czwartek, 3 listopada 2011

Here's Pumpkin Jack!

Był Halloween.

Już tydzień przed czasem, wziełam papier, taśmę klejącą i biała kredkę świecową i na oczach Mai zamieniłam się w Pana Robótkę. W minutkę skleciłam wyjechanie odjazdowe dekoracje halloweenowe i odłożyłam grzecznie na półeczkę.
Wszystko to powiesiłam na oknie rankiem Halloween...

  Za Jackiem wszystko spowite było w sztuczne pajęczyny i poprzetykane pajonkami. Przy zgaszonym świetle z dziesiątkami małych świeczek pozapalanych w całym salonie wrażenie było niesamowite.


W tajemnicy kupiliśmy wiadro cukierków, kostium dla Mai, tyńkę do zbierania słodkości. Maja początkowo nieufnie przyjeła pomysł wdziewania sukienki małego diabełka ale kiedy zobaczyła jak dzieci wychodzą na ulice poprzebierane za duszki... dała się ubrać na ciepło, założyć sobie różki na głowę i poszłyśmy pukać i straszyć.



Nie bardzo straszna była ta nasza Maja. Najmniejszą mozliwą czcionką, cichutko jak mysia piszczała:
-Ćrik or ćriit! - i nastawiała kubełek. ładnie jednak dziękowała i szła dalej, z Mamą Kokainką za rączkę. Pierwsze drzwi zaliczyłyśmy sąsiadki, którą znamy i która będzie Mai TA w szkole już niedługo. Trochę postałyśmy, żeby Maja oswoiła się z pukaniem w drzwi i kontaktem z obcymi za progiem i chwilę potem nabrała animuszu i werwy.
Chodziłyśmy z godzinę, po wszystkich większych ulicach wioski w tłumie dzieci i dorosłych skaczących od drzwi do drzwi jak pchełki.
Większość otwierających drzwi miała świetne humory i na widok nieśmiałej Mai zagadywali, dorzucali do wiaderka... prócz naszej sąsiadki z naprzeciwka, na którą zawsze można liczyć, że da d***y i zachowa się jak chamka oraz sąsiadki z upośledzonym synkiem, któremu wolno polać Rodzicielkę wiaderkiem wody od ud w dół ale nie wolno się oburzyć, zezłościć i odganiać nachalnego chłopaka. Który nawiasem mówiąc nie jest na tyle upośledzony, żeby nie słuchać uważnie rodziców i przy najbliższej okazji nie wołać za Mają "świnia".
No ale sąsiadka z naprzeciw, kiedyś nawet moja managerka w T. jest świetna. Albo udaje, że nas nie widzi- w niedzielę, o 7:00 rano, na środku ulicy, pomiędzy naszymi domami i nawet nie powie "dzień dobry". I ma pecha bo 3h potem przyjeżdża na zakupy do T, na moją kasę i wita się wylewnie na co ja odpowiadam, że nie musimy się witać dwa razy jednego dnia. Nie patrząc w oczy opowiada jak to była rano zmęczona a ja już nie dodaję, że żeby być TAK zmęczonym, żeby przejść na pustej ulicy, 10cm obok nas i nas nie zauważyć, musiałaby czołgać się do drzwi frontowych z zamkniętymi oczami, w szlafmycy.
No ale- w Halloween, Maja popukała do niej i jak to trzylatek, z wielkiej michy paczuszek Haribo wzięła dwie zamiast jednej. Na co sąsiadka zaczęła tłumaczyć jej zawile po angielsku, że jedna paczka na dziecko, że wzięła dwie, że hej.... Maja jednak odwróciła się, podziękowała i odeszła. A  ja uśmiechałam się i nawet mi oko nie mrugnęło. Stała jeszcze chwilę w drzwiach i głośno przełykała gorycz utraconej paczki żelowych misiów 10p za sztukę.
No i dla satysfakcji dodam, że jej mąż ma obwisłe poślady, owłosione plecy i tłusty biały brzuch i małą kuśkę, czego bym o nim nie wiedziała gdyby raczył zamykać drzwi do łazienki zanim wejdzie odo wanny w czasie kiedy ja akurat zasłaniam okno w sypialni.

Ale, co tam! poplotkowaliśmy sobie! :D

Były więc dwie dynie dłubane, był Pumpkin Jack, były świeczki i Maja diablica choć w sumie dla tego imagu nawet nie musiałam jej nakładać kostiumu. Się nie ukryje.

Upiekłam wyjechany w tym roku Spiced Pumpkin Pie, samoręcznie tłukąc świeże przyprawy w moździerzu.

Było smacznie, wiadro cukierków starczy Mai na cały rok, tak jak zeszłoroczne złote monety bożonarodzeniowe nadal dostaje na otarcie łez.

Tylko nie obejrzałam w tym roku "Koszmaru Przed Świętami". Maja jest za mała, Gabi był za zmęczony a do 22:00 ktoś nadal stukał nam do drzwi, póki cukierasy się nie skończyły. I dawałam dzieciom więcej niż jednego! HA!

Było fajnie. Kcę jeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz