wtorek, 4 października 2011

Pećkole!

Stało się. Puściłam dziecko się (re)socjalizować.

Choć wygląda na to, że przeżyła to mniej niż ja to jednak po jednym dniu mogę podzielić przedszkolaki na trzy grupy:
*takie co ryczą na początku;
*takie co ryczą w międzyczasie;
*takie co ryczą na końcu.

Maja jest z tych z trzeciej grupy. Wyła przy wychodzeniu i musiałam ją wynosić przerzuconą przez ramię a to niełatwo zadanie zważywszy, że Maja waży już 25kg.

No ale. Rano musiałam ją obudzić zdjęciem kołdry i otwarciem okna, co już było szokiem bo przecież Maja od urodzenia budzi się kiedy się wyśpi (zgodnie z Naturą). Wstała w średnim humorze, w kuchni dostała nastroju zagarniacza stada czyli "dzie Tata, dzie Gabi, dzie tojepka?" Wsadziłam Gabiego do wózka i i tak wiedziałam, że zanim dojdziemy do końca ulicy Mai znudzi się iść, więc wzięłam wózek węglarczyka. :) Gabi jedzie przodem, zapięty, kładzie się oparcie do pozycji leżącej, Maja wskakuje tyłem i jadą jak garść dzieci cygańskich w spycharce. Po drodze żaliła się na niebo i ptaki ale wkrótce ranek zaczął przypominać dzień, więc humor się polepszył. Pogorszył się kiedy okazało się, że trasę do przedszkola pokonaliśmy błyskawicznie i przyszło nam czekać 15 minut na otwarcie. Maja na widok Pań zawołała:
-Heloooo!- i niniejszym zakończyła swoje bilingualne popisy.

W sali poleciała od razu do dziesinek i kolorowego ryżu do przesypywania. A ja... zostawiłam jej butelkę w skrzynce, trochę popatrzyłam jak świetnie się bawi.... górując nad rówieśniczkami o 1,5 głowy- groteska. Wygląda jak starsza od nich o rok przynajmniej. :/A jest najmłodsza wśród 22 dzieciaków.


Każdy, polegając na szkiełku i oku zakłada, że Maja jest co najmniej czterolatką i z przykrością stwierdza, że to jakaś biedna upośledzona dziewczynka, z którą można się dogadać na poziomie... trzylatki. To się robi smutne.

Popatrzyłam a skoro Maja poszła w tany, postanowiłam sobie iść. Upewniłam się że mają mój nowy numer i poszłam z Gabi na śniadanie.

Serce bolało, w domu straszna cisza, upiorna wprost, głośno włączyłam TV, żeby nie brzęczało w oczach od tego Mai niemania.Wróciłam więc po Maję pół godziny przed czasem, żeby sprawdzić jak sobie radzi. Akurat trafiłam na moment w którym Panie zaganiały stadko na dywan gdzie dzieci grzecznie usiadły na poduszkach i rozpoczął się "juice time". Maja początkowo usiadła z nimi ale kiedy tylko Pani wybrała dwie dziewczynki, dyżurne sokowe a te zaczęły rozdawać picie w kubeczkach, dziecko po dziecku, pytając o to czego chcą się napić, Maja wstała, podeszła do Pani i stwierdziła stanowczo:
-Ja tes chce soku!
Pani odesłała Maję na poduszki, więc poszła usiadła ale już po chwili wiedziałam, że to koniec współpracy. Maja wychyliła się, spojrzała na mnie i w hałasie usłyszałam jak mówi:
-Chcę wstać!
-Nie Maju, siadaj i poczekaj.
Bo Maja zrobiła "Dzwoneczka". Poczekała może minutę testując swoją cierpliwość, spojrzała na mnie wzrokiem nie tolerującym sprzeciwu i powtórzyła:
-Chcę wstać!!


I wstała i poszła w cholerę. W zabawki, mieszać w garnkach, odbierać plastikowy telefon i zaczepiać świnkę morską. Pani próbowała sprowadzić ją na dywan ale Maja stwierdziła, że skoro nie dostała soku to ma taki interes w nosie. Bez wątpienia-Maja to dziecko jednej szansy. Zmarnujesz, to po śliwkach.

Na drugi dzień doczekała soku ale poszła sobie zaraz potem, wczoraj Panie posadziły ją na krzesełku między sobą, dały obrazki do oglądania, więc dobrnęła do piosenek a dziś nawet do liczenia kubeczków.

Wybiegła (nie musiałam już wynosić jak wora kartofli) ubrana, z plecaczkiem, butelką i kartką od Pani krzycząc radośnie:
-Mamaaaaaaaa!- od drzwi.
Oraz sakramentalne pytanie:
-Ale dzie jest Gabi? Spi? Choćmy do domu, do Gabiego.

Od czterech chodzi również piechotą całą drogę do przedszkola, je cały obiad i śpi 4h w ciągu dnia. 

Nasze dziecko ma poszycie zrobione z kevlaru, z podwójnym dnem, nanorurki w szkielecie i szczelną pokrywkę wytrzymującą ciśnienie 10 atmosfer. Jest nie do zajechania. Nie boi się, że idę, nie płacze, nie czepia się Pani, nie wstydzi się, wali prosto z mostu:
-Popats Pani! Popats na to! Jezdzalnia! Choć tutaj, choć! Choć i pomós!

 Idzie gdzie ma ochotę, bawi się czym chce.... o ile o ile odmiennie ode mnie w jej wieku. Płakałam, trzymałam się blisko Pani, nie wyciągałam sama zabawek, przeżywałam każdy nawet błahy niewłaściwy postępek jak koniec świata. Kiedy wbiła mi się szpilka w miętką część stopy- nie powiedziałam, żeby nie denerwować Pań. Bałam się powiedzieć Mamie, że usiadłam na czyjejś gumie do żucia i zakleiła mi całe rajstopki na pupie. Nie miałam odwagi wstać z leżakowania, żeby poprosić o odprowadzenie do toalety i musiałam w końcu po 2h trzymania zrobić w gatki.....

Maja będzie miała łatwo w życiu. Niekoniecznie z nią łatwo bo ludzie nie bardzo wiedzą jak się chronić przed huraganem. Ale Maję łatwo zrozumieć i rozbroić kiedy zna się jej "piosenkę przewodnią:

BIGGER!
BETTER!
FASTER!
MORE!

I znowu jesteśmy z niej obrzydliwie dumni.

:D

4 komentarze:

  1. Super że chce się bawić i uczyć z innymi dziećmi , tym że góruje nad nimi to się nie martw , będzie miała autorytet . Od razu widać że ma swoje zdanie i będzie rządzić w grupie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam jestem jak najbardziej za tym, żeby Maja była bigger, better, faster, more :)
    Sama byłam dzieckiem nieśmiałym i zahukanym, z przyjemnością wychowam przebojowego chłopaczka albo pewną siebie dziewuszkę :)

    Dżółwik dla Majeczki, niech sobie nie da w kaszę dmuchać! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, u nas tak samo z tę przebojowością, która nie wiedzieć skąd się wzięła. Mama za młodu zawsze grzeczniutka i nieśmiała, tatuś podobnie, a syn- zupełne przeciwieństwo. Może to jest wymienne pokoleniowo;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Maja w takim razie przypomina mi... siebie sama. Zanim poszlam do zerowki osiagnelam 25kg i jakis tam ogromny wzrost. Nie pamietam jaki, ale w wieku 5 lat wywindowalam mamusi ponad siatke centylowa. A i gdy przyszla ze mna na bilans o ile dobrze (z opowiesci) pamietam 3latka to Pani nie mogla uwierzyc, ze nie mam lat 5... Dodam, ze przy urodzeniu mialam 3100g i chyba 54 cm, teraz jak wiadomo noworodki potrafia byc duuzo wieksze... Pomiedzy podstawowka a gimnazjum natomiast rosłam wziaz intensywnie, ale... tylko w gore. Bylam taka chuda, ze moja szyja i dekolt wygladaly jak u 50 po meega liftingu. Teraz, w wieku juz doroslym (tiaa) mam 170cm i nosze rozmiar 36-38, wiec przecietniara ze mnie :P nie obawiaj sie, z Majkiem tez pewnie tak bedzie ;)

    OdpowiedzUsuń