czwartek, 5 maja 2011

Jedziemy jedziemy a mil ze sto

Ale za to byliśmy na wycieczkach. Czemu to się nazywa "wycieczka"? Bo się wycieka z domu czy dlatego, że się wsiąka na cały dzień?

No nieważne. Pojechaliśmy do Dover. Maleńtas spał jak na porządnego wycieczkowicza przystało, Maja męczyła Barneya nieustannym wciskaniem mu guziczków z pytaniami, ja szydłowałam a Rodzicielka z Susłem roztrząsali kwestie smoleńskie z małymi przerwami kiedy Suseł wymijał ćwoków a Rodzicielka łapała się mocniej fotela.


Aach,jaki to raj dla geografa! Tu pokłady a tam warstwy a tu obrywy, obwisy i obsuwy, procesy niszczące, kreda i Pangea.... aż szkoda było odrywać wzrok. Obserwowaliśmy promy z Francji zgrabnie dokujące w porcie i mijające się tak blisko, że można by sobie podawać z rąk do rąk kluczyki do mostka.




Maja turlała się w białej bluzie po kamieniach na plaży przy prze-cud-nym Dover Marina Hotel i zapełniała wiaderko co cięższymi kamieniami a Maleńtas chłonął morską bryzę której było nam aż nadto kiedy w końcu zanieśliśmy majowe kamienie do bagażnika i poszliśmy na molo.




Po tym jak na końcu molo wywiało nam przez uszy ostatnie myśli i odwiedziliśmy kibelek przy restauracji, Maja wspięła się na ławkę tuż przy bulaju obserwacyjnym.
-Maju, a co to jest?- spytałam wskazując na morze.
-Koło.- rzeczywiście, bulaj był okrągły.
-Ale tutaj, o.- popukałam palcem w szybkę.
-Sipka.- też racja.
-Ale tam, daleko.
-Mozie.
-No nareszcie!

Z mola powędrowaliśmy na Zamek Dover ale w połowie drogi zrobiło się tak jakoś słonecznie, Maleńtas przytył 20kg a Maja usiadła na krawężniku i zajęła się zbieraniem stokrotek. Suseł odnalazł więc w mieście auto i podwiózł nam ciężkie zadki na samą górę. Ale utknęłam w aucie na następne 3h bo Dzieciusie posnęły w fotelikach więc Suseł poszedł z Rodzicielką zwiedzać komnaty sam.



Rodzicielka twierdzi, że widziała ducha ale ten nie złapał się na zdjęciu.  W komnacie w której ustawiono długie stoły i drewniane misy i narzędzia kuchenne Rodzicielka przystanęła, odwróciła się, żeby pstryknąć fotkę po tym jak już wszyscy wyszli i zauważyła w okienku dziewczynkę w długiej, jasnej sukience stojącą przy stole. Przez sekundę Rodzicielka pomyślałam że to nawet dobrze bo dziewuś pasuje stylem do komnaty. pstryknęła... a na zdjęciu ukazała się pusta komnata i ława z misą. Szukała ogonka wycieczki nad wyraz szybko!

A ja siedziałam w aucie targanym na boki porywistym wiadrem :), pałaszowałam gotowaną kukurydzę i szydłowałam w zapamiętaniu otoczona pochrapującymi Dzieciusiami. Co szydłowałam, to później.

Następnym przystankiem było Cantenbury Abbey. Złapaliśmy piękne "golden light" na fotografowanie i zatopiliśmy się w przejściach i krużgankach po za późno już było na samą Katedrę.






Wrażenia niesamowite. Szerokimi, kamiennymi krużgankami wieki temu przebiegali średniowieczni mnisi w wełnianych habicikach, niosąc pod pachą zwoje, garnki, kosze z trawskiem... Prawie słychać było klapanie ich sandałków. 

...

Wróciliśmy do domu baaardzo późno ale warto było tarabanic się na drugi koniec kraju. Powinnam zacząć kolekcjonować magnesy na lodówkę ze wszystkimi miejscami jakie odwiedzamy... Byłby powód kupić większą lodówkę.

9 komentarzy:

  1. Oj, zjadlo mi komentarz !
    No to jeszcze raz !
    Swietny pomysl na wycieczke. Zdjecia przesliczne. Anglia bardzo malownicza. Zamek przecudnej urody. I ja poczulam atmosfere, zawsze to czuje jak jestem w takich miejscach. Ale duchy, kroki itd ! To dodatkowa atrakcja.
    Czyzby tesknota do tych czasow ? Ciekawe co pozostanie po nas, po naszej generacji ? Pewnie bardzo duzo zlomu, smieci i gruzu.
    Maja sliczna w tych kamyczkach. Ja tez lubie kamyczki, muszelki i wszystko co z ziemia i z przyroda zwiazane. Ja chce z Maja zbierac !
    Buziaczki !
    Jill
    ps. duza lodowka to swietny pomysl ! Zaczynaj sie domagac !
    Usmialam sie jak przeczytalam o: wymijaniu cwokow ! Bo to przeciez moje powiedzenie !
    ,,Mojemu Suslowi,, sie to strasznie podoba jak ja zacznam wyzywac kierowcow od ,,cwokow,, !

    OdpowiedzUsuń
  2. Saxofonistka6 maja 2011 12:16

    Świetne widoki!
    Śniłaś mi się, ale sen byl znowu tak idiotyczny i pozbawiony sensu, ze nawet szkoda go przytaczac... Juz wszystkich dookola zameczylam tym jak to mi sie w nocy uroili, takze nie przejmuj sie, to nic niepokojacego ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Śnię się ludziom, których nigdy nie spotkałam...:D Co to o mnie mówi? A budzisz się zlana zimnym sosem?

    OdpowiedzUsuń
  4. Saxofonistka7 maja 2011 08:09

    Niee, ale ogolna atmosfera jest dosc tajemnicza!
    Uchyle robka tajemnicy: snilo mi sie, ze jestes... przyrodnia siostra przyrodniej siostry mojego faceta o.O Od razu dementuje wszelkie podejrzenia co do mojej niepoczytalnosci!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie się kiedyś śniło, że mam spotkać Dżordża Busza, ale mnie unikał skubany, a ja go szukałam wokół Białego Domu nielegalnie oczywiście, bez ochrony i takie tam... hmm... :D

    Piękne te widoczki! Nigdy na żywo nie widziałam fiorda. Chyba, że to nie fiord :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To nie fijord, to klyf. Na dodatek biały.......waaaapień, miliony lat histori. A przy okazji ulubione miejsce samobójców. Nie wim czemu. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Saxofonistka8 maja 2011 09:54

    Bo jak leca to maja duuo czasu na robienie papa ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dover.. niesamowite miejsce! hotel też niczego sobie, jeśli oczywiście jego ulotkowy wizerunek pokrywa się z prawdziwym.. haha! :D klif cudowny. chciałabym tam pojechać i poczuć tą wysokość. nie to, żebym się miała rzucić! :) zamkowa historia bardzo intrygująca.. hm, ciekawe co też Teściowa, a raczej kogo, widziała :) katedra gotycka, prawda? cudo, szkoda, że nie zdążyliście do środka! ale na to jeszcze czas :) pozdrowionka ze słonecznej Polski :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj gotycka, gotycka, popachniało mi naszym Św.Michałem....Ale jeszcze tam wrócimy, może jeszcze w tym roku...:)

    OdpowiedzUsuń