piątek, 11 listopada 2011

Anemia aplastyczna, białaczka, chemioterapia.....

Dzisiaj poważnie. Jest coś o czym myślę już od dłuższego czasu. Nie obsesyjnie ale wystarczająco często, żeby w końcu czuć potrzebę załatwienia sprawy raz a dobrze.

Chodzi o zostanie dawcą szpiku czy jak to się teraz modnie nazywa dawcą komórek macierzystych.

Chcę. Nie pytajcie czemu. Nidgy nie miałam wielkich ciągot do zostania dawcą krwi, nie lubię szpitali, nienawidzę igieł. Reklamy telewizyjne na mnie nie działają. Pewnie jak większość z nas, kiedy oglądam w telewizji materiał na temat dawców lub biorców myślę sobie, że wspaniale, że znalazł się dawca a biorca przeżył, żeby móc o tym wszystkim opowiedzieć- ale nie odczuwam konieczności stawania w kolejce do okienka z pielęgniarką zaopatrzoną w końską strzykawę.

To po prostu gdzieś tam siedzi w Kokaince i co jakiś czas wystawia głowę.
"Oddaj, oddaj, idź, jest ktoś kto czeka!".

Nie anonimowy Ktoś. Biorca. Chętny. Nie wiem jak zapatrujecie się na te sprawy ale szczerze przed sobą przyznaję, że mam wrażenie, że KTOŚ NAPRAWDĘ CZEKA. Ktoś, konkretny. To jak wołanie, które co jakiś czas udaje mi się usłyszeć? Mrowi mi wtedy całe ciało, nie mogę myśleć o niczym innym, chodzę jak we śnie.



Sprawdziłam wszystko w sieci. Oddanie komórek macierzystych z NHS jest nieskomplikowane. Przez 4 dni dostaje się zastrzyk z leku którego zadaniem jest uwolnić do krwiobiegu komórki macierzyste ze szpiku. Podnosi się ilość limfocytów a wraz z nimi do krwi przenoszona jest galaretkowata substancja, która u pacjentów z białaczką czy anemią lub tych, których szpik został zniszczony w wyniku chemoterapii lub naświetlań, praktycznie nie istnieje. Piątego dnia podłączają dawcę do aparatury do autotransfuzji. Jedną ręką oddajemy krew, która przepływa przez maszynę gdzie oddzielane są komórki macierzyste, drugą ręką krew w niezmienionej postaci zwracana jest do organizmu. Całość trwa 2-3h.
Biorca dostaje gotowy preparat, którego podanie to zaledwie 30 min pod kroplówką. A ratuje się życie.

Ja wiem co myślę. A Wy?

10 komentarzy:

  1. Bardzo chciałabym oddać szpik czy krew, mogłabym być stałym dawcą, ale... nie mogę.
    Cholera, moja psychika nie trybi tak, jak powinna i po prostu nie mogę! Fakt, igieł nie lubię, ale szczepionkę przeżyję, z pobieraniem krwi jest gorzej - na leżąco, inaczej nie przejdzie, ale przeżyć - przeżyję. Z wenflonem w łokciu zemdlałam cztery razy od wstania z krzesełka do położenia mnie na kozetce, która była cztery metry dalej - wzbudziłam zainteresowanie na oddziale i pan doktór przesympatyczny chciał mnie jako okaz wystawiać studentom na praktykach :D

    Nawet kiedyś o tym myślałam - a co mnie tam, położą mnie na wyrko, wkłują się, pokapie ta krewka, dostanę czekoladę i zażądam odwiezienia do domu przez jakiegoś miłego człowieka, aczkolwiek... nie mogę. Widziałam rękę mojej koleżanki po oddawaniu krwi - siną i stłuczoną, widziałam kolegę, któremu ta krew tak kap! kap! kap! do fioleczki i miałam smurfy i inne krasnoludki przed oczami, serio.

    Jeszcze gdyby się tylko wkłuli - spoko spoko, ale kurna, każą ściskać piłkę i pompować tą krew. No ja nie daję rady. Kaca z tego powodu mam, bo chciałoby się, a nie da rady, ale może jak starsza będę, dzieciusia urodzę... inaczej na to spojrzę. Mam nadzieję... :)

    Póki co noszę się z zamiarem podpisania karteluszki, że jak kopnę w kalendarz i będę nadawała się do czegokolwiek, to niechże mi pobiorą co tam chcą, reszta w popiół. To też zawsze coś...


    Za Ciebie trzymam kciuki, piękne jest oddawanie kawałka siebie (dosłownie!) dla innej osoby... Trzymam kciuki i dopinguję! :)

    PS. I czytam onetową Kokainkę od początku. Boskie! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. w Polsce ta fundacja nazywa się DKMS jestem tam już z pół roku zapisana czekam na bliżniaka genowego który będzie potrzebował mojego szpiku ale narazie cisza może kiedyś tam się doczekam . Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  3. Widze, ze moja wiedza na ten temat stanela na etapie wkluwania grubej igly w kosc... Chyba tak to kiedys robiono? A moze to tylko moja wyobraznia, podkarmiona filmami, podsuwala mi taki obraz? Mniejsza z tym. Jesli wyglada to tak, jak opisalas, trzeba sie nad tym zastanowic, albo raczej podjac decyzje i zrobic. Bo czemu nie?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Super,do wszystkiego trzeba dorosnąć, w moim przypadku na ta chwile sama bym sie nie zdecydowała ale nie ukrywam ze myśle o tym od dluzszego czasu.Mamy tu magiczna karte ze jak nam sie cos stnie to moga sobie zabrac wszystko co chca i co im bedzie potrzebne.U mnie to kwestia psychiki i stresu pourazowego ale wiem ze jakby komus sie cos stalo to na pewno zrobilabym to co sluszne...
    Teraz spadam do szkoły a tak mi sie nie chce i jeszcze ta pogoda nie napawa optymizmem :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Kokainko, jestes wielka.. Pozdrawiam - Jen

    OdpowiedzUsuń
  6. Zestaw startowy do okreslenia mojego typu tkankowego zamowiony. Czekam. :)
    Kokain

    OdpowiedzUsuń
  7. Lucyna- rzeczywiscie kiedys pobieralo się. Szpik tylko tak. Teraz jednak bolesny zabieg zastepuja apart do autotransfuzji i centryfuga. W 10procentach wypadkow biorca moze wymagac szpiku z kosci udowej ale wtedy dawca przechodzi zabieg pod narkoza i zostaje w szpitalu 2 dni. Ale jeśli nie chcesz ewentualnie przechodzic operacji mozesz zaznaczyc że chcesz oddac komorki macierzyste przez krew. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Coz, chyba jednak nie chce operacji, choc mozliwe, ze zmienie zdanie. Kiedy juz skoncze karmic piersia, zaczne dzialac.

    OdpowiedzUsuń
  9. Też o tym myślałam, ale mam podobnie jak Kasia. Chociaż wenflon mi nie przeszkadza...oczywiście po tym jak już go założą:-) Im więcej pobierają krwi, lub dłużej się wkłuwają tym bardziej moje ciało słabnie.
    JJJ

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochani ja czekam obecnie na wyniki biopsji i mam nadzieję że gdy wejdę do gabinetu lekarz powie jest pani zdrowa ale obawy są staram się chwytać każdy dzień... strach przed igłą jest owszem ale pomyślcie że tym ratujecie życie że komuś dajecie więcej więcej z siebie :)

    OdpowiedzUsuń