poniedziałek, 15 lipca 2013

Margaret Thacher w natarciu

Takie klientki nie zdarzają się często ale jak już, pozostawiają po sobie niezatarty ślad w pamięci. Nie dlatego, że są wredne ale dlatego, że swoim zachowaniem przełączają jakiś pstryczek w twojej głowie w wyniku czego uruchamiają się procesy myślowe o które sama byś siebie nie posądziła...

/-Wzięłabym teraz kij nabijany gwodździami i siekałabym tą słodką starszą panią po górnych częściach ciała aż powstałby tatar czekający na jajko./

Myślisz: "Boże, jak ja mogłam coś takiego pomyśleć?" Ale już się stało- kobieta obudziła smoka. :D

Więc zaczęło się od tego, że dama, pod prąd, natarła na moją kolejkę oczekujących na obsłużenie, zacumowała przed kasą i roztoczyła wokół siebie zapach wanili, ciastek, mleka i babcinych opowieści na dobranoc.

Błekitna bluzeczka zapinana na milion maleńkich guzików, wyprasowana nienagannie, czysta i nieskalana mimo upały gorejącego na zewnątrz. Choć podobno staruszki się nie pocą, więc powiedzmy, że miała fory. Włos siwy, ślicznie ułożony w tortownicę ala' Margaret Thacher, żadnego makijażu prócz pooranej zmarszczkami damy pod 90. Na haku torebka z lat '80, spódniczka, sandałki bez palca z których wystawały palce. Standard dobrze ułożonej Brytyjki starego pokolenia. Odezwała się jednak głosem madamme Tyszkiewicz:

-Przepraszam bardzo. Gdzię mogę znaleźć mleko i "płody rolne"?

"Płody rolne"??

Już śpieszę z wyjaśnieniami. Kiedy jeszcze byłam w liceum językowym, uczyli nas, że do sklepu idzie się po "grocery" czyli staromodne zakupy. Do warzywniaka natomiast po "green grocery" i stąd zrozumiałam o co chodziło damie i nie znokautowała mnie od razu ale dopiero po chwili. Jednak określenie to jest równie niemodne i trącające rozkładającą się ze starości myszką jak spytać "w którą stronę na płody rolne"?

Bez mrugnięcia okiem wskazałam ręką ogólnie kierunek na sklep, bo trudno z perspektywy kasy, oblężonej przez klientów ciągnących się w kolejce następnych 15 metrów podawać babci dokładniejsze koordynaty. Tym bardziej, że między mną a płodami jest po drodze dział z kosmetykami, piekarnia i pieluchy. A więc wskazałam.

-A mleko? Chyba nie twierdzisz, że płody i mleko znajdują się w tym samym miejscu bo oczywistym jest fakt, że  TO NIEMOŻLIWE!

Uchwyciłam brwi zanim wyskoczyły mi ponad głowę.

-Nie, nie są w tym samym miesjcu. Ale wystarczająco blisko, żeby wskazać wspólny kierunek.

Margaret odcumowała od kasy i pożeglowała we wskazanym kierunku i przez króką chwilę mój świadomy mózg pożyczył sobie, żeby nawtykała w wózek po korek i musiała iść przez normalną kasę a nie przez moją, szybkostrzelną.

Jakieś klientki na widok Margeret spojrzały na mnie i chórlanie stwierdziły:
-Uups!

Minęło z 25 minut. Teraz już wiem, że tyle potrzebowała Margaret, żeby obfuczyć pół załogi i wrócić do mnie. Pewnie dlatego, że wiedziałam co to jest "green grocery" pomyślała, że ze wszystkich tych niedouczonych idiotów którzy tu pracują, tamta niedouczona idiotka wydaje się najbardziej kompetentna do tego, żeby zrobić jej z życia piekło.

Ustawiła się w kolejce i doczekała do swojego "pięć minut" z którego wykorzystała świetnie każdą sekundę.

Postawiła koszyk z buteleczką mleka i pomidorem (25 minut!) i oświadczyła:

-Powinniście szkolić lepiej swoich ludzi! Żadna z napotkanych osób nie umiała wskazać mi "green grocery" i nie wiedziała co to znaczy! Jak można nie znać podstawowych określeń pracując w sklepie sprzedających żywność!

Bóg mnie otoczył swoją łaską, że mnie w tym momencie zamroczyło i nie powiedziałam nic głupiego z kategorii:
-Proszę Pani, w dzisiejszych czasach idziemy do sklepu z komputerami i ekspedient nie wie w tym temacie nic. On tam tylko dokłada do półek i kasuje karty. Takie czasy.

Ale nie powiedziałam nic. Uśmiechnęłam się tylko wymiająco i pikam jej to mleko.

-Słucham- zacisnęła garotę Margaret.
-Słucham?
-Słucham. Dlaczego wasza obsługa nie wie co to "green grocery"??
-Może dlatego, że tutaj używa się słowa "produce"?
-PRODUCE?? Ja nie jestem zainteresowana tym jakich słów na określenie green grocery stosujecie!

Piknęłam mleko i sięgam po pomidora. W tej samej chwili Margert sięgnęła w stos reklamówek, wydziobała jedną i siłuje się z otwarciem. Siłuje. Siłuje. Bez słowa wyciągnęłam rękę co zwykle działa tak, że klient podaje mi ją i czeka aż specjalistycznym ruchem ją otworzę komentując zwykle to zabawnym tonem.

Trzymam rękę a ta się siłuje i widzę, że reklamówki nie odda.
-Trzeba mieć wilgotne palce.
-SŁUCHAM???
/o Jezu, znowu coś nie tak.../
-...wilgotne palce....?... po...lizać?
-NIGDY W ŻYCIU NIE LIZAŁAM WŁASNYCH PALCÓW!!!!!!

"Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza"

Szybko więc sięgnęłam sama po reklamówkę kierując własnego palucha do buzi.

-JEŚLI POLIŻESZ SWOJEGO PALCA I DASZ MI TĄ REKLAMÓWKĘ - ODMÓWIĘ ZAKUPU I WYJDĘ!!!

Skurczyłam się do rozmiaru zielonego groszka.

Jakaś klientka, następna w kolejce, zafalowała bliżej mojego stanowiska i siarczącej Margaret, zupełnie nieświadomie i bez z góry określonego celu.

-PROSZĘ SIĘ ODDALIĆ! MOŻE JESTEM STARA TORBA ALE WYMAGAM MINIMUM SZACUNKU DO MOJEJ OSOBY!

Kolejka położyła się jak zagajnik po huraganie. Nikt nawet nie pisnął słówka ani nie prychnął z rozbawieniem. Margaret podcięła nogi obserwatorom jakby miała jakieś działo psioniczne w torebce.
Spojrzałam w tłum i widziałam spojrzenia mówiące: "Trzymaj się dziecko, już gotujemy wodę i szykujemy bandaże".

Piknęłam pomidorka, drżącą ręką kładąc go na blacie. Już sama nie wiedziałam jak można zmolestować pomidora według Margaret więc zamieniłam się w bardzo przestraszonego snajpera.

-2,97.

Margaret rozejrzała się teatralnie wokół siebie w poszukiwaniu ekranu z ceną, nawet tam gdzie ekranu nie było prawa być. Wisi mi nad głową.

-Gdzie to jest napisane?
Wskazałąm bardzo małym, drżącym paluszkiem:
-Tu. 2,97.
-NIE MÓGŁBY BYĆ MNIEJSZY, PRAWDA?

/mamo!/

-Ma Pani kartę Tesco?
-NIE! - jakbym pytała publicznie czy nie ma przypadkiem problemów z nietrzymaniem moczu.

Podała mi banknot pięciofuntowy. Schowałam się w kasie z pieniędzmi i czekałam co dalej wygrzebując resztę.
-Co to jest?
-Rachunek?
-A po co mi on? Czy to niezbyt wielkie mecyje jak na zakupy składające się z mleka i pomidora?
/cholera dokładnie to samo pytanie chciałam jej w tym momencie zadać ale Bóg spuścił na mnie kolejną błogosławioną pomroczność/

Kolejna klientka podeszła do kasy spodziewając się, że Margaret zabierze swoją siatę z działem psionicznym i pójdzie siać zgrozę do własnego domu. Ta jednak nie odpuściła.

-COFNĄĆ SIĘ! COFNĄĆ! MOŻE I JESTEM STARA I DURNA ALE NADAL JESTEM TU KLIENTEM! PODEJDZIE PANI JAK JA ODEJDĘ OD KASY W TAMTĄ STRONĘ! SZACUNKU! SZACUNKU!!!

Włosy kolejnej klientki, obwrzeszczanej już drugi raz posiwiały na moich oczach.  Zagarneła pociechę pod spódnicę i skurczyła się 2 metry od kasy.

Margaret wzieła swoje zielone gówniane zakupy, wzgardzony rachunek, działo i wyszarpaną reklamówkę i cały ten staroświecki, brytyjski styl bycia matrony poniżającej swoją służbę na każdym kroku i odpłynęła wolnym krokiem w przysłowiowe pizdu zapominając się pożegnać. Nawet dla zachowania pozorów.

Klienci podali pomocną dłoń, dostałam od kogoś cukierka i kolejne kilka minut, zbierałam gratulacje dla cierpliwości i opanowania.

Imperialnej Brytanii na pohybel, kurwa ich imperialistyczna mać.



10 komentarzy:

  1. O kurwa, Kokain... o____O
    Pocieszy Cię fakt, że kasjerka zawsze ma przejebane, niezależnie od płci i wieku klienta? :)

    Ja stałam na kasie w knajpie, było sza-ło-wo. Mam nadzieję, że większość klięęęętów, którym serdecznie życzyłam udławienia się wywalczoną surówką albo gratisowym pierogiem uczyniła to w cierpieniu :)

    Powodzenia, Kokain!
    Nie można się dać staruchom ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, że z tą pcią i wiekiem to może ale zauważyłam i potwierdziło to wiele osób, że Azjaci z Bliskiego Wschodu szczególną pogardą traktują blondynki takie jak ja? Jak ognia unikają kontaktu ręka-ręka, nie patrzą w oczy, nie odpowiadają na pytania. Kiedyś zwierzyłam się dość sensownemu chłopakowi z Indii w tym temacie i powiedział prosto: "Blondynka jest dla nas, Muzułmanów zakazanym owocem o którym wszyscy po cichu marzą. Ponieważ wykracza to poza granice religijnie poprawnej fantazji, unikają pokus bo od tego droga krótka do mysłenia o grzechu a potem zgrzeszenia." Upadłam bo wychodzi na to, że traktują nas z nienawiścią płynącą ze zwykłęgo pożadania czegoś czego im nie wolno. Ohyda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teks świetny! Co do kas - nie wiem w sumie skąd to się wzięło, ale niezależnie od kraju takie traktowanie jest powszechne :/
    A o tych blondi to dopiero ciekawostka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mysle ze prawdziwa pani T. tak by sie nie zachowala...Ja bym osobiscie padla ze smiechu majac taka klientke. Takich tylko smiechem mozna pokonac.

    OdpowiedzUsuń
  5. Porównała ją do MT bo właściwie nawet przez chwilę się nie zdenerwowałam. On apo prostu używała tego Tonu, który beształ cię z góry do dołu jak burą sukę...

    Saxofonistka- co ciekawe- przez 7 lat ANI RAZU nie miałam takiego przypadku. W UK baaaaardzo rzadko zdarzają się takie przypały.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miało być "nie zdenerwowała". ONA. Bo ja tak :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie pudernice chodzą na zakupy do m&s, ostatecznie do sainsbury's. Ta miała jakąś pomroczność jasną, że do ciebie trafiła, tam gdzie zakupy robi takie pospólstwo jak my ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale to nie była pudernica- serio- zwykła babcia. W Tesco mamy masy babć pudernic- uroczych i słodkich, gadatliwych. Ta to nie wiem skąd wypełzła. Może wnuki zapomniały zamknąć drzwi na poddasze? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Praca z klientami wymaga stalowych nerwow... bycie podwladna mojego szefa - jeszcze mocniejszych... Dzieki bogom zamyka moje stanowisko pracy i na moja propozycje zakonczenia wspolpracy kulturalnie i zgodnie z prawem boss odrzekl (niezbyt kulturalnie i na pewno niezgodnie z prawem), iz moze pozwolic mi odejsc, jesli podziele sie z nim wyplacana przez niego odprawa :)))) Pozdrawiam cieplo. Doniczka

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę staram się być miłym i uśmiechniętym klientem ;))) Miałam do czynienia z różnymi klientami w usługowym zakładzie krawieckim... krótko :) chyba nie mam tej cierpliwości :) dzisiaj większy kontakt mam z cyferkami i chociaż czasem robią psikusy, to z całą pewnością nie mają takich charakternych wejściówek hihi

    :)

    OdpowiedzUsuń