środa, 16 października 2013

Rekord i kubek turystyczny

Jak szybko można dostać opierdol od Szefa mojego pubu?

Pobiłam dotychczasowy rekord i zjebał mnie po 2 minutach od wejścia do lokalu. Przyszłam wcześniej niż kwadrans przed 19:00 bo zmarzłam jak pies w drodze do miasteczka, miałam grypo-przeziębienie, padał deszcz, wiatr oddzielał mięso od kości. Weszłam, przywitałam się i w kurtce kliknęłam czajnik na wodę. Sięgnełam na bar i postawiłam na kuchni szklankę na herbatę. Odwróciłam się w kierunku spiżarni, gdzie się przebieramy, żeby zdjąć kurty i wskoczyć w ubranko oficjalne kiedy usłyszałam:
-Co ty robisz?
-Ja?
-Co to jest?- wskazał palcem na szklankę,
-Robię herbatę bo bardzo zmarzł...
-Czy pub jest otwarty i przygotowany??
-Dopiero przyszłam.- stoję w kurtce, torba na klacie, czapka na łbie.
-Najpierw otwórz bar więc!- rzucił tonem nie tolerującym sprzeciwu. W tym czasie woda właśnie kliknęła.

Weszłam do spiżarni, przebrałam się w czasie kiedy herbata mogła się już parzyć.

Nie wróciłam po szklankę. Stała pusta do końca wieczora.

Po wyjściu klientów jedzących, koło 22:00 wszedł na bar:
-Ja nie mam nic przeciwko herbacie ale zanim przejdziemy do celebracji herbacianych i samodopieszczania się trzeba dopilnować, żeby wszystko było gotowe. Zrób sobie tą herbatę.
-Teraz już nie potrzebuję.

Otwarcie baru to: nakopać wiaderko lodu z maszyny, odsłonić zasłony, zapalić świeczki, przynieść z lodówki cytrusy i sosy, wsadzić do lodu białe wino. Tyle.

Herbaty się nie napiłam. Jemu nie chodzi o to czy bar jest czy nie jest otwarty- chodzi o prąd. Zużywam JEGO  prąd do zrobienia sobie herbaty, którą każde z nam ma w umowie. Ale żadne nie korzysta bo nie chce ryzykować opierdolu.

Kiedyś mnie wykpił bo "herbatę pije się w filiżance a nie w szklance 0,5l". Nie dotarło tłumaczenie, że jak zrobię sobie wielką szklankę to starczy mi na 4h a filiżanka nie... Nawet nie słuchał.

Na ebayu zamówiłam sobie śliczny kubek ceramiczny, z podwójnymi ściankami, z krówką i czerwoną, silikonową oprawką. Będę przyjeżdżać z włąsną herbatą lub kawą, zrobioną na własny koszt. Nie będzie mi Anglik pluł w twarz. Jak kiedyś zapyta o ten kubek, odpowiem mu szczerze i od wątroby, że łaski nie potrzebuję.

3 komentarze:

  1. ty to zawsze trafisz... może on ma jakieś szkockie korzenie?? u mnie szef wydziela długopisy, karteluszki na notatki i inne takie. już dawno zaopatruję się sama w B&M. Bo tez łaski nie potrzebuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kokain, ale on Cię tak gnębi, bo jesteś Polką, czy bo ten typ tak po prostu ma?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Po co tam pracujesz dokładnie? Myślę że Sep. dała Ci konkretne rady pod poprzednim postem, i powinnaś jej posłuchać, zamiast zap... w barze i w Tesco. Ja piszę z Irlandii - od początku pracuję w zawodzie, teraz siedzę za biurkiem lub latam po zakładzie (taki urok pracy project engineer'a) ale zawsze mam kilka minut, lub więcej (poza przerwami) żeby napić się herbaty i poserfować po necie. Nadgodziny niepłatne ale nie robię, nie ma potrzeby. Nigdy nie nostryfikowałam dyplomu Magistra Inż., ale miałam tłumaczenie. I zrobiłam BSc tu, plus dyplom z Project Management. Wszyscy moi znajomi, chemicy, pracują w firmach farmaceutycznych w laboratoriach. A np. na kasach w kantynie pracują dziewczyny, które nie mają dobrego angielskiego. Z dobrym językiem i dobrym (czyt: porządanym) dyplomem ma się takie same szanse, jak tubylcy - przynajmniej z mojego doświadczenia tak wynika. Więc życzę powodzenia i lepszej pracy! Pzdr z IE

    OdpowiedzUsuń