środa, 10 lipca 2013

Sen na jawie czy jawa senna czy świadomy sen czy...

Nigdy w życiu nie przydarzyło mi się coś tak odjechanego.

Połozyłam Gabiego spać czyli w praktyce, zasnęłam z nim. Suseł położył Maję spać czyli w praktyce utknął na opowiadaniu o całym dniu, czytaniu "Alicji w krainie czarów" i zasnął razem z Mają.

Śni mi się, że budzi mnie szum morza.

Suseł ma taki budzik, który zaczyna się od szumu morza, potem przechodzi w odległą syrenę portową i znowu szum morza. Nie cierpię tego budzika bo dźwięki natury kojarzą mi się teraz z 5:30 nad ranem i porą o której Suseł wstaje do pracy.

A więc słyszę szum i czekam na syrenę. Nic. Nadal szumi i to coraz głośniej. Zrywam się więc i macam po łóżku ale łóżko jest puste. Na korytarzu nadal świeci się światło, słyszę telewizor u Rodzicielki więc mój mózg uznaje, że jest późny wieczór bo zwykle ok 1:00 Rodzicielka wychodzi jeszcze na kropelkę z Bostonem a w drodze powrotnej wszystko zamyka i gasi światła.

Woda szumi coraz głośniej. Macam po łóżku i już chcę kląć na Susła, że poszedł do Mai ale telefon zostawił gdzieś pod łóżkiem i zaraz obudzi Gabiego. Kiedy tak macam po stronie Susła, dociera do mnie, że szum wody dobiega zza okna. Myślę:
-Matko, jaka ulewa!

Ale przecież ulewa nie szumi jak woda płynąca. Ogarnia mnie panika- Idzie Wielka Woda!

Przez dobrą chwilę siedzę na wprost zasłoniętego okna i boję się wyjrzeć. W końcu udało się- wystawiłam głowę przez okno i patrzę na spokojną ulicę. Nigdzie nie ma wody.... ale szum narasta nieustannie!

Ulicą idzie dwóch chłopaków, przyśpieszają pod naszymi oknami i zatrzymują się na wprost przejścia, które rozdziela nasz dom od domu sąsiadki. To wąski chodnik pnący się pod górę i łączący się ze ścieżką która biegnie za domami równolegle do naszej ulicy, Po jej drugiej stronie biegną ogrody domów stojących przy kolejnej ulicy, leżącej ok 10 metrów wyżej niż nasze. W ten sposób dach naszego domu leży na tym samym poziomie co ogrody i podłoga domów naszych sąsiadów.

Chłopaki wskazują na coś palcami i słyszę jak mówią coś w podnieceniu- trudno już cokolwiek zrozumieć jest już tak szzzzzzzz....

Nagle, z przejścia na ulicę wylewa się powódź wody, wprost wypada z pędem z przewężenia między naszymi domami i chłopaki odskakują na boki. Wody jest na pół metra wysokości. Na spadku przy krawężniku tworzy się białą kipiel i mój senny zwid poddaje kolejną hipotezę:

-To moja pralka, sorki.

Ale jaka pralka!! Tyle wody nie pomieści nawet cały supermarket pralek a woda dociera już do drugiej strony ulicy i wpływa pod samochody zaparkowane po drugiej stronie. Powódź tymczasem nie słabnie, wartki nurt wali jak z przerwanej tamy!

Lecę na dół, nic nie rozumiem, nie ma Susła ani Rodzicielki, nikt nic nie słyszy, zaraz wszyscy zatoną!

Wypadam do kuchni, do spiżarni i do ogrodu. Drzwi są otwarte, bramka prowadząca prosto do przejścia też. Gołymi stopami wpadam w rzekę wody, która wpływa do naszego ogrodu pod płotem... Słyszę głosy- Suseł i Rodzicielka.
-Co się dzieje?- wszystko się kręci.
-Woda płynie- odpowiadają i dodają coś jeszcze ale nie rozumiem.
-CO SIĘ DZIEJE? NIC NIE ROZUMIEM, PRZECIEŻ JA KOMPLETNIE ŚPIĘ!!

Suseł patrzy jak na wariatkę.
-Nie śpisz. Woda płynie... Sąsiad spuszcza basen!

I wtedy zrozumiałam, że to nie sen tylko stuprocentowa rzeczywistość!

Nasz sąsiad ma basen z prawdziwego zdarzenia, wielka konstrukcja na balach trzyma pokład z drewna na którym stoi basen na 15 osób i psa. I o 1:00 w nocy uznał, że jest wystarczająco cicho, nikt nie chodzi ulicami i można spuścić basen. Nie chcę wiedzieć jak robił to zwykle, bo mieszkamy tu już 5 lat i nigdy wcześniej nie zalał pół ulicy taką powodzią. Tym razem jednak otworzył obudowę i pozwolił wszystkim tym hektolitrom wody chlusnąć swobodnie w dół zbocza na którym stoją nasze domy.

A Rodzicielka akurat w tym momencie szła z Bostonem na spacer. Dzięki temu, że Suseł wstał od Mai i szykował się spać, poszedł do łazienki i Rodzicielka niespodziewanie pocałowała klamkę i zeszła na dół 20 sekund później, woda nie zmyła jej i psa na ulicę. Miała w perspektywie dobre 10 metrów fantazyjnego ślizgu z wodą w dół po betonie.

Tak się zdezorientowałam, że wróciłam do łóżka i kompletnie nie wiedziałam gdzie oko i noga. Wszystko się pomieszało, przez cały czas myślałam, że to sen bo rzeczywistość była tak niespodziewana i nietypowa, że mój mózg uznał, że to musi być sen.

Rano, woda nadal stało na ulicy w głębokich kałużach. Przejście czystsze niż kiedykolwiek zdradzało ślady powodzi tylko tam gdzie trawa wyczesała się w dół ścieżki jak pociągnięta grzebieniem wróżek przyrodniczych. Jeśli były tam jakieś pety i paczki po czipsach to teraz leżały pod autami po drugiej stronie ulicy.

Pomysł był przedni. Bardzo angielski. Gratulacje.

3 komentarze:

  1. No z mojej perspektywy to wyglądało mniej dramatycznie, a szkoda bo jazdę miałaś przednią kochanie. Nawet po LSD nie miałbym chyba takiego tripa. Jak ocean się niedługo podniesie, to już wiem jak to będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże D: Pomysł na film.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to się uśmiałam! Naprawdę, w miarę jak się opowieść rozwijała, coraz więcej się komplikowało zamiast rozjaśniać, a ja coraz bardziej nie mogłam (jak Ty wtedy) ogarnąc o co chodzi! Pełen odlot :D

    OdpowiedzUsuń