czwartek, 14 marca 2013

Pieskie życie czyli gdzie mój Autorytet?

Zaczęło się od tego, że Boston zsikał się nocą w kuchni. Siedmioletni pies, który w swoim życiu zrobił siusiu na gazetę dwa razy w wieku szczenięcym? Od sikania do sikania, zaczęli wychodzić z nim częściej ale nic to nie dało, sikał jak ta lala. Potem przestał jeść. Potem zaczął nic nie robić prócz leżenia i łypania. Na spacerze, ze zwieszonym łbem wlókł się za Rodzicielką czy Susłem  w tempie  stuletniego żółwia.

Weterynarz wsadziła rękę w pupcię i znalazła powiększoną prostatę. Dostał leki i o ile się nie poprawi trzeba wrócić. Wtedy Rodzicielka pojechała do PL na dwa tygodnie a był to koniec listopada i zapomnieliśmy. Leki zadziałały, pod moją kuratelą Boston szamał jak dziki wszystko co mu dałam. Zaraz prze Wigilią Rodzicielka poszła na patio czesać jego złote pukle, odwróciła go na grzbiet...a tu JAJO! JAJO jak mandarynka albo i większe. Jedno malutkie, normalne a drugie jak.... no JAJO. Okazało się, że w nocy Boston liże swoje przyrodzenie tak intensywnie, że aż wydrapał dziurę w "woreczku", dostała się infekcja. W Wigilię umówili się do Weterynarz ale jak tylko go zobaczyła- już do kliniki w Miasteczku! Na Wigilię wrócili po 20:00, bez psa. Został na Ostrym. Po 3 dniach, na antybiotykach wrócił do domu i przez dwa tygodnie, z kołnierzem z plastiku łaził po domu w oczekiwaniu na zaleczenie infekcji. A ponieważ antybiotyki wykończyły mu florę bakteryjną, zaczął oprócz sikania także sraczyć po kątach. A teraz sobie wyobraźcie co się dzieje kiedy pies zamknięty na noc w pomieszczeniu za kuchnią zrobi kupę na podłogę i chce ją powąchać z kołnierzem na szyi.

....

Już? Trudno to sobie wyobrazić? No to Wam powiem- nagarnia kupę jak szuflą w kołnierz i kiedy zaczyna kręcić się po pomieszczeniu- radośnie smaruje wszystko dookoła- ściany, drzwi szafek, buty, kurtki.... A potem wyobraźcie sobie ten obrazek, kiedy rano otwieracie drzwi....

....

Już? Właśnie.

Modliliśmy się o to, żeby w końcu skończyła się infekcja i można było zrobić operację. W połowie stycznia poszedł rano do kliniki- szast prast- wycięli wszystko co było- prostatę, jajo, JAJO i wyczyścili jamę brzuszną. Podobno to JAJO nie było normalne ale ponieważ wysłanie próbek na patologię w sytuacji w której nie leczy się psów chemioterapią nie ma sensu.  Do końca nie wiadomo co było pierwsze- JAJO czy kura... prostata.

No i czekamy. Podobno w 6 miesięcy ma się okazać czy nie wykwitnie z tego coś gorszego ale na razie jest ok. Brzucho zarosło. Boston nadal jest niechętny do siadania, ale miałam dwie cesarki, więc go rozumiem :) Je jak za dawnych czasów, biega i właśnie zrzuca kłaki. Więc wygląda na to, że wszystko w normie.

O rachunek nie pytajcie. Albo spytajcie, ku przestrodze. 678 funtów nie licząc pierwszych wizyt i antybiotyków w listopadzie. To jak....połowa miesięcznej wypłaty. Rodzicielka parę dni temu dopiero spłaciła dług u znajomej. Dobrze, że było od kogo pożyczać bo w innym przypadku.... No i teraz Boston jest tez ubezpieczony. Zawsze to mniej gdyby przyszło do jakiegoś zabiegu.

Uf. 



2 komentarze:

  1. Nie wiem czy bym tyle wytrzymał , dużo przeszłaś .

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie ile wytrzymał Boston, zwykle psy piszczą, skomlają itp a on po prostu leżał w ciszy i cierpiał. gdyby pokazał coś wcześniej nie dosżłoby do infekcji tak poważnej, że potrzebna była ablacja jamy brzusznej. Jest kudłaty jak diabeł więc trudno mu grzebać w każdym zakątku w poszukiwaniu problemów....

    OdpowiedzUsuń