Choć wygląda na to, że przeżyła to mniej niż ja to jednak po jednym dniu mogę podzielić przedszkolaki na trzy grupy:
*takie co ryczą na początku;
*takie co ryczą w międzyczasie;
*takie co ryczą na końcu.
Maja jest z tych z trzeciej grupy. Wyła przy wychodzeniu i musiałam ją wynosić przerzuconą przez ramię a to niełatwo zadanie zważywszy, że Maja waży już 25kg.
No ale. Rano musiałam ją obudzić zdjęciem kołdry i otwarciem okna, co już było szokiem bo przecież Maja od urodzenia budzi się kiedy się wyśpi (zgodnie z Naturą). Wstała w średnim humorze, w kuchni dostała nastroju zagarniacza stada czyli "dzie Tata, dzie Gabi, dzie tojepka?" Wsadziłam Gabiego do wózka i i tak wiedziałam, że zanim dojdziemy do końca ulicy Mai znudzi się iść, więc wzięłam wózek węglarczyka. :) Gabi jedzie przodem, zapięty, kładzie się oparcie do pozycji leżącej, Maja wskakuje tyłem i jadą jak garść dzieci cygańskich w spycharce. Po drodze żaliła się na niebo i ptaki ale wkrótce ranek zaczął przypominać dzień, więc humor się polepszył. Pogorszył się kiedy okazało się, że trasę do przedszkola pokonaliśmy błyskawicznie i przyszło nam czekać 15 minut na otwarcie. Maja na widok Pań zawołała:
-Heloooo!- i niniejszym zakończyła swoje bilingualne popisy.
W sali poleciała od razu do dziesinek i kolorowego ryżu do przesypywania. A ja... zostawiłam jej butelkę w skrzynce, trochę popatrzyłam jak świetnie się bawi.... górując nad rówieśniczkami o 1,5 głowy- groteska. Wygląda jak starsza od nich o rok przynajmniej. :/A jest najmłodsza wśród 22 dzieciaków.
Każdy, polegając na szkiełku i oku zakłada, że Maja jest co najmniej czterolatką i z przykrością stwierdza, że to jakaś biedna upośledzona dziewczynka, z którą można się dogadać na poziomie... trzylatki. To się robi smutne.
Popatrzyłam a skoro Maja poszła w tany, postanowiłam sobie iść. Upewniłam się że mają mój nowy numer i poszłam z Gabi na śniadanie.
Serce bolało, w domu straszna cisza, upiorna wprost, głośno włączyłam TV, żeby nie brzęczało w oczach od tego Mai niemania.Wróciłam więc po Maję pół godziny przed czasem, żeby sprawdzić jak sobie radzi. Akurat trafiłam na moment w którym Panie zaganiały stadko na dywan gdzie dzieci grzecznie usiadły na poduszkach i rozpoczął się "juice time". Maja początkowo usiadła z nimi ale kiedy tylko Pani wybrała dwie dziewczynki, dyżurne sokowe a te zaczęły rozdawać picie w kubeczkach, dziecko po dziecku, pytając o to czego chcą się napić, Maja wstała, podeszła do Pani i stwierdziła stanowczo:
-Ja tes chce soku!
Pani odesłała Maję na poduszki, więc poszła usiadła ale już po chwili wiedziałam, że to koniec współpracy. Maja wychyliła się, spojrzała na mnie i w hałasie usłyszałam jak mówi:
-Chcę wstać!
-Nie Maju, siadaj i poczekaj.
Bo Maja zrobiła "Dzwoneczka". Poczekała może minutę testując swoją cierpliwość, spojrzała na mnie wzrokiem nie tolerującym sprzeciwu i powtórzyła:
-Chcę wstać!!
Na drugi dzień doczekała soku ale poszła sobie zaraz potem, wczoraj Panie posadziły ją na krzesełku między sobą, dały obrazki do oglądania, więc dobrnęła do piosenek a dziś nawet do liczenia kubeczków.
Wybiegła (nie musiałam już wynosić jak wora kartofli) ubrana, z plecaczkiem, butelką i kartką od Pani krzycząc radośnie:
-Mamaaaaaaaa!- od drzwi.
Oraz sakramentalne pytanie:
-Ale dzie jest Gabi? Spi? Choćmy do domu, do Gabiego.
Od czterech chodzi również piechotą całą drogę do przedszkola, je cały obiad i śpi 4h w ciągu dnia.
Nasze dziecko ma poszycie zrobione z kevlaru, z podwójnym dnem, nanorurki w szkielecie i szczelną pokrywkę wytrzymującą ciśnienie 10 atmosfer. Jest nie do zajechania. Nie boi się, że idę, nie płacze, nie czepia się Pani, nie wstydzi się, wali prosto z mostu:
-Popats Pani! Popats na to! Jezdzalnia! Choć tutaj, choć! Choć i pomós!
Idzie gdzie ma ochotę, bawi się czym chce.... o ile o ile odmiennie ode mnie w jej wieku. Płakałam, trzymałam się blisko Pani, nie wyciągałam sama zabawek, przeżywałam każdy nawet błahy niewłaściwy postępek jak koniec świata. Kiedy wbiła mi się szpilka w miętką część stopy- nie powiedziałam, żeby nie denerwować Pań. Bałam się powiedzieć Mamie, że usiadłam na czyjejś gumie do żucia i zakleiła mi całe rajstopki na pupie. Nie miałam odwagi wstać z leżakowania, żeby poprosić o odprowadzenie do toalety i musiałam w końcu po 2h trzymania zrobić w gatki.....
Maja będzie miała łatwo w życiu. Niekoniecznie z nią łatwo bo ludzie nie bardzo wiedzą jak się chronić przed huraganem. Ale Maję łatwo zrozumieć i rozbroić kiedy zna się jej "piosenkę przewodnią:
BIGGER!
BETTER!
FASTER!
MORE!
I znowu jesteśmy z niej obrzydliwie dumni.
:D
Super że chce się bawić i uczyć z innymi dziećmi , tym że góruje nad nimi to się nie martw , będzie miała autorytet . Od razu widać że ma swoje zdanie i będzie rządzić w grupie :)
OdpowiedzUsuńJa tam jestem jak najbardziej za tym, żeby Maja była bigger, better, faster, more :)
OdpowiedzUsuńSama byłam dzieckiem nieśmiałym i zahukanym, z przyjemnością wychowam przebojowego chłopaczka albo pewną siebie dziewuszkę :)
Dżółwik dla Majeczki, niech sobie nie da w kaszę dmuchać! :))
No właśnie, u nas tak samo z tę przebojowością, która nie wiedzieć skąd się wzięła. Mama za młodu zawsze grzeczniutka i nieśmiała, tatuś podobnie, a syn- zupełne przeciwieństwo. Może to jest wymienne pokoleniowo;P
OdpowiedzUsuńMaja w takim razie przypomina mi... siebie sama. Zanim poszlam do zerowki osiagnelam 25kg i jakis tam ogromny wzrost. Nie pamietam jaki, ale w wieku 5 lat wywindowalam mamusi ponad siatke centylowa. A i gdy przyszla ze mna na bilans o ile dobrze (z opowiesci) pamietam 3latka to Pani nie mogla uwierzyc, ze nie mam lat 5... Dodam, ze przy urodzeniu mialam 3100g i chyba 54 cm, teraz jak wiadomo noworodki potrafia byc duuzo wieksze... Pomiedzy podstawowka a gimnazjum natomiast rosłam wziaz intensywnie, ale... tylko w gore. Bylam taka chuda, ze moja szyja i dekolt wygladaly jak u 50 po meega liftingu. Teraz, w wieku juz doroslym (tiaa) mam 170cm i nosze rozmiar 36-38, wiec przecietniara ze mnie :P nie obawiaj sie, z Majkiem tez pewnie tak bedzie ;)
OdpowiedzUsuń