poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zasłużony ciąg dalszy dla mnie i dla Was

Oj już nie tak długo Jackwar. :)

***
W poniedziałek jak gdyby nigdy nic, po 18: oo poszłam zamykać budynek i zatrzymałam się żeby poukładać książki w charytatywnej biblioteczce kiedy znikąd pojawiła się Rachela i dr kość który poprosił mnie do swojego pokoju , kazał zasiąść na zydelku i w obecności świadka -Racheli , oznajmił mi że dowiedział się od Managera jakie to ja rzeczy posiadam na swoim google dysku.
Szok- to mało powiedziane. Niniejszym stwierdził, że nie może mnie mieć w budynku pod takimi oskarżeniami i mam płatny czas na to, żeby przygotować obronę i zaczekać na Menadżera który wróci z urlopu i poprowadzi dochodzenie.

... I pojechałam do domu nie wiedząc czy jeszcze kiedykolwiek usiądę za swoim biurkiem. Nie muszę dodawać, że nadplanowe wakacje, płatne czy nie nie kwalifikowały sie do przyjemności pomimo lipca i pogody. Zdałam sobie sprawę, że nie minie tylko tydzień do poworotu Martina ale znając ich tempo w załatwianiu wszystkieego co ważne, minie co najmniej następny tydzień. Katorgi, oczekiwania, zastanawiania się czy już szukac sobie nowej pracy, czy oszczędzać na papierze toaletowym, czy nie martwić się o nic i czekać aż sprawa wyjaśni się sama lub pomocą moją i Kate.

Żeby nie przegapić żadnej okazji i nie stracić szansy do obrony na drugi dzień zadzwoniłam do Kate i bezczelnie nagrałam całą rozmowę na komórkę żeby w sytuacji w której chciałby się wycofać z wiedzy o wszytksim, będę miała dowód. Oczywiście, akurat Kate to raczej dobra dusza więc nagrałam 20 minut ogólnego "WHAAATT??" i kompletnego zaskoczenia wymieszanego z oburzeniem, niedowierzaniem i co najważniejsze- potwierdzeniem co i jak się wydarzyło. Nagranie trzymam jak skarb.

Minęły dosłownie 2 tygodnie. Nie jadłam, nie piłam, nie spałam zbyt dużo a nawet jeśli to budziłam się z poczuciem winy, że ja tu śpię a tu ważą się losy Wszechświata. 2 tygodnie. Po drodze postarałam się poinformować o wszystkim Szyjkę, która już pół roku temu zalecała mi poszukać prawnej opieki. Kazała mi znaleźć prawnika 'no win- no fee' ale zgadnijcie co kilka firm prawniczych obiecujących góry myśli o Polakach wołających o pomoc? Niewiele. nawet nie wystarczająco, żeby oddzwonić po trzykrotnym dzwonieniu i zapewnieniach, że zaraz, dosłownie zaraz ktoś do mnie zadzwoni. 

W końcu, zaowocowały moje wielomiesięczne przepychanki z Systemem w imieniu moich polskich matek w tarapatach. Znalazłam na FaceBooku wpis jakiegoś poturbowanego Polaka z Miasteczka szukającego pomocy prawnej i przeczytałam, że jest ktoś o imieniu Max, kto pomaga jak ja- jak umie i dla zasady. Pisma prawne 5 funtów a sztukę, porady za darmo itp. Jedna z lokalnych polskich mam, której pomagam przepchnąć dziecko przez skazę białkową zadzwoniła do niego, poleciła, opowiedziała jak jej pomagam od wielu miesięcy i bez słowa zgodził sie mi pomóc i reprezentować mnie na nadchodzących spotkaniu. 

W piątek 24, pojechałam do niego do Miasteczka i nie tylko okazało się, ze jest młody jak karotka na wiosnę i to jeszcze do złudzenia przypomina mojego dobrego kolegę z Liceum- Prezesa! Taki sam gajerek, spodenki w kolorze biszkopta, krawacik, postura misia Paddingtona. No szał. Miałam wrażenie, że cofnęłam się 20 lat wstecz. (To juz 20 lat? Jezu). Opowiedziałam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, włącznie z ogólną sytuacją bullyingową. Przyniosłam wydruki tego co jest na paluszku pamięci, kopię przepisów zatrudnienia itp. Powiedział co mam mówić, jak mam reagować, że ja tylko wykonywałam swoje obowiązki itp. Czułam sie jak przygotowywana do zeznawania w sądzie.

Przy okazji, u Maxa, jeden z pokoi przystosował do przyjmowania klientów, na ścianie dyplom szkoły prawniczej w imieniu Jej Wyskości Elki, jakieś polskie dyplomy i za biurkiem- dziecko. Z notatnikiem, teczką i Parkerem w ręku.

W końcu, pojechaliśmy na 14:00 do Przychodni spotkać sie z Manadżerem i DrKością. Wiedziałam, że pacjenci zjawią się dopiero o 15:00 więc mielismy godzinę na wyjasnienie wszystkiego od A do Z.

Czekając w poczekalni, na krzesełkach, żadna z osób z Recepcji mnie "nie poznała". Nawet kiedy podeszłam do okienka, żeby poprosic Skanerkę, żeby dała Kości znać że juz jesteśmy, odpowiedziała:
-Ok.

Weszliśmy i zadziwiająco jak na zaistniałe okoliczności- Menadżer zacząć spytać dowcipem sytuacyjnym, Usciki rąk z Maxem, uśmiechy- prawie jakbyśmy przynieśli im czek na milion dolców ale nadal nie byli pewni czy go dostaną do reki. kompletnie się zdezorientowałam.

Zaczęłam od obszernego opowiedzenia DrKości o wszystkim od samego początki, czyli od momentu kiedy poprosiłam Menadżera o materiały treningowe. Niczemu nie zaprzeczył, chociaż spodziewałam się, że może, bo czemu by nie? Grzebał po moim dysku, mógł w każdej chwili zajrzeć do mojej poczty mailowej.... juz myślałam, że nie ma żadnych zasad. 

W końcu złapałam oddech. Dr Kość zapytał skąd dokumenty dotyczące pracowników i pacjentów znalazły się wśród dokumentów treningowych na co ja odpowiedziała, że w wyniku kopiowania folderów zawierających "potencjalnie interesujące nas pliki" bez zdawania sobie sprawy, że wśród nich znajdują się poufne informacje. Spojrzeli na siebie. 

Zajęło to jakieś 30 minut, Max kilka razy podsumował co najważniejsze, dodał od siebie kilka kwestii o kórych jest mowa w instrukcji dotyczącej używania komputerów w budynku.

W końcu DrKostka, opowiadając coś o obawie, że takie informacje mogą np wyciec do Daily Mail musi się zastanowić, ze rozmawiał z prawnikami, blah blah blah... miałam wrażenie, że stara się za wszelką cenę uniknąć ewentualnych konsekwencji, kórym musiałby stawić czoła gdyby musiał się kiedyś z tego tłumaczyć. Ale moje pytanie zadawane sobie w głowie brzmiało- JAKICH KONSEKWENCJI? Pokazali mi na wydruku listę tych dokumentów pośród których były listy do pracowników informujące ich o tym ile dni urlopowych (to będzie ważne) mają jeszcze do wykorzystania i do pacjentów w sprawie zmiany nazw przypisywanych leków. 

Na sam koniec Dr Kość zapytam mnie czy chciałbym coś jeszcze dodać i właściwie od tego trzeba było zacząć bo uznałam do za dobry moment, żeby im opowiedzieć o okolicznościach prowadzących do całego tego ambarasu- o tym jak starałam się jak najszybciej nauczyć się wszystkiego tak, żeby Ona nie mogła mnie na niczym zagiąć i mieć powody do pastwienia się po mnie, że po tym jak DrKość spytał mnie czy chce stanowisko, stwierdził, ze jest pewien, ze nauczę się wszystkiego w mig i "będę nawet lepsza niż Kate a już na pewno będzie mi to zajmować mniej czasu niż jej". Że wszyscy spodziewają się cudów od samego początku nic z siebie nie dając, że moje szkolenie trwało 1 dzień i na drugi Hipiska kazał mi odebrać pierwszy telefon, kiedy nie miałam pojęcia co to jest INR, pathlab, admission avoidance, cath, 2week way, CD item,.... wszystko to przyszło z czasem i nie dlatego, że ktokolwiek miał chęć wyjaśnić sensownie o co chodzi ale dlatego, że sama, na własnych błędach okupionych krwią i łzą nauczyłam się wszystkiego co powinno być zapewnione w ramach szkolenia nowego pracownika przynajmniej dlatego, że chodzi o zdrowie i zycie ludzi. A na czubku tego wulkanu siedziała Ona czyhając na każdy, nawet najmniejszy błąd tylko po to, żeby rzucić we mnie ulotką informacyjną.
-Ale my nic o tym nie wiemy?
-Wiecie.
-Ale ja rozmawiałem z Oną-odpowiedział Kość
-I nic się nie zmieniło.
-To dlaczego ja nic o tym nie wiem?- spytał Menadżer.

/TY SOBIE ROBISZ ZE MNIE JAJA CZŁOWIEKU???/

-Wiesz czemu? Szczerze?
-Tak.
-Bo napisałam skargę 10 miesięcy temu i nigdy do tego nie wróciłeś! I nic się nie zmieniło, pomijając fakt, że Ona wie już, że nie warto na mnie szczekać w twarz, więc robi to tak, żeby nic nie można było jej zarzucić. Moim domyślnym imieniem nie jest Kokain tylko Ktoś. Ktoś jest odpowiedzialny za wszystko. Nawet jeśli ja tego palcem nie tknęłam, tez odpowiedzialny jest Ktoś. Nie ma złotego środka, wszystko jest nie tak, nawet jak następnym razem zrobię jak sobie życzy, tez będzie źle! To jest sytuacja nie do zniesienia i na wypadek gdybym już zdążyła się do tego przyzwyczaić, od czasu kiedy dostałam ten awans jest jeszcze gorzej! Ludzie chcą, żebym sie rozdwoiła- mam robić robotę Kate, jednocześnie być w recepcji i pomagać im siedzieć za biurkami i nagle nic nie robić. mam odbierac im telefony, załatwiać sprawy w dni kiedy nie wiem co się dzieje w Recepcji i mają pretensję, że siedzę i czytam materiały treningowe. Dlatego brałam je do domu bo ciężar spojrzeń stawał się nie do wytrzymania. Bo jak w końcu ktoś mnie zapytał: "Jak sądzisz, ile czasu zajmie ci zanim się wszystkiego nauczysz?" uznałam, że mam dość i gdyby nie Julka, poszłabym do was w drugi tydzień i kazała schować tą robotę w anus. 
-Kto tak powiedział??
-SEKRETARKA!
Obaj znowu wymienili spojrzenia, tym razem na zastanawiająco długo.
-A co ona na Boga Wszechmogącego i Wszystkich Świętych ma do tego?
-Nic, ale zawsze można się wmieszać. Broni panikary bo Panikara pracuje mniej i na to wszystko, naciskana przez Sekretarkę, starałam się za dwie, robiłam jej skróty, ściągi, wyciągi i dawałam do przeczytania. Nawet nie miała czasu na nie spojrzeć! A kiedy przyszło do jej dni w tylnym biurze, zamknęły za sobą drzwi i w trójkę gadali o pierdołach! A mi wciskały jak to nie fair, że ja mam czas się uczyć a ona biedna nie.
-Ale co SEKRETARKA ma do tego jak ty i Panikara układacie sobie nowe stanowisko?
-Co ma? Wszystko! Że szuflada nie zamknięta, że nie odłożyłam taśmy klejącej na miejsce podczas gdy nadal z niej korzystam, że nie mam papieru w drukarce. Już nawet pisze ręcznie naklejki na koperty bo nawet nie chcę się zbliżać do drukowania kopert! Obwrzeszczała mnie że robię coś czego Panikara jeszcze nie umie! Tak się nie da żyć!

Zapadła cisza. W powietrzu czułam że wszelkie burzowe chmury rozwiały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kość sięgnął po chusteczkę a potem jeszcze po całe pudełko. Ja siedziałam, chlipałam, smarkałam a oni milczeli.

-.....Sekretarka.... to całkiem inna bajka i ...- obaj zaczęli kiwac głowami, popatrując na siebie ukradkiem- .... będzie w tej kwesti..... to całkiem inna bajka, tak.

-Chcę usłyszeć WSZYSTKO o tym o czym nam dzisiaj opowiedziałaś.... tak, w sumie myślę, że kwestie tego co tu dzisiaj omówilismy mozna uznać za bład w sztuce.- Manadżer spojrzał na Kość.
-Tak. Błąd w sztuce- zgodził się Kość- choć oczywiście ja sie muszę z tym wszystkim przespać... Menadżer przekaże ci jutro odpowiedź i co dalej z dochodzeniem. 

Wstaliśmy. Z oczu leciała mi jakaś woda. Z nosa też tylko gęsta.
-Chcesz wyjść przez okno?- spytał Kość.
-Co?
-Możesz wyjść przez okno. Miałem raz pacjenta co mi się tu rozkleił i nie chciał wyjść głównymi drzwiami, żeby go ludzie z Wioski nie przyuważyli. 
Spojrzałam na okno.
-Dzielna jestem. Przez okno nie wyjdę. 
-Weź się ogarnij i ten tego, do jutra.
Pożegnali się z Maxem, Kość skomplementował gajerek, szczerze się ześlinił na krój i dopasowanie i poszliśmy. Na koniec Menadżer puścił mi oko.

kamień z serca ale na nogę. Znowu nie spałam ale tej nocy naszło mnie Olśnienie. Juz zrozumiałam skąd całe to zamieszanie i przereagowanie które porwało mnie na skraj przepaści:

ONI MYSLELI, ŻE JA SZPIEGOWAŁAM DLA SEKRETARKI I TO JA ZAUWAZYLAM NIEŚCISŁOŚCI ZWIĄZANE Z NALICZANIEM URLOPÓW I TO JA DOSTARCZYŁAM DOWODÓW SEKRETARCE, KTÓRA WZIĘŁA SPRAWĘ DO ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH SKĄD W KOŃCU SPRAWA ZNAJDZIE SIĘ W SĄDZIE!!!

Kiedy powiedziałam jak mnie traktuje Sekretarka oczywiste  stało się, że nie mogłyśmy sobie radośnie spiskować i robić na nich teczki.

Dlatego Kość powiedział Kate, że Sekretarka spotka sprawiedliwość o którą tak prosi!

Na drugi dzień rano zadzwonił Menadżer i miękkim spokojnym głosem spytał jak spałam. Odpowiedziałam, że wcale na co on stwierdził, ze niepotrzebnie bo mogę wrócić do pracy w poniedziałek po moim urlopie jak niby nigdy nic i sprawa jest zamknięta. Bez konsekwencji. Natomiast zaraz po powrocie z moich planowanych dwutygodniowych wakacji, mam przyjść do niego i opowiedzieć WSZYSTKO co się działo od czasu kiedy sądzili, ze moja skarga została rozwiązana.  

I skąd ja wzięłam tego kolesia? To skarb polskiego narodu nie tylko ze względu na gajerek ale na poziom angielskiego, na wiedzę i jak takie dziecko może prowadzić biuro porad prawnych? I że razem moglibyśmy przepchnąć w Parlamencie ustawę o przeniesieniu Anglii na kontynent. I ogólnie wow. 

/wow Bob wow/

A teraz jestem trzeci tydzień na urlopie, plus jeszcze jeden startując od dzisiaj. W sumie cztery tygodnie odpoczynku od całego tego chłamu. Spytałam go co wie załoga ale stwierdził, że nie wie nic. Wie oczywiście Rachela, Panikara, Kate a więc i Sekretarka i cała reszta bo tam się nic nie uchowa. Zadałam na głos pytanie jak mam wrócić do pracy po całym tym czasie skoro wszyscy pewnie sądzą że jestem winna całego Zła tego świata? Kazał mi wrócić jak gdyby nigdy nic, z podniesiona głową do pracy w którą wkładam serce i własny czas. Reszta sama się rozwiąże. 

I to tyle. Diabelski Młyn. 

Przez cały ten czas ani jedna osoba nie napisała do mnie a chadzaliśmy razem do pubu, w ostatni dzień zawiozłam Panikarze tort urodzinowy i kartkę od Zespołu.... nic. Jedna z Pielęgniarek, która zaprosiła mnie wcześniej na pożegnalne party które miało odbyć się w czasie tych dwóch feralnych tygodni- na moje przeprosiny że niestety nie będę mogła się z nia pożegnać odpisała tylko;
-Ok, xxx

Usuwam wszystkich z FaceBooka. Co do sztuki. Będę wchodzić do budynku, robić swoje tylko do poziomu wymaganego i żadnego śpiewania w pierwszym rzędzie. Wychodzić do domu jak każdy ale z figa w kieszeni. A w ciagu dnia (z resztą nic nowego) nie będę nawijać o pierdułkach z nikim. Z nikim. O niczym. 

na pohybel s******!


6 komentarzy:

  1. I bardzo dobrze.Ja tak robie od 4.5 lat (5 lat w tej samej firmie) Absolutne Zero mieszania zycia prywatnego z praca. Jak rozmowy to tylko na tematy generalne typu pogoda itd. I jest spokoj, zero konfliktow, a jak jakies sa to nawet o nich nie wiem :)
    basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ! Zlitowałaś się nade mną i innymi spragnionymi :) Tak , problem był sytuacja w brew pozorom się nie rozwiązała . Atmosfera dalej będzie gęsta . Jeśli już ich usunęłaś z fb to trudno , jednak ja bym tego nie robił , dasz im satysfakcje i sygnał że to ty zrywasz kontakty . Niepotrzebnie , lepiej by to oni podejmowali takie decyzje . Powinnaś tak jak planujesz robić swoje , ale nie do minimum , dasz im znowu pretekst do obgadywania . Robisz swoje, a jak coś po za, to tak by wszyscy wiedzieli że robisz to za kogoś bo ... itp . Jesteś twarda i dasz radę , zachowuj się normalnie, a jak ona będzie zwracała się do ciebie bezosobowo to zapytaj jej się czy chodzi o ciebie i zwróć uwagę że masz imię i by zwracała się do ciebie po imieniu lub służbowo . Musisz postawić warunki , inaczej będziesz spychana na ubocze, a cichaczem cała wina będzie zwalana na ciebie , nawet że spłuczka nie działa . Spoko , wierzę że dasz radę , głowa do góry . Co nas nie zabije to nas wzmocni :) Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję . Mam nadzieję że będziesz dalej pisała :) Pozdrawiam z Kopaczolandu .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojprdl, ładny burdel. Zmęczyłam się czytając, zmęczyłam w sensie nie, że przynudzasz, tylko kurwica mnie strzelała raz po raz.

    Czymię kciuki, Kokainko. Dasz radę. Dynia do góry i niech spierdalają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak byś jeszcze mogła czasami komuś odpisać na komentarz , też by było miło , a nam się nie dłużyło :)
    Kiedyś odpowiadałaś w komentarzach :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. koniecznie musisz napisac jak sie sprawy maja po pierwszym tyg w pracy , ja im wiecej pracuje z anglikami tym bardziej sie dziwie, I moje oczy sa coraz wieksze od tego zdziwienia, i raz po raz zbieram szczeke z podlogi , u ciebie widze tez bym trwala w stanie permamentnego zdziwienia i oszolomienia

    OdpowiedzUsuń