czwartek, 9 maja 2013

Realia i co ja na to

Trwa trzeci tydzień koczowania naszego znajomego w salonie. W życiu nie mieliśmy tak bezproblemowego lokatora w domu! Praca jest, czasem jej nie ma, jak na razie kontaktuje się tylko jedna agencja pracy i szczerze mówiąc nie spodziewałam się niczego więcej. W Miasteczku jest z 15 agencji ale po latach domyślam się już, że raczej przyjmują polskich pracowników na listę chętnych ale zaraz po ich wyjściu z biura, wrzucają papiery do śmieci. Tak było z resztą ze mną i Trufflem. Zarejestrowałyśmy się w 5 a i tak odpowiedziała tylko jedna (ta sama co teraz) i to po 2 tygodniach kiedy już miałyśmy inne zajęcie.

Pozornie wydaje się, że ruch na runku pracy agencyjnej się nie zmienił ale po trzech tygodniach widzę, że zmieniły się czasy. Kiedyś było nam łatwiej znaleźć pracę, dziś tak nachrzaniliśmy sobie w opinii o Polakach, że czasami mam wrażenie, że idąc spacerkiem po Miasteczku tłum rozstępuje się niczym Morze Czarne. :( Nie raz odczuwam konieczność bronienia się pod presją nieufnych spojrzeń ludzi, którzy pytają się ską jestem. Zauważyłam, że kiedy powiem, że z Polski- natychmiast wciągają powietrze i stwierdzają lakonicznie:
-aha.
Ale ciągnąc zdanie, kiedy powiem, że mieszkamy tu już 7 lat i nasze dzieci się tu urodziły i ze kocham ten kraj i ludzi.... na ich twarze powraca uśmiech i od razu robią krok w przód. Ci co nas znają od lat, chyba zapomnieli, że jesteśmy z Polski. Nawet kiedyś w rozmowie ze znajomą z Tesco, kiedy nie uwierzyła, kiedy w rozmowie wyszło, że znamy się już 7 lat, przyznała, że teraz jesteśmy już lokalni. Swojscy. Żadni tam "Polacy". To miłe. Kiedy wysiłek stapiania się z otoczeniem przynosi takie efekty.

W jednej z firm która zatrudnia przez agencję Polacy spalili za sobą wszytskie mosty. A właściwie jedna laska. Przyjęła się na nocną zmianę i usłyszała, że jak się sprawdzi to jest szansa na kontrakt na stałe za jakieś 12 tygodni. Popracowała rzeczone 12 tygodni i kontraktu nie dostała. Więc wiedźmiński wkurw słowiański dał o sobie znać i oskarżyła managera nocnej zmiany o molestowanie seksualne. Sprawa się zakapućkała, panienka i tak miała już inną pracę na horyzoncie, manager zostałw ysłany na białe niedźwiedzie a cała polska nocna zmiana została zwolniona w trybie natychmiastowym w ramach szeroko pojętej profilaktyki zdrowia psychicznego zakładu. Tak to się dzieje czasem na emigracji.

Nie dziwota, że trzeba się bronić w kontakcie z pracodawcami. Nie zazdroszczę nowo przybyłym takiej sytuacji... W 2006 to było niebo na ziemi a teraz.... No i nie zazdroszczę jeszcze jednej rzeczy, którą widzę zarówno u A jak i słyszę, że gnębi kilku Polaków z którym A już się zetknął.

Rzecz się ma o ambicjach czy raczej ich nagłej śmierci w wyniku zderzenia ze ścianą rzeczywistości w UK. Żadne referencje, świadectwa pracy, doświadczenie, stanowiska, lata przepracowane nie mają żadnego znaczenia jeśli przywiezione zostają w walizce z Polski. Człowiek, chce czy nie musi zacząć od zera i rzadko się zdarza, że wynosi go to na bohatera. A był 14 lat wiernym pracownikiem Multikina i pod koniec managerem działu gdzie zajmował się wszystkim od podłączania projektorów po jeżdżenie po Polsce i otwieraniu nowych kin. Teraz od 2 tygodni szufluje traye na tyłach piekarni i to boli. Bolą ręce, bolą nogi i boli ambicja. Dogorywająca w spazmach, przy wtórze przejmującego rzężenia.

Jeden z Polaków spotkany na zmianie opowiadał o swoim zawodzie Anglią bo przyjechał tu 2 miesiące temu, nie zna języka ni w ząb, w Polsce był taksówkarzem i jest rozczarowany do łez bo chciałby tu zostać "dyrektorem" a wygląda na to, że to se ne da. Niby śmieszne ale jakie tragiczne?

Może jesteśmy jacyś inni ale jakoś nie do końca boli mnie fakt, że mam w szufladzie dyplom studiów wyższych a pracuję na kasie... to nie kwestia braku ambicji, bo gdybym dostała ofertę, poleciałabym jak w dym. Po prostu nie mam ochoty znienawidzić rzeczywistości tylko za to, że mi się nie podkłada dywanem usianym płatkami róż. Jak przyjdzie na to czas to się znajdzie. Do tego czasu korzystam z tego co jest i nie czuję wyrzutów sumienia, nie roztkliwiam się nad całą masą hipotetycznych możliwości, które przechodzą mi obok nosa. Czasem tylko wkurzam się, że stoją mi na drodze bariery nie do pokonania na które niewiele mogę poradzić. Wszystkie inne da się pokonać.

Pierwsze to prawo jazdy, którego nijak nie mogę zrobić, drugie to Dzieciusie, które muszą wyrosnąć na tyle, żebym mogła szukać jakiegoś sensownego zajęcia od 9:30 do 14:30. Też mi sensowne godziny... ale jednak.

Ale, do tego czasu chwalę sobie wszystko co przynosi los i z tego jestem zadowolona. W ten sposób pierwszy siwy włos na mojej skroni pojawi się gdzies tak koło 90tki kiedy poczuję, że spada mi tętno i nie czuję nóg. :)


9 komentarzy:

  1. Mam odmienne obserwacje, wielu Polakow przyjezdzajac do UK, nierzadko z dyplomami, porzuca ambicje, o ile kiedykolwiek je mieli. Jak juz dostana pare groszy do lapy, nagle sie okazuje, ze wlasciwie wiele wiecej od zycia nie chca. Tak jest widocznie wygodniej.

    Osobiscie nienawidzilam jak zarazy prac sprzataniowych, hotelowych, na kasach, w kawiarniach i sklepach - najmadrzejszy i najambitniejszy czlowiek by w koncu oszalal w takim srodowisku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pracuję w takiej agencji pracy (catering) i zatrudniam również Polaków - są młodzi, pełni entuzjazmu, znają angielski i są bardzo cenionymi pracownikami. A może mam takie szczęście do ludzi?
    Odkąd tu jesteśmy wykonywałam różne prace - nocne zmiany w tesco, zmywanie garów, obsługa wesel, recepcja hotelowa i nawet jak nie lubiłam tego, co robię to i tak się cieszyłam, że mam zajęcie.
    Jak ktoś był sfrustrowany w Polsce to w Anglii mu się nie zmieni, chyba że na gorsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne, że zwariować można. Ale dlatego zdecydowałam się na kasy a nie na żaden inny dział, gdzie pierdolca można dostać po tygodniu uganiania się w kółko w kieracie idiotów.

    Osobiście nie znam Polaków, którzy pracują w zawodzie, prócz jednej pracy ale oni przyjechali DO pracy w zawodzie świetnie płatnym. Nie doszliby tu gdzie są gdyby zaczynali od dworca autobusowego. Znam natomiast dziewczynę, która jest po psychologii, jest redaktorem polskiego czasopisma a pracuje w tesco na nockach i tak jej dobrze. Pisze w dzień, ładuje w póły w nocy bo nawet praca redaktora nie zapłaci rachunków a jeść trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomo że wszędzie ciężko z pracą , że trzeba znać język , szanować innych . Wszędzie są stereotypy Polaków , w Niemczech ostatnio w mediach Polaków chwalą za ciężką pracę i dają za wzór . Niestety obiegowa opinia jest też taka że polak to kombinator i złodziej . Zawsze łatwiej jakiejś nacji przypiąć łatkę niż swojej , przecież nie powiemy o sobie że jesteśmy leniem czy złodziejem . Miejmy nadzieję że twój lokator kiedyś znajdzie pracę w której będzie mógł zastosować swą wiedzę i osiągnie satysfakcję . Na dzień dzisiejszy musi schować dyplom , uczyć się nowego fachu a za jakiś czas to wszystko zaprocentuje , będzie mógł coś wpisać w swoim CV oprócz pracy w Polsce . Pozdrawiam z Tuskolandu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Saxofonistka10 maja 2013 10:20

    Mam takie pytanko: dlaczego nie możesz zrobić prawa jazdy? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałem że w UK łatwiej zrobić prawo jazdy niż w Polsce gdzie co chwilę zmieniają zasady zdawania . W tej chwili wymyślili zasady nauki jazdy na motocyklu takie że nikt początkujący nie ma szans , Od razu musi jeździć na ciężkim motocyklu o pojemności co najmniej 500 cm . Trzeba też wspomnieć o zmienionych testach które podobno są łatwiejsze a nie zdaje średnio ponad 80% . Przyczyną są pytania które odnoszą się do sytuacji zamieszczonej na zdjęciu lub filmie ale są podchwytliwe i dają duże wątpliwości .

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja znam ludzi, ktorym sie udalo i pracuja w zawodzie, siebie wliczajac. Mam to szczescie, ze po jakims czasie udalo mi sie znalezc prace w tym, w czym sie w Polsce wyedukowalam. Tez pracowalam na magazynie, w fabryce, itp ale w miedzyczasie wciaz szukalam wlasciwej dla mnie posady i znalazla sie. Doswiadczenia z Polski nie mialam, tylko dyplom ze studiow i wystarczylo. Udalo sie tez znajomemu informatykowi, zaczal od fabryki, teraz siedzi przy kompie i wykorzystuje swoje kwalifikacje. Da sie, tylko trzeba probowac.

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawo jazdy można zrobić łatwo, owszem ale nie w mojej sytuacji. Moja Rodzicielka może mnie uczyć az do egzaminu ale wtedy musiałybyśmy jeździć w dzień z Gabim z tyłu a na to się nie zgodzę. Poza tym moja Rodzicielka ma krótki lont i pewniej prędzej zginełabym śmiercią nienaturalną nim bym się czegoś nauczyła.

    Wieczorem, może mnie uczyć Suseł ale w zimie jest już ciemno kiedy wraca z pracy a w lecie wraca koło 19:00, po 12 godzinach na cieżkiej maszynie i pada z nóg, trzeba kłaść dzieci itp. Jedna lekcja z instruktorem kosztuje 25 funtów i zaliczając parafki trzeba by mu zapłacić łącznie jakieś 200-300 funtów za wszystkie lekcje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Saxofonistka11 maja 2013 08:26

    Może trzeba jeszcze troszkę poczekać i spróbować połączyć wszystkie 3 opcje? Prawo jazdy to baardzo przydatna sprawa - spójrz na to inaczej. W sytuacji awaryjnej, mając 2 małych dzieci i np. chwilowo nikogo więcej w domu mogłyby się bardzo przydać! Nie mówiąc o takich codziennych sprawach do załatwienia, dużo czasu można tym zaoszczędzić. Pomyśl nad tym, naprawdę warto ;)

    OdpowiedzUsuń