czwartek, 28 lipca 2011

O matematyce najpierw niepozornie ale jak się okazuje - to całkiem poważna sprawa!

Już wiele osób powiedziało mi, że polskie dzieci dość szybko rozpoznawane są w szkołach jako wyjątkowo zdolne z matematyki. Co ciekawe- nie tylko te, które liznęły trochę polskiego szkolnictwa ale i te, które nie miały szans iść nawet do polskiego przedszkola. "Coś jest w tych waszych dzieciach" jak to określiła dyrektorka podstawówki w B, gdzie pracuje znajoma S.

Skoro dyrektorka z wieloletnim doświadczeniem zauważyła taką wyraźną zależność, coś w tym musi być.

.....Może po prostu Polacy wychowując dzieci nieświadomie uczą ich rozwiązywania problemów w sposób bardzo rzeczowy i logiczny, jednocześnie ćwicząc ich umysły w orientowaniu się w zasadzie przyczynowo-skutkowej? Czarno na białym, tak albo tak, konkretnie i bez zbędnego marudzenia? Rozdzielamy sferę bycia emocjonalnym od bycia rzeczowym i nie faworyzujemy zbytnio żadnej z nich?

Zwróćcie uwagę (jak możecie) na angielskie dzieci poniżej 3 rż. Jak najczęściej się do nich zwraca osoba dorosła?:
-Good boy
-Good girl
-Hurray!
-Well done!
-Poor You ...etc etc.
-Loff ju lotzz!

Lwia część ich komunikacji opiera się na emocjach, uczuciach i ich wszelakiemu opisywaniu. Nawet kiedy dziecko robi siusiu w kabinie obok słychać jak matka zachwala jak ślicznie robi siusiu do kibelka i jaka jest z niego/niej dumna.

Więc dziecko, które od urodzenia wałkuje się na emocjonalną modłę, mówi się o konieczności lubienia, dzielenia się, pomagania, zawierania przyjaźni, robienia wszystkiego razem takie właśnie się staje. Bardzo emocjonalne ale mało rzeczowe. W szkole już przybiera to oblicze nauki budowania teamu, zajmowania swojego miejsca w grupie, spełniania swojej roli i niewyłamywania się bo w kupie raźniej i wszystkim się to podoba. Koniecznie trzeba być miłym, brać udział, stać w kółku i okazywać spontanę na każdym kroku. W takich grupach łatwo zająć wygodną posadkę biernego słuchacza, który co prawda pięknie się uśmiecha ale wkładu w pracę zespołu miał żadną.

Swoją drogą bardzo nie lubiłam prac grupowych na studiach. Ponieważ zawsze zależało mi na wyniku końcowym i odpowiedniej ocenie, po dłuższej chwili krępującego milczenia rzucałam jakąś propozycję i już zaraz wszyscy zgadzali się i przyklaskiwali w oczekiwaniu na wskazówki. A najbardziej wkurzała mnie osoba, która robiła notatki. Też dostawała tą samą ocenę chociaż ołówek łamał się trzy razy a "wywierzysko" pisze się przez "rz" a nie "ż".

Matematyk to indywidualista, samotnik, umysł zderzony z problemem do rozwiązania. Jeśli my, jako polscy rodzice wychowaliśmy się na komunie, kartkach żywnościowych, kombinatorce codziennej jak na  układankach, klockach, puzzlach, takie same bodźce podsuwamy naszym dzieciom. Chcąc nie chcąc, wychowujemy je na samych siebie. A więc jeśli nasze pokolenie i pokolenie naszych rodziców to ludzie umiejący za przeproszeniem "utoczyć bat z gówna" takie też będą nasze dzieci. :) Tata umie zaizolowac przewód do pralki po tym jak pierdykło Mamusi po piętach a Anglik kupi nową pralkę. Mama umie wywabić plamy z przecieru z marchewki kładąc koszulkę na słońcu, Angielka kupi nową koszulkę.

My szukamy rozwiązania, oni szybkiego sposobu na pozbycie się problemu.

Umiejętność samodzielnego logicznego i twórczego rozwiązywania problemów- ot , cała zagadka. Próbuję wyobrazić sobie dziewczynkę 10 letnią, która w domu nadal chodzi w sukience Królewny Śnieżki i plastikowych butach na obcasie, maluje paznokcie, słucha Hanny Montany, wzdycha do Księcia Harryego (bo William odpadł ze stawki) i marzy o tym, że jak dorośnie zostanie Wróżką Przyrodniczą, żeby nagle zaangażowała się w całki.

/czasem mam wrażenie, że Anglicy robią absolutnie wszystko z przesadą desperata/...

Czy Wy te żnie macie takiego wrażenia? Jak się cieszą, słyszą wszyscy w około i też się cieszą choć nie wiedzą czym, jak rozpaczają to zaraz ze skokiem z klifu włącznie. Jak się lenią to tak strasznie, że na sam widok dupa mi odgniwa w ich imieniu, jak pracują ciężko to tak, że pot leci po jajcach. Albo mają wszystkie zasady w tyle albo stosują się do nich z maniackim zaangażowaniem i jak nie napisano, znaczy, że nie wolno. A wolno tylko tak jak pisze na odwrocie pudełka. Kochają jak maniacy, trzy razy w tygodniu kogo innego, biorą śluby na poczekaniu, rozwodzą się między łyżką a miską, chowają tabuny dzieci, każde i innej próbówki. Nienawidzą z kamieniem w łapie i gwoździem do drapania samochodu nowego kochanka byłej partnerki. Stoją w sklepach godzinami i w opisach produktów szukają sensu istnienia, zadając sobie ważkie pytania, których zadawanie sobie w złych porach spędza sen z powiek:

/-Przepraszam, w którym pudełku z tabletkami do prania mógłbym dostać tą taką siateczkę do pralki?
-Oj, nie wiem, poczytajmy....... nie piszą. O jest, tu w Arielu.
-O, to dobrze, w końcu będę mógł zrobić pranie bo koszul mi już zabrakło a siateczka mi się zgubiła.
-....To nie można zrobić prania bez siateczki i zwyczajnie wrzucić tabletek do bębna?
-..................A MOŻNA? Trochę się bałem.

To takie wieczne półprodukty wychowania emocjonalnego.

2 komentarze:

  1. Powiem tak-chodziła do szkóły w Pl 4 lata i była dobrze uczącą sie dziewczynka ale...te spojrzenia te uśmiechy to obgadywanie ach czy to zazdrość czy Polacy hm...poszła tu do szkoły normalna dziewczynka przepraszam nastolatka świetna w matmie jako jedyna nie używała kalkulatora i umiała dodac ku zaskoczeniu kolegow i kolezanek 13+12 hm...madra moja córka! praca w teamie poszła na indection day do secondary dostała pare i musiała im zaufac aby nie spasć w dół -zaufała tak wygrali.Czytam ocene opisową dostałam pocztą pisze wiki inteligenta lubiana i nigdy nie cofneła sie nawet kiedy przerażenie widziano w jej oczach zawsze konczy to co zaczyna ...i tak myśle czy to natura Polaka czy wychowanie?My mówimy i tłumaczymy a oni nagradzaja ja mowie olka tzrymaja sie bo spadniesz a obok spada mały anglik jak mi żal plecy go bolały ale mama posadziła na huśtawce i nawet poł slowa nie powiedziała ze trzeba sie trzymac to skad dziecko ma wiedzieć pewne rzeczy skoro dorosli im tego nie pokazuja:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale powiedziane, samo sedno problemu: (...)My mówimy i tłumaczymy a oni nagradzaja ja mowie olka tzrymaja sie bo spadniesz a obok spada mały anglik(...)

    Mozę w sumie te nasze historyczne pierepałki wychodzą nam na zdrowie.... w trzecim pokoleniu? :)

    OdpowiedzUsuń