poniedziałek, 18 lipca 2011

UBIELBIAM MARPEPKĘ

MAJA ZJADŁA GOTOWANĄ MARCHEWKĘ!


 Nawet nie wiecie jak się cieszę. Ugotowałam Mai zupkę brokułową i w chochelce zaplątało się parek kawałeczków marchewki, którą normalnie bym wyłowiła gdyby nie to, że Gabi akurat wisiał na bramce i tęsknił hałaśliwie.

Maja dostała swoją zupkę a ja wróciłam do miksowania procji dla Gabiego. Naglę słyszę:
-Mmmm.... ubielbiam!
-To dobrze. Smakuje?
-Tak! Ubielbiam!
...
-Mmmmm!!! Pyśne, ubielbiam marpepkę!
...../Makaron nazywać marpepką??/
-Co lubisz Maju?- wchodzę i patrzę, ze łzami szczęścia w oczach jak Maja łowi łyżką marchewczane wiórki i wyjada, zostawiając całą resztę przecedzoną i przegrzebaną.

Jedna jaskółka dziecka jedzącego marchewkę nie czyni ale może?
Może w końcu zje pomidora, spaghetti, rzodkiewkę, malinę, truskawkę....

aż musiałam się pochwalić!

1 komentarz:

  1. oj gratuluje! ja jeszcze nie wiem co to znaczy, bo wciąż monotematycznie jemy tylko cysia, ale moje "weaning" zbliża się wielkimi krokami :)

    OdpowiedzUsuń