sobota, 25 czerwca 2011

Updejt kiszkowy

Na szczęście udało się bez grzebania w pupu. Niebieski dzwoneczek znalazłam wczoraj, ogryzionego z farby, wdeptanego w dywan. Czerwonego dziś rano przy odkurzaniu, spłaszczonego jak płaska płaszczka. 

A więc potrząsanie Mają i nasłuchiwanie w której części ciałka podzwania nie doszło do skutku.

No i rzeczywiście- były w buzi. Bez wątpienia.

4 komentarze:

  1. To dobrze, że poziarła;) Ale ja Was lubię czytać.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli skończyło się dobrze! :)
    I potrząsać nie trzeba było. Gratulacje! :D

    PS. Ależ fantastyczna jest ta kula ziemska, co to się obraza po prawej stronie bloga i pokazuje mi, gdzie dokładnie na świecie teraz się znajduję! :D Cudo, cudo! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kamien z serca.Uff..
    Jill

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, dzieciaki to mają pomysły. Dobrze, że Maja nie zechciała czegoś większego spróbować zmieścić w swoim brzuszku

    OdpowiedzUsuń