czwartek, 30 czerwca 2011

Plastusiowe rozmyślania przy lufce, w leniwy niedzielny popołudnik w szczelnie zamkniętym piórniku szkolnym Tosi.

Jakoś tak się ostatnio składa, że ciągle rozmyślam o edukacji. A to Maja idzie do przedszkola, a to wysyłam aplikację do szkoły, a to wspinam się na meble, żeby wyjąć książki na które Maja jest już gotowa. Do tego dość często dyskutuję z bliskimi na temat szkoły i edukacji, wypytuję znajomych Brytyjczyków o ich przemyślenia i rady, z racji swojego "aborygeństwa". 

Na okoliczność naszego weekendowego spotkania z Kuzynką z Londynu, szeroko i głęboko omawialiśmy kwestie brytyjskiego podejścia do edukacji i próbowaliśmy dojść do wniosku co właściwie autor ma na myśli mówiąc: "Edukacja schodzi/zeszła na psy".

Wiadomo, każde pokolenie twierdzi, że ja za ich czasów, bla bla bla.

Ale nie dzieje się tak bez powodu i jeśli spytać mnie o to jak według mnie wygląda w chwili obecnej sytuacja w szkolnictwie (zarówno polskim jak i brytyjskim, innych pewnie też), mówię głośno i zdecydowanie, że źle.

Zdaję sobie sprawę z tego, że najbliższe nam jest to co sami przeżyliśmy i doświadczyliśmy a wszystko co przedtem i potem wydaje się nam złe z samej definicji. Niewystarczające, niewyczerpujące. Nie i już. Ale Edukacja to nie tylko mapa, podręcznik i piórnik pełen przyborów szkolnych. To droga, którą podejmuje się nieświadomie a kończy z pełną świadomością, choć często z kompletnym brakiem celu. To również wszystko to co dzieje się w szkole i poza nią czego wynikiem jest sposób myślenia pozostający drugą naturą człowieka na całe życie. Nieliczne wysepki na morzu ignorancji szybko da się rozpoznać. To młodzi ludzie z którymi można porozmawiać na wiele tematów, otwarci na świat. Dbający o własny rozwój, planujący przyszłość i nie mierzący świata ilością banknotów jaki może pomieścić.

Podstawówki miałam dwie. Po drugiej stronie ulicy, przez cała pierwszą klasę oraz elitarną, gdzie po pierwszej klasie przeniosły mnie Rodzicielka z Babcią.

Pierwsza była koszmarem. Nie dbano o bezpieczeństwo- dziecko wpadło do niezabezpieczonej studzienki i ugotowało dolną połowę ciała do pasa we wrzątku który wypełniał studzienkę z uszkodzoną rurą. Dyrekcja wiedziała, że ze studzienki bucha para, więc poproszono ciecia, zeby zdjął pokrywę zanim wybuchnie.

Jeden z moich kolegów z I klasy przyniósł do szkoły sprężynę wyszabrowaną z tapczanu na podwórku i w czasie szarpaniny  n a  l e k c j i  kolega puścił swój koniec i hak od sprężyny wbił mu się pod górną powiekę.

Kiedy maluszki schodziły powolutku ze schodów pierwszego piętra, z wyższych pięter falą pędziły starsze dzieci i nie patrząc na to co przewracają i po czym depczą, wylewali się tabunem na boisko pozostawiając po sobie turlające się pierwszaki.

Moja Pierwsza Nauczycielka prowadziła tablice osiągnięć i dzieci, które miały najwięcej uśmieszków zajmowały pierwsze ławki. Na nie trafiały materiały do nauki, im pokazywała obrazki, demonstrowała działanie przyborów szkolnych itp. Dzieci, które były wolniejsze i mniej zdolne powolutku lądowały na końcu klasy gdzie ... było mnóstwo czasu na szarpanie się ze sprężyną od tapczanu. W pierwszych rzędach siedziały również dzieci z rodzin w których niepracujące matki poświęcały czas szkole i pani wychowawczyni. O tym wszystkim dowiedziała się moja Rodzicielka kiedy jako samotnie wychowująca dziecko matka odmówiła wzięcia udziału w jakiś przygotowaniach bo wracała z pracy ok godz. 19:00. Na drugi dzień zostałam przesadzona jak prymulka, na sam koniec. O czym radośnie zakomunikowałam po powrocie ze szkoły. Bo na końcu było fajnie- można było robić dużo fajniejszych rzeczy niż te dzieci z przodu.

No właśnie- skąd małe dziecko ma wiedzieć co w szkole jest fajne a co nie? Czy jeśli dziecku w wieku 7-10 lat powie się, że ma się pilnie uczyć bo dzięki temu nie będzie miał zaległości, dostanie się do liceum ogólnokształcącego, potem na studia, osiągnie prestiż społeczny i świetnie płatną pracę- przejmie się? Oczywiście, że nie. Dla dziecko "matura", "studia" to tylko slogany, którymi posługują się dorośli, żeby podkreślić różnice społeczne.
-Twój tatuś ma maturę a wujek studia ale wujek to nieudacznik a tatuś ma zakład wulkanizacji!

Kiedy i kto ma zadbać, żeby nauka nie szła w las?
W Polsce powiemy, że nauczyciel, już od pierwszej klasy. W UK powiemy, że rodzic, poprzez konsekwencję i regularną pracę z dzieckiem w domu.

A co jeśli nauczyciel w Pl  jest do dupy a rodzic w UK ma wszystko w tym samym miejscu?

Ani tu ani tam edukacja na wiele się nie zda.



Pozostaje liczyć na chęci młodego człowieka. Na jakąś wrodzoną, naturalną dawkę chęci i zapału do nauki. Ale i tu nie można pozostawić dziecka samego. Jakich odpowiedzi może szukać dziecko jeśli nie wie jakie pytania ma zadawać? Jakie dziecko zapragnie grać na pianinie jeśli nikt w domu nie słucha muzyki? W szkole pani od muzyki każe tylko czytać podręcznik? Które dziecko będzie chciało rozwijać swoje zdolności w kierunku nauk przyrodniczych jeśli pani przynudza (och, moja pani C....) a rodzice czy dziadkowie mają w oknie zawieszony lep na muchy i na tym kończy się ustosunkowanie do przyrody w domu?

W domu muszą być książki, ktoś powie. Muszą być, to pewne. Ale nie, żeby stały na półce kupowane jeszcze w komunie na kilogramy a teraz mnożące tylko roztocza. Książka ma być czytana, pokazywana dziecku jako źródło wiedzy od najmłodszych lat. Jeśli dziecko potrzebuje encyklopedii a trzeba po nią iść do sąsiadki, nigdy nie będzie miało szansy ani czasu na to, żeby ja przekartkować i BYĆ MOŻE zainteresować się czymś więcej.

Dziecko spyta o to, co się mu raz pokaże. Będzie chciało samo z siebie dowiedzieć się więcej bo wzrasta w świecie pełnym zagadek i nienazwanych przedmiotów i zjawisk. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy dzieckiem, powiedzmy 7 letnim, które idzie ulicą i myśli:
-O, jakie ładne coś, Takie coś to nie byle co, szczególnie jak leży na tym czymś, co też jest fajne...Mamo, co to jest?
-Cicho siedź.

To ciekawe, rodzi się dziecko, cieszymy się z każdego słowa, uczymy "mama" i "tata", pokazujemy jak się chodzi.  A kiedy dziecko zaczyna wykorzystywać te umiejętności ma tylko "siedzieć cicho". To może zacząć uczyć dzieci cicho siedzieć od początku?

Człowek ma w naturze ciekawość. Jeśli będzie ostrzona niczym ołówek, dziecko wyrośnie na człowieka o szerokiej wiedzy i umiejętności łączenia faktów i wyciągania prawidłowych wniosków. Jeśli stępi się charakter młodego człowieka naszym własnym podejściem człowieka znudzonego, "wszystkoNIEwiedzącego" i nie potrzebującego od życia nic więcej niż więcej pieniędzy- takie też będzie nasze dziecko.

Czy wobec tego szkoła skłaniająca dziecko do samodzielnego i kreatywnego myślenia może osiągnąc ten cel poprzez udawanie, że nie fakty ale chęci czynią z człowieka osobę wykształconą? Nad czym ma kreatywnie myśleć młoda osoba, żeli zakres pojęć i wiedzy o świecie ma ograniczony poprzez system? Szkolnictwo, które nawet nie dopuszcza dzieci uzdolnionych do głosu bo psują plan lekcji, zadają krępujące pytania i się wymądrzają. Jeśli nauczyciel nie jest kreatywny, uczeń szybko mu dorówna.

Natomiast, jeśli dziecko będzie wiedzieć więcej, nawet jeśli zapomni z czasem część, nadal będzie wiedzieć dużo. Dziecko, które wie mało....

Z mojego własnego doświadczenia wiem, że pod tym względem istnieją cztery grupy młodych umysłów:

-KUJON- Znam fakty i umiem je kojarzyć kiedy przychodzi potrzeba. Tego czego nie wiem mogę się łatwo dowiedzieć bo umiem korzystać ze źródeł. Nic co ludzkie nie jest mi obce i jeśli zapragnę dowiedzieć się czegoś o Wenezueli to nic mnie przed tym nie powstrzyma. Nawet szkoła.

-UCZEŃ GRZECZNY I PRZECIĘTNY - Znam fakty ale nic mi z tego bo kazali wkuwać daty i miejsca a wszystko to razem nic mi nie mówi. Moja kreatywność kończy się tam gdzie podręcznik. Kiedy przychodzi co do czego, nie wpadnę nawet na pomysł rozwiązania codziennego problemu za pomocą wiedzy ze szkoły. Bo szkoła to szkoła a życie codzienne jest skomplikowane.

-TRÓJKOWICZ- Nie znam faktów, nie chce mi się nic co wykracza dalej niż przepakowania plecaka. Ale jak zapytają to odpowiem tym co podsłuchałem od kolegi na korytarzu, dokręcę scenkę uśmiechem i swój "dostateczny" dostanę.

- TYŁ KLASY - Nic nie wiem bo skąd, nic mi nie mówi co pani mówi. Szkoła jest, żeby wyrwać się z domu. Nie mogę się doczekać, żeby rzucić to wszystko i iść w świat. Życie nauczy mnie reszty.

Paradoksalnie, najlepiej radzą sobie uczniowie z grupy z drugiej i czwartej. Jedna w życiu, druga w zakładzie zamkniętym.

Tak układały się siły do niedawna. Potem wkroczyło nauczanie zintegrowane i wszyscy dostali "fimbusiuowych migotków" na myśl, że teraz ich dzieci będą geniuszami. Wiedza z wielu przedmiotów połączona razem, wykorzystywana czynnie i kreatywnie. .... Mam podręcznik do nauczania zintegrowanego w domu. Jest świetny ale tylko dla nauczyciela, który ma chęć i zapał do tego, żeby wiedzę połączyć własnoręcznie, na oczach dzieci. Trzeba go ze sobą wziąć na zewnątrz. Trzeba z nim iść na spacer, do muzeum, na ulicę, rozmontować odkurzacz, kupić lupę. Trzeba z tym podręcznikiem chcieć. Bez chciejstwa jest pusty i tylko udaje świetny pomysł.

Bo nauczanie zintegrowane to ślepy zaułek jeśli nie towarzyszy mu zastosowanie nauczania w życiu codziennym przez nauczyciela i rodziców. Bez tego staje się tylko świetnym pomysłem, nie dającym dzieciom cienia szansy na zapełnienie luk... suchymi faktami. "Najważniejsze, żebyś myślał samodzielnie!". Jeśli jednak 75% dzieci z mojej klasyfikacji nie ma do tego serca lub wrodzonych zdolności? Co im pozostaje? Brak wiedzy, brak narzędzi myślowych do "kmienia bazy" i brak zapału do nauki. Nauczanie zintegrowane powinno być zarezerwowane dla dzieci wybitnie inteligentnych.

I minęło kilka lat. Doszliśmy do czerwca tego roku kiedy dzieci "zintegrowane" napisały matury...

25%, CO CZWARTY UCZEŃ nie zdał matury w PL! 25%!

W moich czasach matury nie zdawał 1%. I to taki procent, który bronił się rękami i nogami przed wszelką wiedzą co wiadomo było od samego początku liceum. Do takiego sposobu nauczania trzeba wielu generacji i zmiany sposobu myślenia o świecie w najpełniejszym ujęciu. Społeczeństwa o kulturze, której nie ma ani społeczeństwo polskie ani brytyjskie, amerykańskie czy francuskie.

Matury... Czyj tu sukces? Czyja wina? I co dalej dla 85 000 młodych ludzi, których nikt nie nauczył co się robi z własnym mózgiem? Będą zapełniać pośredniaki, dopisywać egzaminy, w pocie czoła douczając się tego czego im brakło w czasie pisania egzaminów. Może wtedy błyśnie w ich głowach myśl, że uczę się, żeby wiedzieć- nie żeby mieć, ale żeby być!

Być człowiekiem oczytanym, zorientowanych przynajmniej pobieżnie w wielu dziedzinach nauki, rozumieć co mówią w telewizji, chętnym poszukiwaniu dodatkowych informacji za każdym razem kiedy natrafią na jakiś brak. Specjalizować się w kilku dziedzinach ale móc wypowiedzieć się  na inne tematy. Bo nauka trwa całe życie, nie tylko 11 lat. 

Co nam to daje? Długo by wymieniać ale z oryginalnych pomysłów warto wspomnieć np. o bezpieczeństwie i to w tym najbardziej realnym, fizycznym wymiarze. Osoba, która nie umie myśleć samodzielnie, kupi wszystko co się jej powie, bez zastanowienia łyknie każdą prawdę i każdą bzdurę narażając siebie i swoich bliskich na niebezpieczeństwo.  Będzie hajcował w piecu grzewczym niepomny na fakt, że rury mogą eksplodować i poparzyć lub zabić cała rodzinę. Będą podejmowac błedne decyzje we własnych finansach, bo specjalista od inwestycji wie lepiej. Będzie tracił pieniądze, zdrowie, czas. Oddając władzę nad swoim życiem innym- dyletantom i szpecom od wszystkiego, takim samym jak on, tylko bardziej cwanym.


Nie dawno pierdyknęło w Fukushimie. Gdybyśmy byli Japończykami, w tamtych dniach, bez zastanowienia wzięlibyśmy naszą rodzinę, wsadzili do byle jakiego samolotu na pierwszą wiadomość o eksplozji w elektrowni. Kiedy film pokazywał potężną eksplozję budynków, pan w TV przekonywał, że to tylko zawalił się sufit. Kiedy mówili o skażeniu, ktoś przekonywał tłum, że to minimalne skażenie i za parę dni będzie ok. Kiedy przyznali się do radioaktywnych wycieków, wszyscy słuchali pokornie cwaniaków, którzy nie tłumaczyli motłochowi czym jest rozpad radioaktywny, co to jest okres połowicznego rozpadu i jak długo trwa. Teraz okazuje się, że skutki katastrofy przebijają wszystko co zdarzyło się w Czernobylu. I panikujemy. A ja siedzę i się śmieję. I jest mi przykro, że miałam rację, bo tych co od początku zdawali sobie sprawę z tego jak działa elektrownia atomowa i co znaczy" stopienie się rdzeni" okrzyknięto panikarzami i sensatami. 


Gdyby trzeba było się ewakuować, ja byłabym pierwsza w kolejce. Nie ostatnia.


Ludzie, którzy nie wiedzą, że MOŻNA WIĘCEJ nigdy nie będą świetnie gotować, nie będą mieli wielkich pasji, nie będą doceniać w pełni sztuki, muzyki, będą szkodzić sobie i innym swoją abnegacją, niepełnosprawnością umysłową nabytą w pracy. Ich życie będzie proste, długie, nieskomplikowane, czasem nawet szare i nudne. Wypełnione dążeniami do posiadania i nieustannie napotykanymi przeciwnościami. 

Tymczasem rzecz rozbija się o pieniądze i nakład pracy. Dziecko wykształcone multidyscyplinarnie wymaga więcej czasu, zachodu, materiałów, pieniędzy... Kosztuje fortunę szkołę, zarząd lokalny i cały kraj. Nikt nie jest w stanie powiedzieć ile z tego nakładu pieniężnego zwróci się do rządowej kasy z za X lat, więc zakładają, że kształcąc doskonale 5%, reszta zwróci ten dług swoją ciężką, głupią i mozolną egzystencją.


Wielka Brytania raczy swoje dzieci kreatywnym nauczaniem już od 20 lat. I nie jest dobrze. 5% wysoko wykształconego społeczeństwa dzierży władzę i kręci się we własnym towarzystwie, niejednokrotnie tylko po to, żeby nikomu nie umknęła ich władza, prestiż i pieniądze. Bo wykształcenie to pieniądze. Te, które trzeba wyłożyć i te, które dzięki temu będzie można kosić do końca życia, jeśli Bóg da. W zachodnim świecie być znaczy mieć, niezależnie od tego jak próbujemy to opakować. Reszta odbiera telefony w bankach, przesuwa karty w czytnikach w drogich sklepach, liże koperty u urzędach i zamiata toalety w restauracjach. O nich mówi się, że są proletariatem. Elita to te 5% a reszta... nie miała pewnie nawet szans na nic lepszego bo ktoś uznał, że tyle im wystarczy.

20-30 lat temu uczono dzieci kaligrafii, kilku języków obcych, geografii świata, zaawansowanej matematyki i literatury. Dziś pozwala się, żeby człowiek sam wybierał sobie przedmioty, które chce studiować a na resztę macha się ręką.  A taki wybór jest jak zapałka w rękach dzieci. Płoną od tego lasy.


Znajoma Królika, Brytyjka chwaliła się, że leci na Majorkę. Ktoś rzucił coś o długości lotu i spytał się o przesiadki. Odpowiedziała, że nie wie nic w tym temacie. To pilot ma wiedzieć gdzie leci, ją nie interesuje gdzie to jest, o ile jest tam plaża i drinki z palemką.


Rick Stein, fantastyczny brytyjski chef pytał kiedyś młodych turystów w krajach Basenu Morza Śródziemnego o to co jedzą w czasie wakacji we Włoszech, Grecji, Maroku? Fastfoody. 
Jego książkę o potrawach śródziemnomorskich na Amazonie ktoś skwitował jedną gwiazdkę i podpisał, że jest beznadziejna bo zbyt egzotyczna. Kuchnia pomidora, cebuli, oliwy z oliwek, sera i sałaty. 

Program Crystal Clear to sposób w jaki redaguje się treść wszystkich informatorów, ulotek i stron internetowych należących do Rządu UK tak aby każdy miał szansę go zrozumieć Jest zbudowany na bazie 360 najczęściej używanych słów i każdy kto pisze "do ludu" jest zobowiązany trzymać się zaleceń tego programu. Żadnych zdań wielokrotnie złożonych, trudnych słów, za to wiele akronimów, które zaczynają żyć własnym życiem i z powodzeniem maskują występowanie słów trudnych, niemożliwych do przeczytania.  żadnych odnośników, gwiazdek i dodatkowych wyjaśnień. Crytsal clear dla kryształowo pustej głowy. Dla ludu. Dla każdego. Potworna paranoja. 

Na ciemnotę poglądową natykamy się co krok. Mnie to przeraża. W panikę wpadam na myśl, że mogłabym dać się powieźć na wczasy Gdzieś, nie wiedząc gdzie. A co jeśli ukradną mi paszport a ja nie wiem jak się nazywa stolica tego kraju i mówię tylko w jednym języku? Co jeśli samolot runie do oceanu a ja nie będę wiedziała w którą stronę wiosłować nawet jeśli zapadnie noc i będę widziała gwiazdy- dziurki zrobione w niebie.  A jak spadniemy w dżunglę i postanowię zjeść najbardziej trujący owoc bo taki on śliczny jak w supermarkecie? I nawet nie będę umiała zdobyć świeżej wody. Zdechnę w dżungli na galopującą głupotę.


Jeśli los oszczędzi mi katastrofy lotniczej nad Amazonią, zaszkodzę sobie na 1000 innych wymyślnych sposobów. Nie rozpoznam objawów zapalenia wyrostka robaczkowego dopóki nie będzie za późno. Nie zauważę ciężkiej choroby bo nie wiem po której stronie mam trzustkę. Dobiję męża cierpiącego na nadciśnienie podając mu kawę bo od tego zawsze jest lepiej sąsiadce, która też ma problemy z ciśnieniem, tylko, że z niskim. Będę panikować i żyć w stresie przez jakąś błahostkę bo nie będę wiedziała jak się sama zdiagnozować. Będę cierpieć na depresję bo nie będę umiała opowiedzieć o tym co mnie toczy i trapi. Na noszach na pogotowiu zapomnę nazw leków które biorę i chorób na które cierpię bo nazwy te będą dla mnie za skomplikowane. Skrzywdzę dziecko bo będę uważać, że sól dodaje smaku a aspirynę może brać każdy, niezależnie od wieku. Struję przyjęcie bo nic nie wiem o bakteriach i bezmyślnie param się tym co powinno być mi wyrwane z ręki.


I tak dalej i tak dalej...

Z biegiem lat niedouczenie, bezmyślność i  dyletanctwo przestaje być winą jakiejś tam szkoły ale staje się wadą człowieka.


Ci co cenią sobie siebie i swoje miejsce w świecie potrafią się wybronić. Kiedyś nazywano ich ludźmi renesansu. Dziś... nawet nie wiem czy żyją jeszcze tacy. Kiedyś bycie człowiekiem renesansu było najwyższym komplementem, dziś ociera się o obelgę. Takie czasy.

Dlatego właśnie nauczymy Maję wszystkiego co wiemy. Odpowiemy na każde jej pytanie. Puste obietnice? A kim jestem, żeby stwierdzić, że moje dzieci zasługują na mniej niż mi było podarowane? Kto pozwala mi decydować co jest ważne i co jest potrzebne do życia? Czy dając dziecku pełną gamę możliwości, pozwalając mu na samodzielną decyzję co go pasjonuje i czemu chce się poświęcić nie daję mu więcej niż całe sranie-w-banię-nauczanie-zintegrowane? 


A poza tym, każdy kto coś wie, chce się tym podzielić, przelać na drugą osobę ten zachwyt nad światem i jego cudami.


-To jest tęcza kochanie, ale nie musisz wiedzieć jak powstaje. Ważne, że ja jeszcze wiem. Ty od tego nie zmądrzejesz a jeszcze rozboli cię główka.


Nie wolno pozostawić dzieciom wolnego wyboru w kwestii tego ile chcą wiedzieć. Nie rodzicom i nie nauczycielom. To nie ich życie i nie ich przyszłość. Mają obowiązek pokazać ile się da a największą przysługę zrobią, kiedy dadzą dziecku krzesiwo i powiedzą- idź i rozniecaj iskry od których zapłonie świat.


***


Tym oto obrzydliwie idealistycznym akcentem, w który Kokainka wierzy święcie kończę. I mam nadzieję, że Kuzynka się nie obrazi. Czasem warto dać się wyjąć z worka, żeby odkryć, że ten worek istnieje. :*


PS. Z najnowszych osiągnięć intelektualnych- Księżyc jest kolorowy, wiedzieliście to? Tylko, że jak światło leci do Ziemi, na takim dystansie wytraca kolory i do nas dociera czarno-białe.

Świetny przykład na moje wywody. Ciekawe jak to się ma do kreatywnego myślenia bez zbędnego ładunku bzdurnych faktów i fakcików. ... :)


33 komentarze:

  1. Ufff, przebrnąłem :) Dałaś po garach , masz rację , edukacja jest ważna i dobrze że już myślisz by nie przegapić jakiegoś ważnego momentu . Lecz nie będziesz cały czas przy dziecku . Co do matur w PL to kiedyś były sprawdzane w szkołach i ten 1 % to było łatwo osiągnąć ,zważywszy że nie wszystkim zależało na tym świstku lub niektórym odmawiano przystąpienia szantażem oceny niedostatecznej , co skutkowało nieprzystąpieniem do egzaminu . Obecnie jest podobnie z szantażowaniem ale wyniku pozytywnego nie osiąga więcej dzieci . Więcej przystępuje ale więcej polega . Przyczynia się do tego między innymi tzw klucze sprawdzające , już nie raz udowodniono że zdolne dziecko odpowiadając po za ramy ustalone w ministerstwie zostanie uznane za głupka . Tak naprawdę mało komu zależy by edukacja służyła uczniom . To biznes , od podręczników po miejsca w klasie . Co roku zmieniają się książki , co powoduje zakup nowej a nie używanej . Pani ucząca może wybierać w kilku podręcznikach , do tego są ćwiczenia i prowizja po cichu dla pani . Szkoła dostaje dofinansowanie na ucznia i były przypadki fałszowania liczby uczniów .Już teraz lecą reklamy wyższych uczelni , liczba studentów maleje . Można by dodać jeszcze o poziomie tych licznych uczelni .Niestety poziom ustalają wykładowcy a Ci są zmuszani przez uczelnie by przymykali oczy , ważne czesne . Pisać można jeszcze do bólu , to i tak nic nie zmieni . Komercja i dekadencja nas zastała , jak w seksmisji :) Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaak... Zastanawialam sie nawet nad powrotem do Polski, zeby moj zaledwie teraz dziesieciomiesieczny synek skonczyl tam szkole, ale pilnie obserwuje i dochodze do wniosku, ze polska edukacja zmierza w tym samym kierunku. Dlatego bede uczyc, uczyc i uczyc. Wielu "zbednyc" faktow nawet. Jesli zapomni, to i tak dobrze to zrobi rozwojowi mozgu i lepiej mu sie bedzie na starosc (doroslosc?) myslalo i kojarzylo. Mam nadzieje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z każdym słowem. Co więcej, sądzę, że w tym roku matury były tak katastrofalne bo dzieje się jeszcze gorzej. Nie sądzę, żeby proceder nie dopuszczania uczniów do egzaminów wygasł- jak był tak będzie. Ale do tego mimo wszystko doszło kolejnych 85 000 uczniów, którzy nie podołali zadaniu. Pomijając oszustwa jakich dopuścili się w jakiejś szkole, gdzie nauczyciele bezczelnie rozwiązywali zadania i podtykali uczniom.

    Dobrze stwierdziłeś, że edukacja nie ma już służyć uczniom. Na wszystkich szczeblach.

    Spójrzmy na czym zależy większości brytyjskich uniwersytetów. W zeszłym roku z ręką na sercu obiecywali, że 9000 funtów za semestr będą wołać tylko za wybrane kierunki a studia staną się bardziej dostępne. Okazało się, że 9000 ładnie pachnie i czesne na porażającej większości kierunków w tym roku sięgnęła czerwonej kreski. Obietnice obietnicami a kasa płynie.

    W ten sposób biznes staje się luksusem dla wybranych, reszta- no cóż, nie można przecież spodziewać się, że świnia zacznie latać.

    PS. Zdawałam maturę już w czasach kiedy matury sprawdzali w innych szkołach. Zakodowane i bezimienne.

    OdpowiedzUsuń
  4. O o o, Lucyna. Dziękuję za głos matki w rozterce. Masz świętą rację- nauka czegokolwiek to przede wszystkim ćwiczenia dla mózgu. Ucząc się głupich i niepotrzebnych całek ;) umysł uczy się kolejnych sposobów na rozwiązywanie problemów. Wkuwając stolice państw świata ćwiczymy pamięć i umiejętność zapamiętywania chociażby składników bigosu.

    Organ nie ćwiczony zanika. Nic więc dziwnego, że po przekroczeniu 50ki przerasta nas opanowanie obsługi komórki- skoro po raz ostatni nasz mózg uczył się 30 lat temu... :)

    A mózg potrzebuje wielu różnych typów stymulacji.

    OdpowiedzUsuń
  5. No coz co do zdawalnosci matur w PL lata temu, trzeba pamietac ze te byly poprawiane w szkole, i nawet jezeli imiona byly kodowane, to i tak przeciez kazdej szkole zalezalo na wynikach, a wiec pchali jak mogli. moj brat opowiadal mi o sposobie sciagania i sila rzeczy ludzie zdawali, bo nauczycielom zalezalo. teraz sa klucze i jak sie nie wbijesz, to koniec, nie zdajesz. a cd wielkiej brytanii... ststem wylawiania lepszych i brak zmuszania gorszych tez sie sprawdza - dziewczyna idzie na uniwerek i wiadomo ze ma cos do powiedzenia, inna robi tylko kurs fryzjerski, i ma malo do powiedzenia, ale za to Cie swietnie uczesze bo wie co robi. w PL ktos kto nie ma matury to ostatni debil, w UK taki ktos to poprostu ktos kto wybral inna droge i nie jest za to pietnowany. :) uwazam ze tak jest lepiej, bo nawet ktos bez matury i z mniejsza iloscia zdolnosci ma szanse na dobre zycie.

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przebrnęłam, i mogę powiedzieć tylko tyle - święta racja, Kokainko!!! :)

    Mam lat 20 i jestem wciąż na ścieżce edukacji - tak się złożyło, że maturę będę pisać w przyszłym roku, czyli w maju, co się 'zbliża'. Przeraża mnie poziom wiedzy i inteligencji moich znajomych (niektórych, żeby nie było!), i to wiedzy nie tylko szkolnej, ale życiowej - przede wszystkim. Przykład? Przykład banalny, ale jednak - kolega nie uczy się chemii, bo po co mu chemia, skoro idzie na studia humanistyczne. Rozpalał w weekend grilla i podlał ledwo tlący się brykiet zmywaczem do paznokci swojej siostry. Problem w tym, że na kilka delikatnie płonących węgielków wylał całą buteleczkę tego zmywacza. Skutek? Leży w szpitalu z poparzonymi dłońmi, przedramieniem i twarzą, na której nie ma już ani jednego włoska...

    Moja edukacja jest ścieżką trudną, krętą i wyboistą z naprawdę różnych przyczyn, stąd tak późna matura. Szczegóły chętnie udostępnie na priv ;) Dziś dowiedziałam się, że mój młodszy brat cioteczny właśnie został przyjęty do jednego z najlepszych liceów ogólnokształcących we Wrocławiu, kilka tygodni temu to LO ukończyła moja przyjaciółka. Dzieciak jest obrzydliwie zdolny i mam szczerą nadzieję, że szkoła tego nie zmieni i nie zabije, bo o ile między podstawówką a gimnazjum przeskok jest stosunkowo niewielki (nowe przedmioty i klasa to chyba największy problem...), to pomiędzy gimbudą i LO jest przepaść, niestety, i sama tego bardzo boleśnie doświadczyłam.

    Kokainko, uczcie swoje dzieci wszystkiego, masz rację. Ja jestem wdzięczna moim Bliskim, że pozwolili mi odkrywać świat na swój własny sposób i że uczyli mnie w domu tego, czego w szkole się nie dowiedziałam - chociażby poprzez rozmowy o wojnie, o 11 listopada, o moim mieście, o sławnych ludziach. W szkole o wojnie dowiedziałam się sztampowych informacji i dopiero teraz, w liceum (dla dorosłych) nauczyciel raczy odpowiedzieć na te bardziej skomplikowane pytania - co kierowało Hitlerem? a Stalinem? obejrzyjmy film o Auschwitz, albo pojedźmy tam! - w gimnazjum takie pytania były gaszone krótkim 'nie wiem, nie pojedziemy teraz, bo zachowujecie się jak bydło!'

    A prawda jest taka, że bydło (no byliśmy bydło, co poradzę kurde!) pojechało do Oświęcimia z inną klasą i co się okazało? Największe bydło milczało i miało łzy w oczach, kiedy mijało 'Arbeit macht frei!', bo to było NAMACALNE, a nie na kartce w książce, czy klasówce.

    Trzeba dzieciom pokazywać świat, koniec i kropka i nawet wykrzyknik. Albo trzy!!!


    PS. Kurde, ale mnie natchnęło... :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Kokainko
    Czyz ktos, kto nie wie jaka jest odlegosc z ziemi do slonca nie bedzie potrafil go namalowac?? czyz ktos kto nie wie, ze ksiezyc jest kolorowy nie moze napisac sonaty ksiezycowej??? czyz ktos, kto nie wie gdzie na jakiej szerokosci i dlugosci geograficznej lezy Majorka nie jest wart zeby ja zobaczyc???Czlowiek Renesansu to ten, ktory nie tylko nie wzdryga sie przed wszystkim co go otacza ale to takze ten, kotry potrafi uszanowac prostote i niewiedze, ktory nie obuza sie na prosty program komputerowy tylko docenia fakt ze ktos pomyslal o tych najprostszych i najslabszych, ktory codziennie potrafi sie pochylic nad praca rzemislnikow rolnikow i wszystkich tych innych nie wyksztalconych ludzi ,potrafi ja docenic i obdarzyc szcunkiem.Wiec jesli mienisz sie Kobieta Renesansu a wierz mi ze to nie obelga jak dla mnie to nie lekcewaz innych tylko dlatego ze nie wiedza tyle co Ty.A co do Edukacji to owszem z czescia w ktorej piszesz ze dziecku nalezy pokazywac swiat zgadzam sie ale ten swiat nie moze byc oderwany od codziennosci i otaczajacych dziecko ludzi bo coz z tego ze dziecko bedzie mialo gruntowna wiedze jak nie bedzie potrafilo uszanowac innych z ich innoscia i nie bedzie potrafilo dostrzec potrzeb innego czlowieka a tego niestety nie da sie nauczyc z ksiazek lub wyczytac w internecie.Prostota nie jest niczym zlym ani obrazliwym bo czyz gorsza bedzie zona ktora dba o dobrze ugotowany obiad,posprzaytane mieszkanie zadbane dzieci od tej z ktora TYLKO mozna porozmawiac na wszystkie tematy???Wedlug mnie umiar we wszystkim jest jak najbardziej wskazany.I jeszcze o Edukacji ani polska ani aglielska nie zdzialaja nic jezeli dziecko z roznych powodow nie chce jej chlonac i jeszce jedno chcodzisz do lekarzy,korzystasz z nowinek technicznych i tak naprawde nie wiesz kto je tworzy. Moze to taki sam, w Twoim pojeciu prostaczek, ktory naprawde nie wie gdzie jest Majorka:) Swiat musi byc pelny innosci w przeciwnym razie byloby fatalnie i nudno.

    Mama Kuzynki z Londynu

    OdpowiedzUsuń
  8. A kto powiedział, że brak wiedzy zamyka drzwi do bycia doskonałym? Bądź JAKIŚ ale nie bądź BYLELAJKI. Pisz sonatę księżycową za którą świat padnie ci do stóp. Nie musisz wiedzieć jak daleko do Księżyca, nie musisz wiedzieć, że jest szary- zrób coś po swojemu ale zrób coś, na Boga. Nie odbijaj się od ścian jak bezwładna kukła, którą sterują inni.

    Nie będziesz świtnym rzemieślnikiem bez szerszej wiedzy, bez pasji, iskry. Będziesz rzemieślnikiem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jeśli kogoś to satysfakcjonuję to rewelacja. ALe nie oznacza to, że ci co chcą więcej mają się czuć winni.

    Poczułam się jakbym wróciła do Liceum. Było nas 34. W tym 5 osób, które plamiły swoje ręce książką inną niż ta, którą trzeba było przeczytać. 5 Osób, które miało swoje zdanie i chciało je wypowiedzieć na głos. 5, które nieustannie słyszało takie słowa, jakie tu przeczytałam- że gardzimy, że jesteśmy "fafarafa", że z nami nic nie można, bo wychodzimy przed rząd, wtykamy palce tam gdzie nie trzeba i co najgorsze, pozostawiamy ich w szarym tyle- tyle, którego nie byłoby widać, gdyby nie tacy jak my.

    Przeżyłam Liceum, przeżyję i to. Dzięki takim opiniom i byciem nieustannie poniżanym przez resztę dorośliśmy i poczuliśmy, że ścieżka, którą idziemy jest tylko nasza, własna, oryginalna. Więcej pogardy mieli tacy ludzie dla nas niż my kiedykolwiek dla nich. Bo bycie o krok wyżej nie oznacza bycia lepszym. Ten kto tak czuje, czuje się tak na własną prośbę.

    To przykre. Słowa których nie napisałam, podejście którego nie mam, treści, których nie miałam na myśli. "Prostaczek"? "Prostota"? W którym momencie napisałam, że mam zamiar wychowywać swoje dzieci na wiedzy encyklopedycznej z pominięciem zasad współżycia społecznego? Że nie nauczę ich czym jest miłość, szacunek, oddanie, współczucie dla innej żywej istoty? Dziecko oderwane od codzienności po tym jak piszę, że dziecko trzeba uzbroić w wiedzę, z nią wyjść z domu, posmakować, doświadczyć, przeżyć, żeby dopiero wtedy mogło o sobie powiedzieć, że jestem dobrym człowiekiem, który zna siebie i rozumie otaczający go świat?

    Idąc za tym, uważam, że dziecko, które będzie od dzieciństwa uczone, że jest coś takiego jak Afryka, gdzie mieszkają ludzie o innym kolorze skóry, mają inne wierzenia, kulturę język a jednak cierpią i kochają jak my, nie spojrzy krzywo na inną rasę. Bo wie co to jest inność. Bo czytało, bo dowiedziało się, bo rozumie z czego wynika inność, którą inni pogardzają.

    Dlaczego kobieta, która dba o dom i jest dobrą matką nie może jednocześnie być wykształcona, mieć własne zdanie, własne zainteresowania i własną ścieżkę? I nie może chcieć, żeby jej dzieci miały takie same możliwości, podobny start, szanse na to, żeby umysł był świadomy a serce otwarte na innych?

    Nie ma "w moim pojęciu prostaczka". Jest osoba, która naprostowana przez system nie wie, że MOŻE chcieć więcej od siebie, innych i od własnego życia. Osoba stłamszona, zagnana w kierat życiowych ról, obowiązków i postaw, które wydają się jej jedynymi możliwymi, bo z pokolenia na pokolenie nikt jej nie pokazał, że można żyć inaczej. To nie prostaczek, jak wkładasz mi w usta. To osoba, która jak ptak który przyszedł na świat w klatce, nie wie, że świat jest ogromny i boi się wylecieć przez otwarte drzwi.

    A napisałam tylko, że zastanawiam się czy warto i czy trzeba pomagać dziecku zdobywać wiedzę szerszą niż to co oferuje system...... To chyba jakiś grzech.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy- gdyby świat mieścił w sobie 10% więcej wybitnych fryzjerek, mechaników samochodowych, kompetentnych pracowników działów obsługi klienta- świat byłby bliski raju.

    Ale co mam powiedzieć jeśli dzwonię w jakieś miejsce i zamiast informacji dostaję stek bzdur, dzwonię jeszcze raz, rozmawiam z kimś innym i stek bzdur jest jeszcze większy? Odbieram auto od mechanika i na pierwszym zakręcie odpadają koła (zdarzyło się nam), dostaję lek, który bardziej mi szkodzi niż pomaga lub nie mogę czegoś załatwić bo osoba , która powinna mi pomóc w ramach tego za co jej płacą specjalizuje się w dupodyndactwie i totalnej ignorancji?


    Z drugiej strony, bycie świetnym w jednej dziedzinie nie oznacza, że można już spocząć na laurach. Przykładem może być znajoma, która pracuje w polskiej aptece. Spisałyśmy się raz o dzieciach i skarżyła się, że jej synek cierpi na okropne zaparcia- 3-4 dniowe podczas których płacze, leży nie chce siadać. I o lekach, które już wypróbowali. Zaproponowałam sok z jabłek. Po dwóch tygodniach odpisała, że gdybym nie była trak daleko, nosiłaby mnie na rękach. Po pierwsze- zaparcia ustąpiły jak ręką odjął. Po drugie- synek nie chce pić nic innego jak tylko sok bo wie, że mu to pomaga- picie na kupę.
    To ja się zapytuję co taka farmaceutka wie o swoim zawodzie skoro pracując wśród leków i ziół jakoś nie skojarzyła, że jabłko ma właściwości lekko przeczyszczające i mocno jeśli robi się napar ze skórek?
    Gdyby to był pacjent-klient w potrzebie, nie okazałaby się zbyt pomocna, prawda? A przecież chodziło o dziecko.

    Inna koleżaneczka o mało nie przekręciła siebie i dziecka w 8 mscu ciąży na zatrucie ciążowe bo.... nie chciało jej się przeczytać ulotek z informacjami o tym na co należy zwrócić uwagę w ostatnim trymestrze. Nie chciało jej się.


    A więc jaka jest definicja "dobrego życia"? Może taka w której nie krzywdzimy nikogo swoją niewiedzą podpartą ignorancją?

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z Kokainką w 100%. Z jakiegoś powodu ludzie myślą, że jak dadzą dziecku dobrze zjeść, założą markowe ciuchy i kupią popularne zabawki to znaczy, że dziecko jest zadbane a reszta załatwi się sama. Dzieciom nie potrzebne są lepsze metki czy nowe gry komputerowe i rowery. Dzieci potrzebują wychowania ze strony rodziców ale nie takiego o którym wspomniała Kokainka, do musztry i bycia posłusznym. Potrzebują wskazania im drogi we wszystkich kierunkach, żeby jak dorośnie wiedziało jakim człowiekiem chciałoby być.

    Jestem ze starego pokolenia, z wnukami w liceum i prawie na studiach i wiem jedno. Nie byłabym tu dzisiaj gdyby nie praca mojego Ojca nade mną i starszą siostrą. Zwykł powtarzać, że na religii mamy nauczyć się paciorka a w szkole pisać i czytać. Ale to nie oznacza, że od razu będziemy umieli napisać list do Boga o dobre życie.

    Pozdrawiam serdecznie z Jasła

    OdpowiedzUsuń
  11. Pani Mama chyba za bardzo się wczuła i zaryzykowałabym stwierdzenie, że dużo za daleko się zagalopowała. Nie czytało się tego dobrze. Ale co tam, w końcu nie jest nudno

    Moją maturę wspominam z ciężkim sercem- bałam się jak diabli, kułam jak wściekła, trzęsły mi się nogi i chciało mi się wymiotować jeszcze dwa dni potem. Ale dobrze wspominam czasy szkolne, pewnie dlatego, że nauka przychodziła mi z łatwością. Ale samą siebie ulokowałabym gdzieś między pierwszą i drugą grupą.Dziecka jeszcze nie mam ale przychylam się do Kokainy, jak już będę miała to będę je uczyć. Tego co sama zapomniałam będę miała sobie szansę przypomnieć.

    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  12. nie czytało się tego dobrze to cokolwiek miło ujęte lalamido ale rzeczywiscie to niezla obsuwa

    ja za szkoła nie przepadalam nigdy i jakos mi sie poszczescilo i nadal mam wszystkie czlonki. ale rzeczywiście szkola to jedno a wiedza o swiecie to drugie. znam kogos ko ma tylko zawodowke a pogadasz z nim o wszystkim. zbiera monet znaczki slucha muzyki ktorej nie mozna kupic w zwyklym sklepie a po ksiazki jezdzi na jakies kiermasze. polki pelne bialych krukow i wszystkie cfzytane. a na codzien jest spawaczem. czyli ze mozna. jak bylam mlodsza, czesto cos od niego dostawalam. i robi modele czolgow.

    sorki za braki ogonkow, druga jem

    nio, to pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze raz przeczytałem cały post i nie znalazłem cienia podstaw do zarzutów przedstawionych tu przez jak się domyślam osobę z rodziny. Bardzo to przykre bo nie chciałbym być w skórze Kokain. To wszystko jest chyba wynikiem jakiegoś głęboko położonego pokładu niechęci, może się mylę. Nieładnie tak prać brudy w taki sposób.
    Natomiast o szkole nie napiszę nic, Było minęło, do większości i tak doszedłem sam. Bez niczyjej pomocy a już na pewno nie rodziców.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie z Derbyshire- rozbicek79

    OdpowiedzUsuń
  14. Co by tu nie deliberować, "czym skorupka za młodu". Prawda stara jak świat. Szacunek dla pisarki, pisz pisz.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oby tylko nie była to równia pochyła. Widzieliście film "Idiokracja"? Ot, taka prosta historia co by było gdyby tak upraszczaś świat do bólu, niczego od nikogo nie wymagać, uwalniać ich od ciężaru wiedzy i umiejętności... i oto mamy świat pełen śmieci, maszyn do produkowania jedzenia i idiotów.
    Nawet mój lekarz w UK przypomina mi lekarza z tego filmu- więcej patrzy w ekran niż na mnie. Może ma tam rysuneczki z bolącym kolanem albo zabandażowaną głową i tylko wybiera opcje aż dojdzie do końca a komputer wypluje mu receptę :) :) :)
    A komentarz mamy niesmaczny, rzeczywiście. kajka

    :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajnie że udało Ci się rozruszać to towarzystwo i paru anonimowych zabrało głos . Co do pani farmaceutki , zapewne nie ma kontaktu z rodziną bo mama lub ciocia by jej ten sok doradziły . Są to sposoby ludowej medycyny przekazywane z pokolenia na pokolenie . Fakt że dziś w dobie internetu można takie lub inne informacje zasięgnąć ale jest jeszcze droga : jedna pani drugiej pani :) co nie zawsze skutkuje dobrymi radami . Wracając do edukacji i opłatach to pisałem o kraju . Moja najmłodsza córka wczoraj odebrała pozytywny wynik matury i wybiera się na studia oczywiście dzienne. W kraju niestety dziś matura daje tylko możliwość studiowania . W mojej pracy jest młoda dziewczyna z maturą która sprząta za 1300 zł i to nie jest mały zarobek .Ma małe dziecko na utrzymaniu i męża który nie zawsze zarobi . Takie są w kraju realia . Jeśli spojrzymy na ilość uczelni i jakość kształcenia to śmiem twierdzić że to tylko kolejny papierek . Dziś można przykładem pani poseł (byłej) Beger zrobić maturę i dyplom w 4 lata :) . Sam znam przypadek z mojej pracy gdzie dziewczyna mając podstawowe wykształcenie pracowała na recepcji i bojąc się że zostanie zwolniona zrobiła maturę chyba w rok czy 1,5 , zrobiła studia i dalej pracuje . Nie ważny kierunek , ważny papier :) ale teraz mówi przez "ą" i "ę" i z takim przejęciem że mały problem urasta do podjęcia życiowej decyzji . Pozdrawiam z kraju :) jako że jestem elektrykiem to może będę miał zaszczyt ostatni zgasić światło :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kokain, wybacz mi bezpośredniość, ale czy Ty jesteś szczęśliwa?

    OdpowiedzUsuń
  18. A czemu pytasz? Czyżby coś Ci mówiło, że skoro widzę pewne zjawiska i nad nimi boleję to znaczy, że mnie to unieszczęśliwia? Czy dziennikarz, który opracowuje jakiś temat i pisze artykuł nie koniecznie pozytywny we wnioskach musi przez to przekręcać się godzinami w łóżku cierpiąc na bezsenność?

    Poza tym, jeśli pytasz o coś takiego to chyba nie do końca wczytujesz się w to co piszę. Piszę od serca o sobie, o życiu, dzieciach i ludziach którzy mnie otaczają. Bo czasy się zmieniają, ja się zmieniam, z czasem zmieniam zdanie i nie boję się do tego przyznać. Nie idealizuję świata, nie udaję, że jest tylko ładny i lukrowany. Swego czasu tłumnie na bloga zwalali się ludzie, dla których nie było w Polce biedy, biurokracji, głupoty, ignorancji... Dostawało mi się wtedy potężnie- za burzenie ich perfekcyjnego obrazu świata w którym jeśli dzieje się coś złego to dzięki Bogu w Afryce.

    Szczęście to każdy dzień. Za to że jest. Jeśli jeszcze jest dobry- tym lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. jackwar, mój papier leży w szufladzie już 6 lat i patrzę tylko kiedy zacznie żółknąć. Czy mnie to boli? Nie. Jak się przyda będzie świetnie, tymczasem frustracje wynikające z mojej obecnej pracy nie są nawet cieniem tego jak mogłabym być sfrustrowana gdybym nie miała pracy wcale. Tutaj nazywa się to "work that pays my bills" i dokładnie tak jest. Poza tym, dyplom dyplomem, dziś byłabym w wielkim kłopocie z dwojgiem dzieci, które chcę wychować osobiście nie z pomocą obcych, gdybym miała pracę w zawodzie. Musiałabym oddać dzieci do żłobka bo nie mogłabym sobie stawiać warunków pracując w biurze otwartym 5 dni w tygodniu, w ograniczonych godzinach. Tymczasem, mój kontakt z dziećmi jest najważniejszy. A i nie narzekam- jeden dzień spędzony z nimi jest jak 100 dni w satysfakcjonującej pracy. Na to przyjdzie jeszcze czas.

    Wracając ponownie do dyplomu- to rzeczywiście papier. To co najważniejsze z tego czasu nosimy w sobie i chyba jak mało co na świecie, jest to coś czego nikt inny nie jest w stanie nam odebrać.

    Jak widać, nie udało Ci się zgasić światła. :)
    PS. mój Tata był elektrykiem. Potrafił zrobić mi prawie wszystko co świeciło, grało i kręciło się. I jeszcze więcej. Brał do ręki i uruchamiał, ot tak.

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  20. nie no, pytam, bo w sumie wczytując się oceniam, że masz wiele powodów do szczęścia, a znów język i jakaś taka zaciętość jakby czasem temu przeczy. fajnie, że niesiesz kaganek oświaty z wielkim impetem, też jestem za wiedzą i horyzontami, fajnie, że wiemy (od Ciebie), że jesteś mądra i masz dużo do powiedzenia na wiele tematów, tylko mnie czasem mierzi i uderza (może nawet w odwrotnej kolejności)jak bardzo nie lubisz, jak się ktoś z Tobą nie zgadza. wybacz offtopa, wiesz, że Cię czytam (bo lubię) i pewnie będę, to tylko taka nic nieznacząca uwaga ;)
    a to,że ludzie komentują (pomijam czyste prostactwo i chamstwo)różnie to już specyfika otwartego bloga, nie? fajnie i ciepło mieć towarzystwo wzajemnej adoracji, widzę, że zwłaszcza dla młodszych robisz za etatową guru, ale ciekawiej jest, jak ludzie przedstawiają różny punkt widzenia (przynajmniej dla mnie).


    a. no i nie od dziś wiadomo, że im więcej się widzi, tym gorzej z tym;)


    pozdrawiam niezmiennie

    OdpowiedzUsuń
  21. W wolnych chwilach lubię czytać blogi , w szczególności Polaków rozsianych po świecie . Wiem jedno każdy z was jest szczęśliwy i pewnie w kraju też byście byli , tylko może byście więcej więcej zmartwień . Czasami was wkurzają inni Polacy , że robią wieś lub jakieś durne przepisy .
    Wiem jedno , wam się łatwiej żyje a mi milo się czyta . Wyjazd z kraju dał wam większe możliwości i pewne jest że nie żałujecie tych decyzji . Czytam http://blogbiszopa.blog.onet.pl/ który mieszka w Szkocji i zdobył trzy tytuły blogera za 2010 rok . Czytam http://sladamikonkwistadorow.blog.onet.pl/
    który będąc w drugiej klasie szkoły zawodowej obróbki skrawania wyjechał w raz z rodzicami do USA na zieloną kartę . Najbardziej podobał mi się jego opis oświadczyn , ja facet płakałem gdy czytałem jak płaczem zareagowała jego dziewczyna , która już myślała że nigdy tego nie zrobi , a on nie wiedział czy płacze ze szczęścia czy z żalu . Czytam http://psmietana.blox.pl/html
    blog pilota z Kataru , który lata tam od 2004 i nie raz przelatywał nad polską , lecąc na wysokości 10 000 metrów blogowicze robili zdjęcia jego maszyny . Czytam też blog młodej dziewczyny z Bydgoszczy która w zeszłym roku zdała maturę , jest na pierwszym roku wyższej szkoły bankowej i musi godzić naukę z pracą w Tesco . Czytam i wiem że jesteście szczęśliwi , każdy na swój sposób , czego wszystkim życzę . :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Greta- to tylko język. Albo aż język. Jeśli wyrażam swoją frustrację to jakoś nie działa na mnie zdanie:
    -Byłam wyjątkowo wzburzona nagannym zachowaniem tego pana.
    Lelum polelum i ciepłe kluchy. Tak się w mojej głowie nie mówi. Tak się nie pisze bloga. Nie raz wchodzę i wychodzę kiedy widzę, że ktoś przelewa na klawiaturę morze okrągłych zdań i słów gładkich jak otoczaki. Błe. Nie wiem ilu z Was pamięta mnie sprzed 4-5 lat kiedy nosiłam glany i miałam włosy na cukier- wtedy jakoś nikt się nie dziwił, że Kokainka używa słów kłująścych i zdań jak kaktusy.

    Może to wina stereotypu któremu ulegasz- matka, znaczy się łagodny baranek z watą w gębie? :) (Dodałam uśmieszek, żeby zniwelować wrażenie użycia słowa "gęba" zamiast "usta".

    Teraz o nie zgadzaniu się.

    Z ręką na sercu przysięgam, że przez ponad 7 lat pisania ANI RAZU nie spotkałam osoby, która potrafiłaby podjąć prawdziwą dyskusję. Zawsze wygląda to tak, że ci ci się zgadzają i lubią, skomentują, napiszą coś od siebie i pozdrowią, ci co tylko przeczytają i tak się nie wypowiadają a ci co poczują się dziabnięci natychmiast podejmują walkę. Albo od pierwszych słów wyskakują z obelgą albo montują dłuższy tekst gdzie nie ma obelg ale słowami swoimi i tak wyrażają jedno: pierdolisz jak potłuczona i nienawidzę cię bo siedzisz daleko a ja mam frustrację i mogę ja na ciebie wylać.

    Na takich reaguję jak płachta na byka. I nie udaję, że jest inaczej.

    -Nie zgadzam się bo...
    -Nie zgadzam się ale...

    To się nie darza. Pamiętasz Annęz Walii i spór o chemię w mleku? Nie wkurzyłam się, że miała inne zdanie. Wpieniło mnie to, że wybiórczą ślepotą traktowała argumenty przeciw jej opinii i jednym machnięciem ręki załatwiała sprawę niewygodną. Spróbuj dyskutować z kimś na temat 2
    =2
    =4 kiedy osoba z góry zakłada, że to 5. I nie dlatego, że odkryła Amerykę w puszce ale dlatego, że ma do przeklepania swoje zdanie i nieważne, że o milę od tematu. Tak się nie da dyskutować o niczym.

    Najgorzej jest kiedy ktoś wyczyta między linijkami nieistniejące treści na swój temat i rozpoczyna bój na dzidy i prywatę. Miałam kiedyś taką na onecie, w skrócie napisała:
    -Jesteś głupia i pojebana. Twoja matka to dziwka a ojciec to złodziej.
    -Piszesz nie na temat,poproś rodziców, żeby cię nauczyli czytać ze zrozumieniem.
    -Moi rodzice nie żyją ty szmato!!!!!

    Kiedy panuje tu atmosfera wzajemnej adoracji to tak ma być. Bo blog nie jest dla sporów i kłótni ale dla mnie. Dla możliwości wyrażenia się, zapisania czegoś co może z czasem nabrać lub stracić sens. Kiedy przychodzi tu Jill, Kasia, BonaLisa, Jenny- to nie jest towarzystwo wzajemnej adoracji tylko osoby, które doceniają moją szczerość i otwartość. Przyjdą, posłuchają, zjedzą ciasteczko i popiją mlekiem i powiedzą, że będzie lepiej. Jak przyjaciele.


    To jest blog anie pole walki. To nie miejsce na wyciskanie pryszczy z psychiki. To nie autor wzbudza kłótnię. Jedynie wyraża swoją opinię. Kłótnia zaczyna się gdy czytelnik nie zgadza się i musi udowodnić rację po trupach. A ja w kaszę dmuchać sobie nie lubię I nie polubię, więc jeśli komuś to nie odpowiada, przykro mi- dostanie w czapę za mącenie rzeki.

    Potarzam jeszcze raz- Kokain nie mruży oczu kiedy świeci się jej po gałach. Nie robi uników i nie odwraca się ze zmarszczonym noskiem od tematów niewygodnych. Dla mnie nie ma tematu o którym bym nie napisała jeśli trzeba. I zawsze podeprę się własną opinią, jeśli inną i nie pasującą do szablonu to przynajmniej własną.

    Jak się nie umie dyskutować to zawsze pozostają blogi z glitterkami i dużo miejsca na komęcie na tysiące.

    OdpowiedzUsuń
  23. hehe, nie, niczemu nie uległam a już na pewno nie stereotypowi 'na matkę':D nie znałam Cię 5 lat temu noszącej glany, ani nie znam Cie teraz-znam blog od początku, choć nadrabiałam i dla mnie piszesz tak samo, choć oczywiście widzę proces dojrzewania także na poziomie tekstu-ja nie o kolokwialnym języku i rzucaniu mięsem, sama klnę dość rzęsiście i uważam, że mocny język to przydatne narzędzie. Mówię o apodyktyczności i pewnym dogmatyzmie, który bardzo często przemycasz.

    Ale ok, nazwałaś rzecz po imieniu-chcesz kółka wzajemnej adoracji, to ja pozostanę cichym czytaczem, gdyż rozumiem, że jestem u Ciebie w pewnym sensie i nie będę Ci w Twoim domu przestawiać mebelków. Tyle, że dla mnie to fałszowanie rzeczywistości niedopuszczalne u wplnomyślicieli:))))))No i faktycznie-dałam się zwieść, że podobnie jak ja jesteś poszukiwaczką Prawdy;)

    owszem, pamiętam tę słynną mleczną dyskusję, gdzie Twoi zwolennicy podsuwali Ci linki w języku angielskim, które, jak się w nie zagłębiłam okazywały się punktami do mojej bramki i pamiętam również, że sugerowałaś, że to ja się podszywam pod tych podsuwającyc. no cóż, mówiąc szczerze, ja wtedy po raz ostatni miałam ochotę na dyskusję z dokładnie takich samych powodów, jak podałaś wyżej-nie wydaje i się, że TU dyskusja jest możliwa/pożądana.

    nie mam pojęcia co to blogi z glitterkami i dużo miejsca na komęcie na tysiące, jeśli to była próba personalnego przytyku, to spudłowana, obawiam się:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Widzisz? Zamiast dyskutować o dyskutowaniu sama uprawiasz prywatę i piszesz:

    (...)No i faktycznie-dałam się zwieść, że podobnie jak ja jesteś poszukiwaczką Prawdy;)(...)

    to ma mnie zasmucić i spowodować, że będę się czuła winna bo nie daję pola do wyrażania własnych opinii i jeszcze śmiem przypisywać sobie tytuł na który nie zasługuję?

    To jakbyś powiedziała koleżance:
    -Wiesz a ja myślałam, że jesteś inteligentna
    albo
    -Wiesz a ja myślałam, że ty jesteś prawdziwą koleżanką....

    Kółko wzajemnej adoracji to bardzo pejoratywne określenie. Nie bardzo trafione w kontekście tego, co napisałam- o przyjaciołach. Poczułabym się dotknięta gdybym została tak bezceremonialnie zapakowana do worka z bezmyślną tłuszczą lukrującą tyłek idolowi.

    ......

    OdpowiedzUsuń
  25. A ja się wtrącę. Jakie to polskie, doprawdy. Ktoś pisze A a polaczkowo musi dopisać B i to najlepiej dobitnie, żeby znalazło odzew. I jeszcze mieć pretensje i wytykać palcem wady wyimaginowane.
    Pozwolę się nie zgodzić z Gretą sromotnie i nie podjąć dyskusji. Widzę, że nie tędy droga.
    ech, ten nasz naród naprawiaczy innych . roz, jeszcze raz

    OdpowiedzUsuń
  26. robię postępy w podpisywaniu się!

    OdpowiedzUsuń
  27. wstrzeliłam się w konwencję, Kokain. i tak, zabieg świadomy-zupełnie niepotrzebnie mi tłumaczysz co miałam na myśli.

    z tym kółkiem, to bynajmniej nie chcę nikogo obrażać, to zupełnie nie w moim stylu. ale tak to wygląda z perspektywy osoby niezaangażowanej i nieuprawiającej kultu;)

    właściwie to myślę, że moje gadanie jest bez sensu-bo nie wydaje mi się, żebyś nawet przez sekundę pomyślała, że być może coś w tym jest, a i misja naprawiania świata nie leży w mojej naturze, więc jeszcze raz proszę wybacz.
    na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że czasami mnie korci wbić igłę w balonik albo popsuć samozadowolenie.

    dla mnie ten post o edukacji jest trochę peanem napisanym przez Ciebie na swoją własną cześć...

    OdpowiedzUsuń
  28. rozbicek79, wszystko super, ale z czym konkretnie pozwalasz się nie zgodzić? bo w swej lakonicznej wypowiedzi (satyra na samego siebie?)nie zawarłeś tego drobnego szczegółu?

    OdpowiedzUsuń
  29. Wiesz co? Robisz się niesmaczna. Wbij sobie igłę gdzieś indziej, nie we mnie.

    OdpowiedzUsuń
  30. O la la , tyle wpisów , to chyba rekord :)
    Greta , daj sobie na luz , masz swoje poglądy i to rozumiem , nie narzucaj je innym . Ja na przykład nie rozumiem miłości jednej płci ale nie chodzę na kontrmanifestacje choć oni to manifestują . Lubię też partię którą zapewne ty nienawidzisz ale nie piszę tego . Daj se na luz , nie zmieniaj nikogo , patrz na to co piękne , pomagaj innym , świat będzie weselszy . Greta , nie obraź się , podejrzewam że nie masz dzieci i pewne instynkty jeszcze się w tobie nie obudziły . Kokain , jesteś super i tak trzymaj .

    OdpowiedzUsuń
  31. Pozwalam się nie zgodzić ze wszystkim co napisałaś, to proste. Post jest o edukacji a nie o sobie. Ma wydźwięk osobisty bo Kokain bezpośrednio zetknęła się z niektórymi zjawiskami a przed nią jeszcze więcej. Ma prawo do wątpliwości rozterek i oceny z każdej strony, co robi wyraźnie jako rodzić.Może trzeba było od razu napisać, że uważasz, że to pean, czyli, że nie podoba ci się, że ktoś zna swoją własną wartość i rzuca to na stół? Kompleks może jakiś się w tobie odezwał, może nie, sam nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ale ty i ta mama kuzynki kompletnie rozjechałyście się z tematem przewodnim. Ponownie podejrzewam, że post stał się raczej pretekstem do pokazania Kokain gdzie jej miejsce.A nie ważne ile razy będziesz dodawać na końcu zdania :), dla mnie wydźwięk jest jasny. i patrz, ktoś nie zgadza się Z TOBĄ i też od razu atakujesz, że niby satyra na samego siebie pierdy pierdy. Ja po prostu nie mam wiele chęci do bicia piany o niczym. Jesteś powiedziałbym bezczelna i bezpośrednia w paskudny sposób od którego chce się śmiać a Kokainie nie zazdroszczę takiego czytelnika, nawet jeśli od tej pory cichego.

    OdpowiedzUsuń
  32. Greta. Długo myślałam wczoraj nad tym co napisałaś i nocną porą doznałam olśnienia.

    Ty po prostu taka jesteś- wredna jak masz ochotę lub milusia jak masz ochotę. Ktoś powiedziałby, że wyrachowana.

    Kiedy pół roku temu ni stąd ni zowąd napisałaś do mnie o swoich problemach finansowych, trzy dni myślałam jakby pomóc, co doradzić, gdzie znaleźć rozwiązanie. Z Susłem rozważaliśmy nawet, żeby pożyczyć wam trochę pieniędzy choć i u nas było nieciekawie. Nie miałam jednak okazji ci tego zaproponować bo raptem przestałaś pisać. Pomyślałam,- hej, ważne, że się poprawiło.

    A teraz to. "czasami mnie korci wbić igłę w balonik albo popsuć samozadowolenie."

    Ty po prostu posługujesz się ludźmi tak jak masz no to ochotę, bez zastanawiania się nad nimi tylko nad sobą. Bo tak, bo lubisz. Używasz jak chusteczkę i idziesz dalej, walisz prosto z mostu jakieś megapsychologiczne przemyślenia i już ci lepiej. Bo tak ci się podoba. Bo taką masz ochotę.

    Jeśli lubię komplementy- nic ci do tego. Pozycja autora bloga z definicji stawia go na pozycji dawcy a jego czytelników czyni biorcami. To rola którą przyjmuje się dobrowolnie i nikt cię nie zmusza tu do niczego. Nie podoba ci się przekaz, na świecie są miliony blogowiczów. Co by to było gdybym tak wedle własnego widzimisię wybrała się dziś na wszystkie blogi na mojej ulubionej liście i napisała, że ty to jesteś nie do końca mądra, ty to masz nie do końca poprawne stosunki z mężem a ty jesteś egoistka i nimfomanka. Chyba nie spodziewałabym się, że ktoś padanie przede mną na kolana i podziękuje za konstruktywną krytykę?

    Brzydzę się takimi ludźmi. Jesteś wielka odważna i bezpośrednia bo siedzę gdzieś daleko i nie możesz spojrzeć mi twarz. Internet wyciąga z ludzi ich najlepsze ale i najgorsze cechy.

    Dobrze, że się wtedy nie zdecydowałam na pomoc, dziś czułabym się jakby mi ktoś napluł prosto w gębę. Czy może i nie, nadal uważałabyś swoje ale lukrowałabyś w ramach obowiązkowej wdzięczności.

    Tak czy inaczej
    Darz bór.

    OdpowiedzUsuń
  33. A ja wsadzę kij w mrowisko i stwierdzę, że Kokain naraziła się na atak bo napisała właśnie o edukacji. To temat drażliwy i w Polsce bardzo różnicujemy ludzi na podstawie ich wykształcenia. Prawie jak system kastowy w Indiach. Agresywne wyskoki, które tu widzieliśmy wynikają może z kompleksów które dały o sobie znać, dlatego czytelnicy poczuli się dotknięci osobiście treściami które nie miały dotykać osobiście tylko skłonić do rozważań. A co najważniejsze to tak zaprawdę nie tekst o edukacji tylko o ludziach, którym się wmawia że jej nie potrzebują! I tak mi się zdaje, że wyczułam w nim dużo współczucia względem ludzi którzy nie wymagają od siebie nic więcej.
    A śmieszne jest to, że greta atakuje jak skorpion a nawet nie wzięła udziału w dyskusji. Bo rzeczywiście nie dyskusja się stała powodem ale to, że Kokain miała czelność.

    OdpowiedzUsuń