyłam. Teraz w Malucha. Blać jedna.

Ale co tam! Wzięłam szydełko i przez 3 godziny dziurgałam z paluchem wyprostowanym, skierowanym Panu Bogu prosto w okno. To całe wkurwienie wpompowałam w tempo pracy i do 18:00 miałam już gotową głowę, uszki, szyję, brzuszek i wyrostek. Jutro odnóża i elementy dekoracyjne i Detaksacja powita paczkę jeszcze przed poniedziałkiem. Jak mnie już nic nie ujebie!


Teraz idę sobie, bo Dzieciusie śpią, Suseł odmacza się po pracy w warunkach specyficznych* a ja czytam "Morta" Pratchetta i chcę wiedzieć co dalej. Zaczęłam czytać "Równoumagicznienie" ale przynudzał więc się przesiadłam.  A w weekend skończyłam "Tam gdzie upadają anioły". Terakowskiej. Albo spadają, nieważne. Książka ładna i bardzo... cukierkowa. Ale z morałem, więc daję jej 4 gwiazdki na 6. 6 ma u mnie tylko "Sto lat samotności" i "Miłość w czasach zarazy", więc zawędrowała wysoko.

Kindle. Po trzech miesiącach używania stwierdzam jednoznacznie, że mimo swojej elektronicznej natury, działa jak książka papierowa. A jak na niej zasypiam to po przebudzeniu mam ryj odciśnięty jakbym spała pod kredensem dokładnie w taki sam sposób jak to się dzieje z książką analogową. Tylko strona się nie gubi. Ach! I jeszcze! Kiedy odbiera mi zdolność do pojmowania słowa pisanego, czytam, czytam, zasypiam ale przewracam kartki a rano mam problem stwierdzić gdzie skończyła się moja wydajność umysłowa. Przy Kindlu jest inaczej, czytasz póki myślisz i masz władze nad palcem zmieniającym strony guziczkiem. Zasypiasz- przestajesz klikać. A Kindle prycha oburziny i idzie spać.

Dobranoc.

* Nie wspominałam? Suseł jest teraz "operator sprzętu ciężkiego". Jeździ i szufluje, bawi się w Boba Budowniczego. Stwierdzili, że jak ma niszczyć sprzęt w około, gniotąc ściany i krusząc sobie szybki w kabinie, niech przynajmniej robi to z licencją.
-Kończę Misia, bo mi przyczepa sama odjeżdża!!!Pa!

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Szydełczanki

Nie miałam ostatnio czasu pochwalić się swoimi najnowszymi szydełczankami. Teraz nadrabiam a w międzyczasie kończę szal w kształcie półksiężyca z japońskiego wzoru, który na piwerwszy rzut oka wygląda jak instrukcja do budowy elektrowni atomowej. Kupiłam oryginalną japońską włóczkę NORO, zmieniającą kolory z zimowych w jesienne i tak dalej i już już....

Dawno temu skończyłam też EmoGirl oraz Pannę Woodmouse ale czekam na dobre światło i tło, żeby je obstrykać. Tym razem, obie są absolutnie mojego projektu, od pierwszego do ostatniego oczka i okropecznie jestem z nich dumna. Chciałbym zamienić je we wzór i wystawić na Ravelry ale jak się okazuje, odtworzyć szał artystyczny i zapisać go czarno na białym nie jest tak łatwo.

No ale. To Gabi w trzech, czapeczkowych odsłonach z czego Dzwoneczek, Groszek i Truskawka to czapki które zrobiłam dla Detaksacji, na zamówienie a turkusowa jest tylko i wyłącznie Gabiego.




Oraz Wjuśka dla Majki, która umie latać i robić "Łiiiiiiiii!!!""


I jus.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Majkowo

A dziś Majkowo-fociszkowo:

CHEERIOSY JE SIĘ TYLKO Z GWINTA. Z WORA. Z REKLAMÓWKI. TAK SMAKUJĄ JAK TRZEBA

MAMO! DZIEFCINKI IDĄ!

LATO WE WŁOŚKACH POTARGOLIŁ WIATR....

JESZCZE 20 DNI I KONIEC Z TĄ OPINIĄ NIEMOWLĘCIA. JAKIE NIEMOWLĘ? PRZECIEŻ JESTEM JUŻ MAŁĄ PANIENKĄ....

CZYŻ NIE?



poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Gabikowo

Dziś wieczór fociszki:

MAMO, RATUJ! PRAWIE MI SIĘ UDAŁO. NASTĘPNYM RAZEM SIĘ WYCZOŁGAM I PRYSNĘ DO KAMBODŻY

O KURCZA PUPA!


NIE PUSZCZAM SWEGO AUTKA, BO POTEM NIE ZNAJDĘ ALBO KTOŚ MI ZAJUMI.

TAKICH JAK JA NA DZIELNI JEST TYLKO JEDEN. RESZTA MA MLEKO POD NOSEM!

PADZIOSZEK...