wtorek, 28 lutego 2012

Palcoleptycznie

Od 12 miesięcy zaglądamy Gabiemu w uśmiech w oczekiwaniu na coś więcej niż 4 Jedynki i 2 Dwójki, z czego po jednej a górze i jednej na dole. Ile się można męczyć z 6 ząbkami przy jedzeniu zielonego groszku!!

Ostatnio wyszło coś śmiesznego co przypomina kiełka czyli Trójkę ale ma dwie końcówki zamiast jednej.

I dalej czekamy.

Dziś robiliśmy z Gabim lwa...


Gabi ma nadal tylko swoje kasowniki na przodzie...... macam....potem długo nic....macam..... i wszystkie trzonowce!!

Co to za dziecko jest? :D



Ze serem poprosze



Mmmmmmm......... Z lnem.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Kolejny temat z listy. :)

Wieki temu, całe 5 lat z okładem, Truffel zarósł fryzurą tak bardzo, że trzeba było iść do fryzjera. Tuż przed wyjazdem z PL byłyśmy zrobić się na bóstwa, czyli poszłyśmy do fryzjera ściąć włosy na zapałki. I podczas kiedy moje rosną powoli i są w miarę grzeczne, Truffla włosy przypominały zawsze fryzurę Harryego Pottera. Łącznie z tą ciekawą cechą, że odrastały zaraz po wyjściu od fryzjera. Więc poszłyśmy "do Joe". Joe ma zakład na roku, tuż obok tajskiej restauracji ze słoniami na ulicy. Z jakiegoś powodu "u Joe" wydawało nam się lepiej niż gdzie indziej i dobrze, bo dziś zamiast stałego avatara miałabym jakiegoś misia, kwiatka czy abstrakcyjny maziuk.

Mój avatar to ja. Nie fizycznie. W każdym innym względzie. Ale co z tym fryzjerem?

Więc Truffel weszła, zasiadła, Joe zaczął międlić włosie, bo taki dziw natury, który nosiła Truffel często się nie zdarza. Kosiarka spalinowa Terrafirmanator byłaby dobrym narzędziem w jego rękach na tą okazję.Widziałam, że się bał. Serio.

A więc z teoretycznego szybkiego cięcia, wizyta zmieniła się w kilkugodzinne koszenie i próby wymodelownia stogu siana. A ja na foteliku w zagródce dla klientów oczekujących obejrzałam już wszystkie możliwe kolorowe magazyny, wyczytałam brukowce, zmieniłam trzy albumy na słuchawce.... i w końcu rzuciłam się na katalogi z fryzurami.

Ta nie, ta nie, ta nie, ta brzydka, nie, nie na ulicę, nie do teatru, tak ale na zlot czarownic.....

o.

Tyle powiedziałam na głos.

"o."

oj oj
oj

jaka ładna

oj, o.

Co teraz?? Siedzę i patrzę w katalog, oczom nie wierzę. Jest ona, jak ja jakaś taka, czarne usta, czarna sukienka, coś ma takiego w mordzie, że łzy cisną się do oczu! To ja w alternatywnej rzeczywistości, TO JEST KOKAIN!

Spokojnie, oddychaj, spójrz jeszcze raz, zwykła babka.

oj.

Musi być moja! Pomijając fryzurę, szczyt  szczytów marzeń, babeczka musi iść ze mną do domu!
Jak ją zabrać? Przecież nie zajumam Joe katalogu z fryzurami ważącego trzy tony!

Na co zeszło mi kolejne 1,5h?

Na
po-wo-lut-kim 
wy-ry-wa-niu 
kar-tki 

ka-ta-lo-gu 
tak
że-by 
ni-kt 
nie
sły-sza-ł.

Jest ze mną do dziś. :) W avatarze, wszędzie w sieci gdzie jestem, na poczesnym miejscu w opasłym segregatorze ze wszystkim co dotyczy Rammsteina. Na dysku.

KOKAIN


sobota, 25 lutego 2012

34!



Stooo lat dla mnieee!!! 
:)

DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA ŻYCZENIA, NA FB, NA MAILU.... BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE JESTEŚCIE.

środa, 22 lutego 2012

Jogult!

Jogurt :)


Potrzebne nam są:

2-3 łyżki jogurtu naturalnego ze sklepu (przy odrobinie dyscypliny to ostatni jogurt naturalny który musicie kupić w życiu.)

mleko tłuste UHT

Plastikowy pojemnik

Termometr kuchenny, może być nawet podpaszny, byle umyty ;)

Podgrzać w garnuszku lub mikrofali tyle mleka ile chcecie mieć jogurtu lub ile zmieści się w waszym pojemniku. Wsadzić termometr i poczekać aż temperatura spadnie do 36-38*C.

(jeżeli używacie angielskiego mleka w butlach, trzeba je zagotować bo nie jest pasteryzowane!)

Wmieszać jogurt i dobrze rozpuścić w mleku.
Zamknąć pojemnik i odstawić w dość ciepłe miejsce na min 6h.

Utrzymywać temp 36-38*C, więc działa leciutko nagrzany piekarnik, grzejnik w kuchni. Ja wsadzam wiaderko po 0,5l jogurcie do slow cookera nastawionego na "warm". Uchylam pokrywkę i co jakiś czas zaglądam czy nie jest za ciepło.

Po 6-8h wstawić pojemnik do lodówki. Rankiem będzie pełen jogurtu.

Smacznego!


wtorek, 21 lutego 2012

Chleb prosty jak maczuga jaskiniowca

500g mąki plain, lub mieszanej w różnych wymyślnych proporcjach np z żytnią, razową, pełnoziarnistą.
300ml ciepłej wody
30ml oleju lub oliwy z oliwek
2 łyżki stołowe drożdży w proszku
1 łyżka stołowa cukru
0,5 łyżki stołowej soli

słonecznik, mak, sezam, kminek, kmin rzymski, orzechy, ser, przecier pomidorowy, cynamon, goździki, suszone pieczarki, suszone pomidory, oliwki, rozmaryn, bazylia, gnieciony czosnek, cebula podsmażona..... wszystko prócz mięsa i ryb. :) Może być nawet tarkowana cukinia, dynia- wszystko!

Mąkę, cukier, sól, drożdże dobrze wymieszać łapkami, dodac olej, wymieszać w miałki proszek.

Dolać wody.

Wyrobić ciasto.

Dodawać mąki bo będzie się kleić i rozciągać na stole od siebie, żeby ciasto darło się jak stare rajstopy. Ugniatać, rzucać, kręcić, rozpłaszczać, cisnąć  i znowu rozciągać jak rajstopy ok 15 minut

Nic z tych rzeczy:



Kiedy stanie się gładkie, zwarte i nie będzie już potrzebować mąki, rozgnieść na płasko w koło i zaciskać brzegi do środka jakbyśmy pakowały tobołek dla sieroty.
 


Odwrócić i ukształtować śliczną kulkę.



Wytłuścić michę, włożyć ciasto, przykryć wilgotną szmatką i postawić w ciepłe miejsce na 2h. Ja otwieram piekarnik, nastawiam na minimalną temperaturę, sprawdzam czy jest miłe ciepełko łapą i wsadzam michę ze szmatką do środka i zostawiam otwarty.

Po 2h powinno urosnąć 2x. 




 Wyłożyć na stół i rozklepać chamsko na placek.



Włączyć piekarnik na maksa 230-240*C.

I znowu wyrobić jak stare rajstopy. Po ok 5 minutach wytrząsania się fizycznie nad tym ciastem powtórzyć zawijanie tobołka dla sieroty. Odwrócić i ukształtować śliczną kulkę. TERAZ posypać makiem, mąką, sezamem i bardzo ostrym nożem, żyletką itp naciąć 1cm sznyty po skosie, albo w kratkę albo w romby, żeby dać ciastu szansę otworzyć się i jeszcze wyrosnąć.

Odstawić na 30 minut, ostrożnie wsadzić do piekarnika i piec aż stanie się złoty a pod pukaniem będzie brzmiał jak pusty.


Postawić na siatce albo blaszce piekarnikowej, żeby dół nie zawilgł bo teraz chlebek będzie odparowywał wodę ze skórki. Zapakować w papier i czekać aż ostygnie.

Można wcinać.

I nie zapomnieć, że chleb to nie tylko kula armatnia, może mieć kształt czegokolwiek i też będzie dobrze:


Kropka.

Podkreśliłam kluczowy momenty, które można opowiedzieć wnukom. :)

A jutro napiszę Wam jak zrobić kupę własnego żywego jogurtu naturalnego. A co! 

poniedziałek, 20 lutego 2012

Dżem i chleb

A zacznę od końca czyli o chlebie i dżemie.

Zepsuła się nam Nka definitywnie. Gdzieś tam przed Bożym Narodzeniem padłą i już nie wstała. Pojechała więc do Polski a my zostaliśmy w salonie lampiąc się w milczący telewizor. No ja wiem, że mamy ok 2Tb filmów ale jakoś tak dziwnie bez świeżyzny sączącej się rankiem w Dzień Dobry TVN.

Więc Suseł wziął raszplę, wygrzebał izolację ze ściany w miejscu którędy kiedyś szła antena tv naziemnej, wepchnął do salony kabel i podłączył Freeview.

Mamy więc BBC1,2 i inne numery też są ale szybko wyniuchałam More4. Aaaaach! Aaaaaa..... mniam!
Jamie Oliver gotuje, rzuca, gniecie, smaży, blanszuje, piecze i opowiada. River Cottage pokazuje cuda kuchni wiejskiej, sprzedają i kupują domu, urządzają, sugerują, podtykają, przebudowują stare szopy w domy marzeń- A!

Aż się wzięłam za siebie i do nowo nabytej umiejętności robienia własnego jogurtu i pieczenia chleba postanowiłam dołożyć nową. Po tym jak pani wzięła banieczkę z dżemem domowej roboty, skibkę chlepka w szmatce, psa i klapki, wyszła przed dom, usiadła na ławeczce i zjadła wszystko to ze smakiem prócz psa i klapek. I ławeczki. :)

Dżem.

Nigdy nie robiłam bo wychowali mnie na mięsku. NIe jadałam więc dżemów, konfitur, miodków na chlepku, masła z cukrem, płatków z mlekiem, zup owocowych..... brrr.

Ale od czego się dorasta?

Ponieważ stwierdziłam jednoznacznie, że brakuje mi podstawowego sprzętu dżemowego, choć mam klapki i psa, to banieczki i ławeczki nie. Weszłam na Amazona i kupiłam książkę tą właśnie bo miała najwięcej stron i opinii na plus:


Jest w niej wszystko co można wsadzić do słoika, nawet banany. Zaopatrzyłam się również w urządzenie do robienie galaretek z owoców:

I pięć słoików, bo więcej nie znalazłam w domu. Na pierwszy rzut poszła galaretka z pomarańczy. Tylko z dwóch bo resztę się zjadło, akurat do jednego słoika. Mmmmmm.......Nie dotrwała do końca tygodnia. Dziś sączy się sok z jabłek na galaretkę jabłkową z cynamonem i goździkiem.

W tym tempie nie ma mowy o napchaniu spiżarni słoikami z owocnią i warzywnią świata. Tym bardziej, że w UK owoce tylko wydają się łatwo dostępne. Jabłka i gruszki są w sklepach cały rok, ale gruszki twarde jak kamienie. Jagody, maliny, jeżyny również ale w opakowaniach jak dla niezbyt głodnego mięsożercy. Pudełeczko na 20-25 owocków kosztuje 2f, więc gdybym miała nakupić np malin na 2kg chyba musiałabym wziąć nadgodziny. :) Anglicy zasadniczo nie robią już przetworów, owoce traktują jak delikates na raz. Stąd caął rzesza profesjonalnych angielskich kucharzy namawiająca na nowo do uprawy własnych ogródków i pakowania zbiorów do słoików. Tak naprawdę tylko dla własnej satysfakcji i pewności, że w słoiku jest tylko owoc i cukier a nie wujek Mendelejew. Ale jeśli za słoik najlepszego dżemu mogę zapłacić 2,70f czy opłaca się grzebać w słoikach w domu?

A w cholerę tam z opłacaniem! Dlatego mamy już upatrzoną pobliską farmę, gdzie uderzymy na wiosnę z pytaniem co i gdzie można kupić w sezonie.

I chleb.



Mam dość angielskiej gliny, polskie pieczywo na zakwasie jest dla mnie już zbyt kwaśne i rośnie w buzi. Wydelikacona Kokainka się zrobiła. Dodatkowo przeczytałam, że 80% tłuszczów piekarskich to tłuszcze trans, więc podjęłam decyzję i od 3 tygodni sama piekę chlebek. Na oliwie z oliwek, drożdżach, z nasionkami, chrupką skorupką. Robienie własnego chleba jest proste jak 123, zajmuje dosłownie godzinę czasu dziennie i to wtedy kiedy kucamy przy piekarniku i zaglądamy jak się piecze. :) Bo bez kucania, jakieś 45 minut. Robię od razu dwa wielkie bochenki, bo zanim zje się pierwszy, drugi właśnie pięknie dojrzewa.

I mam w planie wypróbować przepis na irlandzki soda bread z serem i jabłkami na cydrze. Ktoś się ślini, ja tak.

A co by się stało gdyby mieć taki piecyk, ladę, szybę sklepową, piec chleb i bułki w niewielkiej ilości, rankiem... dla mieszkańców wioski czy małego miasta.... nieustannie chodzi mi po głowie to marzenie- gotować dla mas!


No i Maja zaczyna jeść "kanapki".  W rzeczywistości jednak je tylko te, które dajemy jej w aucie kiedy wracam z Tesco- teskowe trójkąciki. W których zje wszystko- i rzeżuchę i jajko, majonez, bekon, sałatę, pomidora... w domu ta sama kapka zostanie rozłożona na czynniki pierwsze, obadana, przestudiowana paluszkami i naocznie i odsunięta z niesmakiem. W aucie MA BYĆ "tlójkącik" i koniec. Więc robię je z własnego chlebka i udaje, że Tesco dało. Ale przynajmniej poznaje smak prawdziwego chleba a nie przyzwyczaja się do gliny z przeznaczeniem pod toster i Marmite.

DOBRA! Wchodzę w to!

:)

Więc będzie o dzieciach.
Nie będzie o ACTA, bo Kokain brzydzi się polityką i wszystkim co odbiera wolność człowiekowi, który wolnym powinien być z racji swojej przynależności do Natury, której główną cechą jest wolność i niezawisłość ciała i umysłu.
Będzie o Wrocławiu, ale śmiesznie.
Będzie o zdjęciu z profilu. O klientach TESCO będzie mało bo od połowy grudnia byłam w pracy raz, wczoraj i nie zdążyli mnie niczym zadziwić.
Będzie o życiu w UK i będzie o filmach a nawet książkach!
I o Lemie będzie.
I o czym tylko chcecie.
Nawet o dżemie i chlebie.





piątek, 17 lutego 2012

Taki apel jakie natchnienie

wiem, WIEM! ! !  Jestem okropna, zniedbuję Was i bloga, ciągle mnie nie ma.....co za paskuda!

Przechodzę chyba jakiś kryzys blogowy. Albo się starzeję, albo co.... Siadam do komputera i myślę..... nic nie myślę.

.
.
.
..
...

A może...
.
.
albo....nieee, o tym już było.

No to.... nie wiem. Może jutro?

I tak już 2 miesiące chyba.

Zróbmy tak- zawsze to ja wymyślam tematy. Może dajcie mi pary w gwizdek i podrzućcie kilka oryginalnych tematów. Albo jakieś 10 rzeczy o które zawsze chciałaś/eś zapytać Kokainkę ale nie wiedziałaś/łeś jak?

No, cokolwiek. Też mi tęskno za Wami.

:*