środa, 6 kwietnia 2011

LATO!!

Po wczorajszej pogodzie Nijakiej Takiej, dziś wyłożyłyśmy swoje peryferia na słońce jakiego jeszcze 2011 nie widział.

Maja dostała kredki, papier, stolik i krzesełko na patio ale i tak stwierdziła, że babranie się w ciepłej wodzie  bardziej przystoi na słoneczną pogodę i po kilkunastu próbach wmówienia Mamie, że to-to czerwone zamazane to "tjufafa" czyli truskawka, zażyczyła sobie wody do wiaderka i cały dzień bawiła się w Ponyo.


Maleńtas odmówił spania w tych pięknych okolicznościach przyrody i skończyło mi się na siedzeniu na piance i tuleniu Przyklejka. I odbieraniu paczek. Bo dziś przyszło prawie wszystko czego potrzebuję, żeby w końcu rozpocząć realizację zamówienia na stałej Czytelniczki- 24 wieszaki w rozmiarze dziecięcym, ręcznie malowane, wyklejane i opisane imieniem spodziewanej na czerwiec małej dziewczynki.

Co rusz, ktoś pukał do drzwi albo w płot- a to pędzelki a to rzeczone wieszaki, lakier, wstążki i farby modelarskie. No i moje torebeczki na wisiorki przy okazji. Pozostało tylko zamówić guziczki w fikuśnych kształtach i można rozpocząć dzieło ale sprzedawca jest na HulaGula i czekam. Strasznie się tym rajcuję, muszę przyznać bo przedsięwzięcie jest duże i obiecujące.


Przesyłka o której wczoraj pisałam dotarła do nas po 22:00 i ujebała mnie palec. ???
U nas to się ciągle coś dzieje. Moja Rodzicielka jakiś rok temu uszczęśliwiła cały dom Wrzaskunem. Miało być pięknie a już po jednym dniu wiadomo było czemu ktoś postanowił sprzedać młodą Amazonkę za średnio wygórowaną cenę. Ptaszor darł się tak obrzydliwie, że w majtkach puszczały gumki. W najbardziej niespodziewanych momentach, np o 7:00 rano albo bardzo późnym wieczorem dostawał kręćka i mimo przykrycia wrzeszczał jak z dżungli amazońskiej wycięty. Do tego rżał jak koń i nijak nie chciał ani pokazać swoich rzeczonych umiejętności zachwalanych przez sprzedających ani nauczyć się czegokolwiek nowego.

Poszedł do ludzi. Trudno. Natomiast Rodzicielka wahała się i wahała ale zachęcona do PÓJŚCIA NA CAŁOŚĆ!! w końcu podjęła męską decyzję i kupiła za tą kasę realizację swoich marzeń zaraz po Golden Retriverze- żako kongijskie.

Dogadaliśmy szczegóły przez telefon i wiedzeni doświadczeniem na temat oszustów od których roi się w sieci, się sprzedażą ptaków egzotycznych ucieszyliśmy się, że pan mówi piękną angielszczyzną. Jak się okazało- można mówić piękną angielszczyzną ale być jednocześnie całkiem Pakistańczykiem ze złotym zębem. :) Ale przyjechał przygotowany, z książką, karmą, notatkami, dokumentem zdrowia no i pięknym, czystym, zdrowym Ptaszorem. I już. Ptaszor, w odróżnieniu do Amazonk od razu przyjął jedzenie z ręki, napił się i zaczął zaczepiać nas gwizdaniem. W języku psychologów zwierzęcych: jesteście fajni i ostatecznie mogę tu zamieszkać.

Tylko Kokainka chciała okazać uczucia do ptaszka jak Kopciuszek i sądziła, że Ptaszor da się pogłaskać po dziobie już w pierwszy wieczór. Dał się, nawet chwilę ale zaraz potem łapnął mnie za palec i zaczął wciągać do klatki!!! No imam laleczkę, plastek wokół palca wskazującego bo nie tylko mam dziurkę od górnej części dzioba ale i zaciętą daleko ale płytko ranę z drugiej strony palca. Sama chciałam.

Dziś jednak Ptaszor się obronił, wszamał pomidorka z ręki i zajął nam cały dzień zagadywaniem, gwizdaniem, kląskaniem i bulgotaniem. W pewnym momencie ja zostałam z Przyklejką patio a Rodzicielka poszła kłaść umorusanego Majka spać. Tuż nad głową, Majka broniła się w swoim pokoju przed nakładaniem piżamki i protestowała w sprawie pokoju na świecie, kiedy Ptaszor spojrzał w górę i powiedział męskim głosem:
-STOP IT!

!!!???!!!

A chwilę potem:
-CHARLIE! STOP IT!

Czyli, że że sprzedawca był też dobrze poinformowany o umiejętnościach i jego imieniu. Nie jakiś tam NoName, świetnie mówi, tańczy i śpiewa, płać i zjeżdżaj.

No i jest Charlie. I plaster na palcu.

Nie bójcie się o Majkę. Paluszków do klatki nie wkłada bo wrzaskun łopotał skrzydłami jak szalony za każdym razem kiedy się do niego zwracała na co Majka uciekała za biurko i wołała:
-Nie koko pasiek, nie koko!

***

Byłyśmy wczoraj walnym zgromadzeniem w Kościele. Nie na mszy, co to to nie. Ustalić szczegóły dotyczące chrztu. Dostałam kolorowy folder niczym reklama z banku, z benefitami jakie otrzymuje dusza dziecka ochrzczeniu. Nie czytałam dalej bo bym się kłóciła co do tych benefitów. Teraz będzie duchowo: nie jestem religijna w żadnym z tradycyjnych ujęć tematu. Uważam, że Bóg w chwili poczęcia obdarowuje duszę niewyczerpanym zaufaniem i bezwarunkową miłością dając życie i tego się trzymam. Rozumiem pojęcie chrztu w kwestiach historycznych, biblijnych, kiedy pierwsi chrześcijanie pragnęli dokonać aktu symbolicznego powiązania swojej istoty z Bogiem pączkującej religii. Ale jestem świadoma, że czy to Bóg, Budda, Kryszna, Allah, Wisznu czy kamień w rzece dla wyznawcy Zen- to cały czas ten sam Stwórca. Matematyka, natura, siły fizyki, tętniące życie w każdym zakątku Ziemi i nie wątpię, że w całych Wszechświecie. Dlatego nie czuję potrzeby chodzenia do Kościoła w niedzielę bo Stwórca jest ze mną cały czas, na każdym kroku i niedzielne wizyty w kamiennych budowlach nic tu nie zmienią. Nie mozna być BLIŻEJ esencji swojego własnego istnienia tylko dlatego, że uczęszcza się na msze.

Ale tego wszystkiego pani w sekretariacie nie powiedziałam. Kiedy spojrzała na podwójne nazwisko Dzieciusiów, również nie opowiedziałam skąd wynikają. Co by powiedziano gdybym opowiedziała, że od 11 lat nie mamy ślubu bo poszliśmy sami do kościoła i w ławeczce, potwierdzilismy sobie coś co Stwórca wcześniej sobie obmyślił. Sami, taka samowolka....

Natomiast jeśli chodzi o Dzieciusie, skądś muszą wystartować. I tak będą miały swoje własne zdanie na temat religii ale innowierców ;) z nich zrobię. Więc cieszę się w sumie na chrzest bo również symbolicznie , Dzieciusie dostaną dodatkowych rodziców i wyrazimy nasze do nich zaufanie.

Ale nazwiska to mają... Musiałam przeliterować imiona i nazwiska 4 osób, których nazwano długo i rzęsiście, z mnóstwem diakrytycznych kombinacji i fikołków. Z pamki. A pamka działa jak mam oczy zamknięte więc pani z sekretariatu myślała, że wpadłam w jakiś trans chyba. G-U-J-K-F-Y-A-T-R-E......

W drodze powrotnej w autobusie Maja pokazywała pięćdziesięciu osobom jak się je cały jogurt palcem i kiedy wyżera się kuleczki z dodatkowego pojemniczka. Sala ryła a ja wycierałam kurtkę. :)

Kupiłam jej sandałki do sukienki i tylko modlić się o słoneczną pogodę bo zmarznie w tych tiulach.

A już za tydzień do UK przylatuje Pu ze swoim Mężem i już widzę dyskusyjne komplikacje- my po polsku, on po niemiecku a wszyscy razem po angielsku. Yupij jajej!

 Również dlatego, że nie widziałyśmy się... jakieś 6-7 lat!

Dobra, idę pisać wywiad. O mnie. Ha-ha!

13 komentarzy:

  1. Prostacko i po chamsku powiem: żądam zdjęć Charliego!!! Jedna notka wystarczyła, żeby mnie omotał wokół palca... to jest: pióra! ;)

    Charlie, stop it! :D :D :D
    Uściski z Wrocławia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa właśnie, zapomniałabym! ;)

    Sprawa pierwsza - chyba coś z godziną masz źle ustawione w panelu bloga, bo wyświetla mi się, że jest 9:40... ;>

    Sprawa druga - zgodnie z wcześniejszym pytaniem o pozwolenie, zalinkowałam u siebie i nawet słówko napisałam co i jak... także jeśli masz ochotę poczytać hymny pochwalne na swoją cześć, to moje drzwi stoją otworem! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. puk puk...
    wooow
    ale to nowe lokum cudne!
    tak sympatycznie, przytulnie - no az sie chce zostac!
    Dziekuje!!

    ninnare

    OdpowiedzUsuń
  4. No i się wyjaśniło jak wspomniałaś o panelu bloga. Pogmerałam i się okazało, że miałam czas pacyficzny.

    Zdjęcia zrobiłam, wieczorkiem wrzucę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żeby nie było, że nie poczytuję...
    Gratuluję zmiany.
    Mój pierwszy wpis, czuję się jak dziewica...
    Pozdrawiam.
    Mariola.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, to teraz Charlie bedzie rzadzil. Nowy czlonek rodziny ! Te ptaki sa fantastyczne.
    Slyszalam, ze najlepiej wziac piskle i je wychowywac samemu.
    Charlie musi nauczyc sie polskiego !
    Masz teraz takie mozliwosci na blogu, ze pewnie doczekamy sie malego video z Charlie w roli glownej.
    Bardzo podoba mi sie Twoje podejscie do Chrztu dzieci. Do tego za jednym zamachem ochrzcza sie oboje. A potem, to tak jak piszesz: same beda mialy wybor. Tylko pokaz nam wystrojone dzieci zanim zawieziesz ich do kosciola. Please !
    Jill

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasiu z Wrocławia- skomentowałam Twój wpis o 'moi' dwa razy ale nie publikują się! :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm a ja mam pytanie, bo mi sie tez marzy taka gaduła pierzasta. Ale mamy kota i zastanawiam sie jak toto by zareagowalo na kicie i odwrotnie.

    Pogoda iscie cudna, podobniez w Twoich okolicach bylo okolo 20 stopni?

    Moj chlopak chrzczony, ale na dzien dzisiejszy juz bym tego nie zrobila. Chociaz jesli w perspektywie jest bardzo dobra szkola... to moge zrozumiec taki krok. Niemniej trzymam kciuki za dwójke, za Maję i Gabrysia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kokainko, bez paniki! ;)
    Ja mam włączoną moderację komentarzy, czyli muszę pierw sama je zaakceptować, a potem się wyświetlają ;)

    Widziałam, zaakceptowałam, ściskam wiosennie! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Błagam, nie pisz codziennie... Nie mogę się oprzeć, żeby nie przeczytać, przez Ciebie nie zdam matury!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja ci zaraz pokażę! Wyłączaj ten komputr i marsz mi do nauki bo rodzicom powiem i w komórce każe zatrzasnąć. O chlebie i wodzie!

    :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Halo, halooooo!!!! Kokainko - tu Olka. Tu Londyn. :) PNIENKNY blog :)
    Długo myślałam czy się wyjawić, ale cóż, raz kozie śmierć. http://olka-ot-tak.blogspot.com/

    :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Rodzice to pikuś, gorzej ten chleb i woda ;p
    Naprawde, z natury nie lubie slodzic, a komplementowanie zadko przechodzi mi przez gardlo (to zle? dobrze?), ale nowa odslona jest rewelacyjna, matura nie zajac, wiec PISZ!!! ;D

    OdpowiedzUsuń