środa, 26 października 2011

Krowie na rowie, debilowi na patyku.

Mówią, że w UK traktują przeciętniaków jak niedoedukowanych półgłupków do których trzeba walić wielkimi literami, głośno i wyraźnie.

Bah! Nic to!

Co jest napisane na karcie debetowej spoczywającej w Waszych portfelach, gdzie miejsce na datę przydatności karty "do spożycia"? To pięknie brzmiące, bardzo przydatne słowo: VALID (TO). Valid- ważny, poprawny, obowiązujący, wiążący, niezbity.

Jeśli co jest valid to, oznacza to, że do podanej daty, karta będzie nas obsługiwać. I tak dla przykładu: valid to:03/12 oznacza, że karta ważna jest do ostatniego dnia marca 2012 roku.

Proste jak p....., jak powiadają.

Obsługiwałam ostatnio Amerykankę, którą podała mi kartę Bank of America, bez chipu więc musiałam wydrukować papierek do podpisania. Dla potwierdzenia ważności karty zaczęłam się rozglądać za valid to....

I znalazłam taki oto dziw:

Card good to last minute of midnight of: 25/02/2013.



Czyli: karta  d o b r a  do ostatniej minuty północy dnia ....

Czy poziom przeciętnego klienta Bank of America to poziom debilaszka, który nie zrozumie daty ważności na puszcze z wołowiną o ile ktoś mu nie napisze: dobre dopóki nie zielone i nie chodzi. Nie jeść, jeśli już dostało się do ust, wypluć, wypłukac dużą ilością świeżej wody, puszkę włożyć do worka na śmieci wynieść do kosza przed domem.

Tylko strasznie dużo miejsca by to na puszcze zajęło i zabrakłoby miejsca na składniki. Ale może to żadna strata skoro podobno zupa pomidorowa składa się z zupy pomidorowej?


5 komentarzy:

  1. Wystarczy zaglądnąć do słownika wyrazów bliskoznacznych, gdzie od razu widać że jednym z synonimów 'valid' jest właśnie 'good'(np. tu: http://thesaurus.com/browse/valid). Po prostu w USA przyjęte jest jedno określenie, a w UK drugie. Nie widzę w tym nic głupiego. A na siłę używanie słownictwa 'bardziej zaawansowanego' trąci kompleksami.

    Co więcej, sprecyzowanie, do której dokładnie chwili ważna jest karta tej pani, nie oznacza wcale, że bank z góry zakłada, iż klient jest idiotą, któremu wszystko trzeba tłumaczyć. Zakłada raczej, że w społeczeństwie uwielbiającym procesować się o najmniejsze pierdoły, warto wszystko mieć na piśmie i określone jak najdokładniej, jak można. To nie poszczególni Amerykanie są głupi, tylko właśnie tzw. 'litigation culture'. No i osoby na siłę propagujące stereotyp głupiego Amerykanina.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ale o co chodzi? Ze ja? Przepraszam, wiele potrafie zniesc i przemilczec, ale "zagladnac", nawet na cudzym blogu nie zniese :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale nie, nie! Lucynko! Moje aaargh niepowstrzymane wyniklo z udanej proby powstrzymania się od odpowiedzi na komentarz Agnieszki. To taki stlamszony krzyk samoobrony, żeby znowu nie wywolac awantury o byle co.

    No dobrze- Agnieszko- pokaz mi miejsce w ktorym napisalam że amerykanskie spoleczenstwo jest glupie. Boleje nad tym, że rzady nowoczesnych krajow za wszelka cene probuja uproscic zycie swoich obywateli do tego stopnia, że prasuja im nawet zwoje mozgowe na plasko. Nieuzwanie pieknych i skomplikowanych slow nie oznacza braku kompleksow ale umyslowa ubozyzne, stan przedkatatoniczny, chorobe umyslu. Co jest zlego w tym że znasz 25 000 slow i uzywasz ich często? Nic. A co jeśli uzywasz zaledwie 7 000 w ktorych zawiera się "good", "bad", "kill", "fuck" i "bubble gum"? A na cala reszte robisz mine jak panowie powyzej i pytasz: "Duh?" Bo slowo "excuse me" jest slowem 7001 i wypada że slownika.

    OdpowiedzUsuń